Opowiadanie

W każdym świecie, pod każdym imieniem | CZĘŚĆ I

Na świecie istniały Bratnie Dusze. Pewnym było to jak wschód słońca czy nurt rzeki wypływający ze źródła. Legendy, spisane w ciężkich księgach czy szeptane w gospodach przy blasku świec, mówiły o Twojej drugiej połówce – twoim przeznaczeniu, miłości i wiecznym szczęściu. Przekazywane przez wieki historie głosiły, że bogowie, Bóg, los, a nawet sam wszechświat stworzyli dusze ludzkie tak potężnymi i wspaniałymi, że wątłe ciała, w których chodzili po świecie, nie mogły ich utrzymać. Zatem złapały niebiańskie ręce, każdą z takich pięknych dusz i podzieliły je po połowie, wypuszczając je na całym świecie. Dlatego już od narodził każdy człowiek – mężczyzna, kobieta, pokojówka, morderca, król i błazen – czuł ten pociąg. Potrzebę połączenia się ze swoją drugą połową.

I dawał im los możliwość, by tego dokonać, każdy bowiem otrzymywał wskazówkę. Niektórzy słyszeli w myślach słodkie głosy ich ukochanych, innych prowadziła przez życie czerwona wstęga przywiązana do ich dłoni, ktoś odczuwał emocje swej ukochanej, innemu cyfry na nadgarstku wskazywały dni i sekundy odliczane do wyczekiwanego spotkania, a jeszcze inni nie widzieli kolorów i dopiero ujrzenie ukochanych oczu swej Bratniej Duszy, ukazywało im piękno tego świata.

Niestety, żyły na tym świecie osoby, którym nie było dane być ze swoimi ukochanymi. Mimo otrzymanej wskazówki i głębokiego pragnienia wygrywało poczucie obowiązku.

***

Książę Milo miał Bratnią Duszę. Od najmłodszych lat wiedział, że gdzieś po drugiej stronie jest ktoś, kto rysuje na przedramionach węglem i siniaczy jego ciało. Podobnie, gdy on rozciął sobie skórę na wnętrzu dłoni kilka lat temu – taka sama blizna powinna spoczywać wśród rozpostartych palców tej osoby. Ich ciała były swoimi odbiciami, ich własną wskazówką. Milo na początku był przerażony, gdy obudził się z rozcięciami na kolanach i posiniaczonymi rękoma. Dopiero jego matka – Królowa, wyjaśniła z tęsknotą w głosie, że to wspaniały znak. Posiada od teraz Bratnią Duszę. I zakazała o tym mówić ojcu.

Miesiące mijały, a Milo starał się skontaktować ze swoją przeznaczoną osobą. Pod nadzorem matki i z jej pomocą używał pięknych piór do pisania, a jego ramiona wypełniały się granatowym atramentem. Niestety wśród zawijasów pisma, nie mógł doczytać się odpowiedzi. Czasem tylko, na jego dłoni pojawiały się czarne kropki, zrobione jakby opuszkami palców. A to utwierdzało go w przekonaniu, że ma Bratnią Duszę, na którą należy czekać, kochać i bronić. Tak jak mówiła mama.

Gdy Królowa zmarła przedwcześnie ugodzona sztyletem podczas snu, Milo rozpaczał i ronił tak wiele łez, że wydawały się wsiąkać w jego skórę. Nie miał ochoty nic pisać na swoich rękach. Nie wiedziałby nawet jak opisać uczucia, które nim targały. Dlatego siedział i tępo wpatrywał się w pięć brudnych kropek imitujących kwiat, które niezmiennie od kilku lat pojawiały się na jego dłoni. Co kilka minut robiły się jeszcze ciemniejsze, jakby jego przeznaczona lub przeznaczony wiedzieli, przez co przechodzi, jakby chcieli go pocieszyć.

Ojciec nie odczuwał straty Królowej, nie wyglądał, jakby stracił drugą połówkę swojej duszy, a jego oczy wodziły nieustannie za damami dworu i chichoczącymi tancerkami. Najgorszy dzień w życiu Milo nadszedł, gdy podczas treningu miecza na jego policzku zakwitł ogromny fioletowy siniak. To, co stało się jego Bratniej Duszy, było tak bolesne, że Książę poczuł echo tegoż cierpienia, a w oczach stanęły mu łzy.

