Komentarz

Poczuć obraz. Trwałość pamięci

Ser topił się powoli, atakowany gorącym płomieniem, a Salvador przypatrywał się temu z zagadkowym uśmiechem, bezczelnie rozkwitającym pod dwoma spiczastymi wąsikami.
– Camembert. Słony upływ czasu – mamrotał pod nosem, co chwilę rzucając okiem na zegarek, odmierzający czas topornym ruchem wskazówek. – Tik-tak, cyk-cak, pyk-pak – przedrzeźniał mechanizm, zakłócający ciszę popołudnia. – Dwadzieścia minut! – wykrzyknął na koniec, podrywając się z miejsca, a potem przetarł oczy i zanurzywszy palec w serowej mazi, oblizał go ze smakiem. – Mon Dieu, délicieux camembert!

Chwilę później był już przy sztalugach i wpatrywał się intensywnie w niewielkie płótno, zakryte już częściowo krajobrazem. Przybliżał twarz do rozpoczętego dzieła, maltretując w zwinnych palcach wąsy. Chwycił paletę i szybkim ruchem wycisnął na nią farbę z pogniecionej tubki. Zieleń, brąz, żółć, błękit. Później szał twórczy pochłonął go na dłuższą chwilę. W tym czasie Gala wróciła z miasta. Gala upięła włosy. Gala zaparzyła kawę. Gala uporządkowała rachunki. Gala pocałowała go w kark. Gala, Gala, Gala. A on malował, poprawiał, uzupełniał, korygował, wyciskał więcej i więcej farby, mieszał, zastygał w bezruchu, by nasłuchiwać powolnego ruchu wskazówek, tworzył. Ser topniał w kuchni. Zegary topniały na płótnie. Dali topniał w świetle zachodzącego słońca.
– Oto jest trwałość pamięci! – Krzyknął w końcu i rzucił pędzel na stół. – Merci beaucoup Monsieur Camembert!

Po tym ukłonił się w stronę obrazu i wyszedł, wołając: „Gala! Stworzyłem arcydzieło”!

Studentka Uniwersytetu Rzeszowskiego na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Uwielbiam kwiaty, dobrą muzykę, koty i domowe wypieki. Piszę, by dzielić się moim światem i wrażliwością.