Recenzja

Nowa „Akademia Pana Kleksa” nie jest taka zła, jak ją malują

Nowa produkcja oparta na motywach książki Jana Brzechwy z 1946 roku została wyreżyserowana przez Macieja Kawulskiego. Od samego początku pojawiały się liczne kontrowersje oraz spekulacje na temat nowej wersji. Sam twórca filmu podkreślał, że chciał zrobić wersję, która uwolni postać Ambrożego Kleksa od bycia pomnikiem narodowym. Moim zdaniem udało mu się to, ponieważ Tomasz Kot odegrał rolę tytułowego profesora idealnie. Premiera filmu już dziś. Nie dajcie się zwieźć negatywnym opiniom krytyków. Film warto obejrzeć i wyrobić sobie własne zdanie. Ja polecam podejść do seansu z bardzo otwartą głową.

Kadr z filmu "Akademia Pana Kleksa" z 2024 roku w reżyserii Macieja Kawulskiego
Fot. Next Film

Medialna otoczka wokół nowego Kleksa

Należy mieć świadomość, że wersja Macieja Kawulskiego nie miała być odświeżoną kopią filmu Krzysztofa Gradowskiego z 1984 r. z Piotrem Fronczewskim w roli głównej. Zrobienie kalki w skali 1:1 mijałoby się z celem. Jednak jeżeli już chcemy porównywać tę wersję do poprzedniej czy nawet do książki, to weźmy pod uwagę, że nie mamy roku 1984, a tym bardziej 1946… tylko 2024. Nie da się przedstawić współcześnie tego samego, co 40 czy 78 lat temu. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że książka mocno się już zestarzała i dzisiaj bardzo trudno przenieść ją na wielki ekran. Siłą rzeczy nowy Kleks musi być oryginalny i współczesny  taki właśnie jest.

O czym jest nowa Akademia Pana Kleksa?

Najnowsza adaptacja Jana Brzechwy nie jest tak irracjonalna i dziwna jak film Krzysztofa Gradowskiego, ale jest do niego bardzo dużo odwołań. Na wielkim ekranie ponownie pojawia się Piotr Fronczewski, jednak tym razem w innej roli – doktora Paj-Chi-Wo. Mamy także kultowe stroje wilczej armii, które dosłownie przywodzą na myśl te sprzed 40 lat. Ta wersja nie będzie pewnie tak kultowa, ale stoi na własnych, współczesnych fundamentach.

Film nie jest ekranizacją książki, jest osobnym tworem opartym na motywach książki Brzechwy. Przez to mamy główną bohaterkę Adę, którą świetnie zagrała Antonina (Tosia) Litwiniak. Jak wiadomo, w pierwowzorach to Adaś Niezgódka grał pierwsze skrzypce. Mnie się ta podmianka bardzo podoba. Jestem fanem nowego i świeżego pomysłu Macieja Kawulskiego.

Kadr z filmu "Akademia Pana Kleksa" z 2024 roku w reżyserii Macieja Kawulskiego
Fot. Next Film

Nasza Ada trafia do akademii, w której znajdują się także inne dzieciaki z całego świata. Mamy również znanego już Mateusza (Sebastian Stankiewicz) oraz samego Pana Kleksa. Tomasz Kot w roli tytułowego profesora odnalazł się świetnie. Wszystkie sceny z nim są po prostu rewelacyjne. Widać gołym okiem, jak dużą satysfakcję dała ta rola aktorowi. Należy jednak pamiętać, że Pan Kleks nie jest głównym bohaterem całej historii, dlatego moim zdaniem było go na ekranie wystarczająco. Dzięki temu zapamiętałem go tylko z samych pozytywnych fragmentów.

Jednym z głównych wątków jest historia Mateusza i Wilkusów (ludzi wilków). Natomiast po drugiej stronie mamy rozwijającą się relację Ady z Albertem (książkowy Alojzy). Trudno jest odróżnić, który z tych tematów jest tym przewodnim, chociaż i tak stawiałbym bardziej na ten drugi. Mimo że postać Alberta została niewykorzystana, daję Maciejowi Kawulskiemu kredyt zaufania, że zmieni to w kolejnej części. Reżyser podjął dobrą decyzję, dzieląc powieść na dwie części. Tak więc jego Akademia Pana Kleksa skupia się na wątku wilków i ptaka Mateusza, zaś o golarzu Filipie i innych znaczących historiach z książki opowie już Kleks i wynalazek Filipa Golarza, który trafi na ekrany kin w listopadzie przyszłego roku.