Rozgniewany Król uświadomił sobie wtedy, że jego jedyny Syn miał Bratnią Duszę, którą przed nim ukrywał. Złapał Milo za rękę i groźnie warknął mu prosto w twarz:

– Mój syn nie będzie miał Bratniej Duszy! Czeka na Ciebie księżniczka, którą poślubisz dla naszego królestwa!

– Ależ Ojcze! – odpowiedział zrozpaczony Książę. – Matka kazała mi kochać tylko moją Bratnią Duszę!

Król spoliczkował wtedy syna.

– Nie obchodzi mnie, co powiedziała Ci ta miękka i słaba kobieta. Ona też nie była moją Bratnią Duszą. Nikogo nie obchodzą te brednie! Dla rodziny Twojej matki też nie były ważne! Odpowiednia ilość złota i miałem ich córkę, a w dodatku nowe i urodzajne ziemie. Chłopcze, ty też zapomnij lepiej o tym nonsensie. Bratnie Dusze to opowiastka dla wieśniaków, którzy całymi dniami żyją w łąkach, wśród chlewów i kwiatów! I tyle wiedzą o świecie!

Milo poczuł wtedy ogromną chęć sprzeciwienia się słowom Ojca. Miał Bratnią Duszę. Być może nie umiała pisać, może nic o niej nie wiedział – jednak to ten węgielny kwiat, trzymał go na powierzchni tego świata po śmierci matki. Otworzył więc usta, gotów zaprotestować, ale brutalna pięść Króla złapała go za koszulę i wstrząsnęła nim.

– Nie masz Bratniej Duszy! – ryknął Król i zaczął ciągnąć Milo w stronę zamku.

***

Od tamtego dnia stan Króla wpadał w coraz większe szaleństwo. Nie chciał słyszeć nic o Bratnich Duszach, a Milo musiał znosić jego niezadowolenie. Czy to poprzez zimne zachowanie, czy pięści, których ciosami Król oznaczał syna. Gdy dostrzegł choć plamę na jego skórze, choćby zadrapanie czy błoto zaschnięte gdzieś na policzku jeszcze z przejażdżki konnej – zrywał się jak bestia i okładał syna z każdej strony. Krzyczał, że nie może mieć Bratniej Duszy, że mu tego zabrania.

Milo skupiony na ciągłym cierpieniu, na braku matki i słowach Ojca stawał się coraz bardziej oziębły. Zamazywał szczęśliwe chwile dzieciństwa, całe ciało zakrywał szczelnie – owijając się w czarne koszule, kaftany i rękawiczki, które stapiały się z kolorem jego włosów. A gdy zakrywał swoją skórę kawałek po kawałku, czuł jakby tracił cząstkę siebie. Zaczął zastanawiać się, czy zatem Bratnia Dusza jest przyczyną jego wszystkich cierpień…

Wtedy właśnie w jego życiu pojawił się promyk nadziei.

nazywam się… przepraszam

Patrząc wieczorem podczas kąpieli na te krzywo i niezdarnie nabazgrane słowa, które rozkwitały na jego udzie, ogarnęła go ulga. Była tam. Gdzieś tam była jego Bratnia Dusza, której pierwszym słowem, której pierwszym działaniem w jego kierunku były przeprosiny. I nagle nie mógł być zły, rozgniewany czy zraniony. Ogarnęło go jakby ciepło ramion matki, gdy wpatrywał się w koślawe i grube litery wtapiające się w skórę jego nogi. Z niemalże czcią, przesunął opuszkami palców po tych prostych słowach, uważając jednak by ich nie rozmazać. Wybiegł z łazienki do swojej komnaty całkiem nagusieńki w poszukiwaniu pióra. Jednak gdy złapał je w dłoń, poczuł dreszcze ogarniające całe jego ciało – a umoczone w atramencie pióro wypadło mu ze zesztywniałych z przerażenia palców. Nie mógł zdobyć się na odwagę, by oddać swojej Bratniej Duszy jakiekolwiek słowa. Przemożny strach przed śladami na skórze i ognistym gniewem Ojca chwycił jego serce, więc ukląkł w swoich komnatach w smutku i żalu, wpatrując się w pierwsze słowa swojej przeznaczonej osoby.

