Artykuł,  Esej

Ludzie, których już nie znamy

To jedno zdjęcie… Tak, to w kolorowej ramce. Stare, zakurzone, na którym widnieje wiele młodych, uśmiechniętych postaci. Znajomych twarzy, które dziś wyglądają nieco inaczej…

1 września i szkolne progi, to tam poznajemy ludzi, z którymi przez wiele następnych lat zapisujemy kolejne karty historii. Widzimy się z nimi każdego dnia, spędzamy razem wiele godzin, uczymy się, śmiejemy, kłócimy, wyzywamy, a czasem nawet bijemy. Razem piszemy sprawdziany i razem na nich ściągamy, naciągamy oceny, poprawiamy kartkówki, wspólnie spędzamy wszystkie przerwy. Chodzimy na szkolne dyskoteki, solidarnie konkurujemy z innymi klasami i wszyscy razem trzęsiemy się ze strachu podczas wyczytywania do odpowiedzi. Widzimy wybryki łobuzów oraz ich bezczelne docinanie nauczycielom, które nieraz powoduje uśmiech na naszych twarzach. Na wf dzielimy się na drużyny i rywalizujemy, ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy jedną klasową ekipą. Dobrze się znamy nawzajem, przyjaźnimy i nieraz wydaje nam się, że wiemy wszystko o tej osobie ze szkolnej ławki. I tak przez kilka, a czasem nawet kilkanaście lat. Aż przychodzi ten dzień zakończenia, łzy w oczach, które następnie spływają po policzkach, stos chusteczek, ale też brak świadomości tego, że z niektórymi widzimy się ostatni raz.

Każdy ma swój własny cel i inną drogę, którą podąża. Wybieramy różne ścieżki, które nieraz już nigdy się nie skrzyżują. Z czasem ludzie, których przecież tak dobrze znamy, stają się obcy. Mijamy się bez słowa, bo nie jesteśmy pewni czy ta osoba nas pamięta, boimy się, że nam nie odpowie. Spuszczamy wzrok przechodząc obok kogoś, z kim jeszcze stosunkowo niedawno tyle nas łączyło.

Po tylu latach rozchodzimy się… Praca, studia, wyjazd za granicę. Z Internetu dowiadujemy się o zaręczynach, ślubie czy ciąży. Każdy ma swoje życie i swoje problemy, a przecież jeszcze nie tak dawno mieliśmy te same kłopoty. Byliśmy w jednej klasie, stawiając czoła wymagającym nauczycielom.

Nie każdy dzień był łatwy, nie zawsze były piątki, czasem wracaliśmy do domu ze spuszczoną głową. Pierwsza miłość, rumieńce, motyle w brzuchu i pierwsze rozczarowania, łzy oraz blizny na tym małym serduszku. Pierwsze próby stawania się dorosłym, zaistnienia na tle grupy, chęć wybicia się i zaprezentowania z jak najlepszej strony. Śmiech, radość, osiągnięcia, ale także płacz, strach i ciężkie chwile-świadkiem tego wszystkiego była szkoła.

Niesamowita droga, która tak szybko ucieka. Ścigamy się z czasem narzekając, że to dopiero poniedziałek i jeszcze tyle zajęć do piątku. A potem nagle okazuje się, że nie wiadomo kiedy w zasadzie zleciały te lata w szkolnych murach. Wtedy, gdy pojawia się ta łza w oku, dochodzi do nas, że spędzilibyśmy jeszcze choć małą chwilkę z tymi ludźmi. Ostatni dzwonek dający sygnał do wyruszenia w ten wielki świat, który stoi przed nami otworem. Coś się kończy, coś zaczyna. Pozostawiamy za sobą wspaniałych ludzi, niestety wielu z nich tracimy już na zawsze.

Wczoraj mali, dziś dorośli, mający swój świat, nieoglądający się na szkolne czasy, żyjący tu i teraz. Nowe znajomości, nowe relacje i przyjaźnie. Zabiegani, ciągle pędzący za tym, co w danym momencie wydaje się być najważniejsze. Mierzący się z codziennymi problemami, które nieraz tak ciężko pokonać.  Z dzisiejszej perspektywy wtedy było łatwiej… Ale wtedy chcieliśmy być dorośli, chcieliśmy sami decydować, chcieliśmy być wolni, przerastały nas jedynki w dzienniku, uwagi i ilość zadań…

Przyjaciele ze szkolnej ławki, którzy tak szybko odchodzą w niepamięć. Co u nich słychać? Gdzie zaprowadził ich los? Czy potrafilibyśmy jeszcze z nimi rozmawiać? Wtedy tak ciężko było się z nimi rozstać, a dziś tak ciężko jest się spotkać.

To zdjęcie… Tak, to w kolorowej ramce, stare, zakurzone, stojące na półce. Ile pamiętasz imion?