Kadr z filmu "Akademia Pana Kleksa" z 2024 roku w reżyserii Macieja Kawulskiego
Fot. Next Film

Film jest pięknym wygenerowanym obrazkiem

Produkcja z 1984 roku dla wielu była w pewien sposób realistycznym odzwierciedleniem książki. Nowej wersji Macieja Kawulskiego zarzuca się, że stanowczo przesadził z efektami specjalnymi. Moim zdaniem postąpił słusznie. Po pierwsze, nowa technologia, taka jak CGI, została wymyślona po to, żeby ją wykorzystywać właśnie w takich produkcjach. Akademia Pana Kleksa idealnie nadaje się do stosowania takich technik. Maciej Kawulski wziął na warsztat tekst kultury, który bazuje na baśniowości, oniryzmie, wyobraźni i kreatywności. Dlatego zupełnie zrozumiałym i logicznym krokiem jest dla mnie sięgnięcie po jak najwięcej narzędzi do generowania sztucznych efektów. Reżyser właśnie tak postąpił. W mojej głowie pozostały piękne różowe kadry, przepełnione kolorową i wyrazistą scenografią. Dokładnie takiego efektu się spodziewałem, idąc na nowego Kleksa do kina.

Po drugie, młodzi odbiorcy, w tym przede wszystkim dzieci, od prawie dekady są wychowywane na takich efektach. Filmy, seriale, bajki oraz przede wszystkim gry komputerowe przyzwyczaiły wyobraźnię takich osób do jak najciekawszych sztucznych krajobrazów. Dla takiej publiki nie liczy się kunszt gry aktorskiej czy dobry scenariusz liczy się tylko to, co rejestrują ich oczy. Dlatego film raczej spełnia ich wymogi, ponieważ jest mniej więcej tym, z czym oni obcują od najmłodszych lat. Moim zdaniem do tego grona odbiorców nie da się dotrzeć w inny sposób, niż zrobił to właśnie Maciej Kawulski w swojej wersji.

Kadr z filmu "Akademia Pana Kleksa" z 2024 roku w reżyserii Macieja Kawulskiego
Fot. Next Film

Dajcie szansę nowej Akademii Pana Kleksa

Podejście do filmu jest kluczowe w całej dyskusji. Moje było bardzo pozytywne, dlatego nie byłem rozczarowany, ponieważ otrzymałem od twórców taki produkt, na który się nastawiłem. Warto podejść do seansu z tzw. otwartą głową, nie powielać populistycznych frazesów, tj. „klasyków się nie tyka”, „dobra wersja może być tylko jedna” czy „Piotr Fronczewski na zawsze pozostanie jedynym prawdziwym Ambrożym Kleksem”. Tomasz Kot sam przyznał, że wychował się na Akademii z Fronczewskim. Nie miał zamiaru zrobić konkurencji, tylko wykreować zupełnie nową i przede wszystkim swoją postać.

To, co widzimy na ekranie, to zaledwie 50% naszego odbioru. Reszta to nasze indywidualne przeżycia, doświadczenia czy wrażliwość, którą każdy ma inną. Każdy z widzów będzie po swojemu interpretował bohaterów, ich motywacje, poczucie humoru itd. U jednych Wilkusy wzbudzą strach, a u drugich zażenowanie. Nie dajmy sobie przejąć kontroli nad swoimi emocjami i doświadczeniami. Każdy ma swój punkt widzenia na świat, sztukę i, tym bardziej w tym przypadku, na film. Niech krytyk nie wybiera za Was, czy pójdziecie na dany film czy nie.

Akademia Pana Kleksa Macieja Kawulskiego to zupełnie nowa bajka, którą warto obejrzeć! 

Redaktor naczelny portalu Nowy Akapit. Maniak filmowy i pasjonat prawie każdej dziedziny sportu. Redaktor portalu Kącik Popkultury oraz współprowadzący podcast na Spotify "Rozmowy Na Pół Gwizdka".