***

Bratnia Dusza Milo szybko uczyła się pisać, a przede wszystkim wiedziała, gdzie pisać. Gdy tylko opanowała podstawowe zwroty, brzuch i nogi Milo – miejsca niewidoczne dla Ojca – wypełniły się wciąż krzywymi literami, które jednak składały się na pełne uczucia zdania.

Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.

Ciągle mam na sobie siniaki. Dlaczego? Ktoś Cię bije? Co się z Tobą dzieje?

Witaj Bratnia Duszo! Kocham Cię i mam nadzieję, że masz dziś dobry dzień!

Muszę zdobyć jedzenie dla brata.

Wiesz, że masz bliznę na dłoni, którą bardzo lubię? Jak byłam mała, to wydawało mi się, że to łodyga! Dlatego zawsze rysowałam jej płatki. To nasz wspólny kwiat.

Jak się dzisiaj masz? Czy zjadłeś jakiś pyszny obiad?

Czy trenujesz walkę mieczem? Wydaje mi się, że trenujesz walkę mieczem. Masz dużo siniaków i cięć na ramionach.

Miała rację. Milo trenował walkę mieczem, a cięcia na ramionach zdarzały się rzadko – gdy inny rycerz, z którym ćwiczył, ciął Księcia przez nieuwagę. Siniaki były jednak sprawką Ojca.

Ja też zaczęłam trenować walkę mieczem. Jest ciężko i wszyscy są tu tacy silni, ale to nic! Jesteśmy teraz tacy sami!

Bardzo cię kocham, Bratnia Duszo. Prawie tak mocno jak mojego brata!

Wczoraj miałeś dużo siniaków… Wszystko w porządku?

Chcę Cię poznać!

Bratnia Duszo, jesteś tam? Czy ja jestem Ci w ogóle potrzebna? Czy chcesz, żebym do Ciebie pisała? Wiem, że istniejesz! Pamiętam, jak do mnie pisałeś, gdy byłam mała. Nie umiałam wtedy pisać, nie miałam nawet pióra. Nawet nie rozumiałam, o co chodzi. Nikt mi nie wytłumaczył, kim dla mnie jesteś. Byłam na ulicy z moim bratem i było nam zimno, tyle pamiętam. Moi rodzice nie żyją. Dopiero niedawno zyskałam dach nad głową, jedzenie i uczę się pisać. Robię to dla brata, Bratnia Duszo! I Ciebie oczywiście!!! Nie chcę tu być. Boję się i nie lubię się bić. Ale Julio jest tak mały i słaby.

Czy jesteś na mnie zły?

Czy mam przestać pisać?

Możesz mi coś obiecać? Nie musisz mi odpisywać, po prostu pamiętaj o mnie i zapisz to w sercu. Jeśli mi się coś stanie, znajdź Julio i zaopiekuj się nim. Proszę.

Przepraszam, że nie pisałam przez jakiś czas. Nie przejmuj się mną, tylko pamiętaj o naszej obietnicy! Nie przestanę do Ciebie pisać, choćby nie wiem co. Kocham cię Bratnia Duszo i mam nadzieję, że masz dobry dzień!

 ***

Gdy nadszedł w końcu moment, by przydały się Milo umiejętności walki, które szkolił od tak wielu lat – Książę stał w sali tronowej, patrząc na swego Ojca. Przez witraże w rozmaitych kolorach wpadało światło, które odbijało się od surowej i kanciastej twarzy Króla. Jakże dziwny był dla Milo widok tak żywych kolorów na tym okrutnym płótnie.

– Wyruszamy na wojnę! – powiedział władca gromko, a jego słowa rozniosły się echem w komnacie – Królestwo Południa na za dużo sobie pozwala! Konflikt ten, zaczęty kilkaset lat temu, należy zakończyć! I ja będę tym, który to zrobi.

Skierował swoje błękitne, zimne jak lód oczy na klęczącego przed nim księcia.

– A ty, mój… Synu. Poprowadzisz nasze wojska ku zwycięstwu. I będziesz bezwzględny, okrutny i nie zawahasz się nigdy. Twój miecz nie drgnie i swoich oczu nie zmrużysz, gdy zadawać będziesz śmierć ku naszej chwale!

Potężna, ciemna jak noc i przygarbiona sylwetka królewskiego Syna, rzeczywiście nawet nie się zawahała. Podniósłszy głowę, spotkał on wzrok Ojca, z takim samym zimnem i równie dużą pustką w spojrzeniu. Może wiele lat temu Milo trząsłby się ze strachu przed wojną, przed bólem i śmiercią, ale teraz nie liczyło się dla niego wiele. Dlatego każdy krok i każde słowo, jakie wypowiadał, wydawały się dla stojącego z boku przechodnia płaskimi i ulotnymi. I zastanawiało się wielu, wśród dworu i służby pałacowej – cóż jeszcze trzyma ich zimnego i strasznego księcia przy życiu?

– Tak jest, Ojcze – odpowiedział Książę, a potem wyszedł z sali tronowej. Nie wolno, nie energicznie, nie stanowczo. Szedł, jakby sunął się bez kontroli ku temu, co czeka go w przyszłości.

***

Wojna była rzeczą okrutną i krwawą. Ścierały się ze sobą armie w bezwzględnym szale, siekając, wyrywając i gryząc przeciwnika, aż ten padnie w stosie zimnego wyczerpania. Jakże straszne były siły Królestwa Północy dowodzone przez ich okrutnego Czarnego Księcia. Przedzierał się on na swoim rumaku i pozbawiał życia zbliżających się do niego śmiałków niczym mroczny anioł. Bali się go rycerze Południa jak ognia piekieł. Ich serca wypełniały się jeszcze większym strachem, gdy Północny Książę rozcinał ich generałów jak maślane bułki wyciągnięte prosto z pieca. Dramatycznie toczyły się wydarzenia w obozie Południa i coraz więcej zwykłych rycerzy stawało na wysokich stanowiskach, gdyż Północna armia wybijała ich dowódców.

Nadzieję przyniósł jednak nowo mianowany generał w zbroi prostej – złożonej z przypadkowych jakby elementów i z czerwonym pióropuszem. Zawzięty był, a ludzi pod swoim dowództwem bronił. Okrzyknięto go Cudem Południa – kilka razy bowiem swój miecz z mieczem Okrutnego Księcia krzyżował i wyszedł z tego cało. A jakże piękny był ten Generał, gdy poruszał się w ogniu bitwy, gdy potężnymi mięśniami przygniatał wrogów i ściągał ich z rumaków, zatapiając w odmętach wszechobecnego błota.

Doceniał ten wyjątkowy obraz również Książę Milo, wspominając nocami w swoim namiocie i wsłuchując się w dudniące zawołania zmarłych, które słyszał w cieniach i szumie wiatru. Jakiż wstręt ogarniał go czasem, gdy musiał wejść na pole bitwy – ale odchodziło wszystko, gdy niska – lecz zwarta i silna sylwetka Generała wpadła w jego pole widzenia.

Doceniał ten wyjątkowy obraz również Książę Milo, wspominając nocami w swoim namiocie i wsłuchując się w dudniące zawołania zmarłych, które słyszał w cieniach i szumie wiatru. Jakiż wstręt ogarniał go czasem, gdy musiał wejść na pole bitwy, ale odchodziło wszystko, gdy niska, lecz zwarta i silna sylwetka Generała wpadła w jego pole widzenia.

Nie trwała jednak wiecznie ta okrutna i krwawa walka. Zaiste Król, tak jak na Króla przystało, miał rację. To za jego panowania wojna trwająca przez stulecia zakończyła się, a częściowo dokonał tego Mroczny Książę Północy – Milo. Do ostatniego tchnienia, walczyli dzielni i dzicy rycerze Południa. Prowadził ich już właściwie tylko Generał, który z wyćwiczoną gracją i mimo zmęczenia nacierał na swoich przeciwników. Lecz tylko sekunda zaważyła o losach tej wojny. Podniósł wtedy Milo swój miecz, by zadać ranę okrutną małemu żołnierzykowi stojącemu tuż przed nim. Spotkał wzrok tego, dziecka właściwie – przerażony i pełen łez – którego sylwetka krucha i tyczkowata, zamarła, jakby gotowa na cios ostateczny. Wtedy właśnie jak grom z jasnego nieba spadł przed miecz Księcia miecz Generała. Odepchnął on potężnego Dowódcę Północy, rzucił swoją broń na ziemię i nagłej ciszy pola bitwy wycharkał:

– Poddaję się. Już wystarczy.

***

Zaciągnęli na rozkaz Księcia owego dzielnego Generała do pałacowych lochów. Niestety zapomniał o nim Książę w natłoku uczt, spotkań, decyzji i spraw. Piętrzyły się na jego głowie nowe ziemie, niewolnicy, problemy i stara rodzina królewska Południa. Dopiero pewnego wieczoru, gdy Książę przemierzał w ciszy korytarze pałacu, stanął przed wejściem do lochów i przypomniał sobie o więźniu. Zszedł po kamiennych schodach, wtapiając się w mroczne cienie i stanął naprzeciwko zimnej celi. W jej kąciku zwinięty w kłębek w szmacianym i brudnym ubraniu spał Generał.

Uderzył Książę w kraty ich oddzielające, a umorusana postać ze strachem podniosła głowę i zbliżyła się do Księcia. W świetle świecy zobaczył Milo okrągłą twarz pełną piegów i zmarszczek wokół zielonych oczu. Kasztanowe, niemal rude włosy Generała przycięte były krótko i jakby przypadkowo, prawdopodobnie sztyletem. Był niski, ale tak jak zauważył Książę na polu walki – silny, szeroki i umięśniony. Więzień wpatrywał się w Milo buntowniczo i ze złością, unosząc głowę do góry.

– Dlaczego? Dlaczego ja? Już lepiej, gdybyś pozwolił mi sczeznąć z moimi ludźmi! Z moim… – zawołał zachrypniętym głosem i zamilkł, gdy ogarnęły go emocje.

– Nie wiem – odpowiedział Książę, patrząc na zacienioną twarz więźnia, na której lśniły jak dwa szmaragdy zawzięte oczy. Bo naprawdę nie wiedział, dlaczego przyprowadził tu Generała. Jasnym było to, że do swojej pozycji doszedł podczas wojny. Nie był wysoko postawionym urzędnikiem, synem bogatego magnata ani barona – prawdopodobnie tylko wieśniakiem wybranym do wojska, by służyć na wojnie. I skończył tutaj, w lochach Północnego Pałacu z rozkazu Księcia, który nie wiedział, dlaczego go tu uwięził.

– Czy przyprowadziłeś mnie tu na egzekucję? – zapytał Generał ściszonym głosem.

– Nie wiem – odpowiedział Milo, mimo że z gardła chciało mu się wyrwać gwałtowne „Nie!”. Ale nawet on wiedział, jak nieprzewidywalna jest przyszłość, że nie może składać Generałowi żadnych obietnic. Ta odpowiedź nie spodobała się jednak więźniowi.

– Ciągle „nie wiesz” i „nie wiesz”! – wykrzyknął histerycznie. – Jak wygrałeś wojnę, Książulku, jeśli ciągle nic nie wiesz? Czy ktoś sterował Twoim mieczem? Kazał Ci się ubierać co dnia w zbroję? To TY wydajesz tu rozkazy! To ty sterujesz życiem, więc powiedz mi – dlaczego mnie tu ściągnąłeś? Dlaczego ja?

Książę wpatrywał się w Generała jeszcze przez chwilę, a ten, gdy zorientował się, że nie otrzyma odpowiedzi, wrócił do swojego kąta i zwinął się w kulkę. Milo odwrócił się i powoli wyszedł z lochów, nie chcąc przyznać na głos, że dzięki Generałowi po raz pierwszy, od dłuższego czasu coś poczuł.

***

Tak właśnie wyglądała od teraz rutyna zimnego Księcia. Całe dnie spędzał na spotkaniach, załatwianiu spraw państwowych i przyjęciach, a wieczorami udawał się do maleńkiej celi, przy której zawsze paliło się światło świecy. Generał przez pierwsze kilka tygodni zdawał się go ignorować. Milo w najlepszym wypadku mógł liczyć tylko na wwiercający się w niego wzrok. Przełamanie okazało się proste, a w dodatku przyniosło ze sobą zaskakujące informacje.

– Nazywam się Milo – rzekł Książę zmęczony ciągłym milczeniem.

Spojrzał na zaskoczoną twarz Generała, gdy ten podsunął się do niego na kolanach. Wyglądał na zaniedbanego – żywe, rdzawe włosy sterczały mu na głowie, a okrągłe niegdyś policzki zdobiły smukłe cienie.

– Ja jestem Hana – powiedział cicho i nagle Książę poczuł się bardzo niepewnie.

– Czy Hana to normalne, męskie imię na Południu? – zapytał z czystej ciekawości, pragnąc przedłużyć ich rozmowę choć o sekundę.

– Co? – Generał spojrzał na niego ze zmieszaniem – Książulku, przecież ja jestem kobietą!

Wpatrywali się w siebie z niezrozumieniem, a wargi Generała wykręcały się w powstrzymywanym rozbawieniu.

– Nigdy nie widziałeś kobiety będącej rycerzem? – zapytała Hana.

– Nie mamy w naszej armii kobiet – odparł Milo – dlatego byłem zaskoczony. Przepraszam.

– Jesteś strasznie uprzejmy jak na człowieka, który mnie tu więzi – powiedziała Hana, opierając głowę o ścianę – Królestwo Południa przyjmowało każdego. Byle byś tylko miał chęci i jakiekolwiek umiejętności walki. Chociaż nawet to nie jest potrzebne, żebyś robił za zwykłą mięsną tarczę dla bogaczy. I tak nigdy nie chciałam walczyć w tej przeklętej wojnie!

– Dlaczego więc dołączyłaś do wojska? – zapytał zdezorientowany Książę.

– Myślisz, że miałam jakiś inny wybór? Nie urodziłam się w ciepłym, pięknym zamku, Milo. Znałam tylko brud, jadłam odpadki, a ciepło wydawało mi się niemal magią. Do tego musiałam opiekować się bratem. Wojsko zapewniało schronienie i pożywienie…

Milo drgnął jakby nieświadomie, gdy Hana wspomniała o swoim bracie. Przypomniało mu się niezgrabne pismo Bratniej Duszy, która wiele razy zdobiła jego ramiona szeptami o głębokiej miłości, jaką żywi do swojego brata.

– Ale nienawidzę walczyć. Brzydzę się tym, a teraz brzydzę się sobą. Nie chcę już walczyć, Milo. Chcę spokojnego życia.

– Przepraszam – szepnął Książę i siedzieli tak w ciszy ze spuszczonymi głowami, słuchając wiatru gwiżdżącego na zewnątrz.

***

Milo ogarniał wstyd, gdy po wielu miesiącach, odwiedzając Hanę w celi, widział uśmiech na jej twarzy. Bo ten uśmiech skierowany był do niego, lecz on nie czuł się na tyle godny, by go otrzymywać. Nie wiedział, dlaczego nie wypuścił Hany, a co ważniejsze, nie wiedział, jak ma to zrobić. Ojciec po jakimś czasie dowiedział się o ich więźniu. Milo przekonał go, że Generał Południowego Królestwa może zdradzić im informacje na temat wrogiej rodziny królewskiej i ich tajemnic. Król przystał na to, lecz bywały czasy, gdy irytował się brakiem wiadomości ze strony uwięzionego Generała.

Milo wiedział, że Hana nie miała takich informacji i nie znała żadnych tajemnic. Wiedział, że przetrzymywał ją tam tylko i wyłącznie dla swojej własnej przyjemności. Dla rozmowy, dla towarzystwa i zwykłej potrzeby spojrzenia w jej oczy. Lecz gdy on zafascynowany spędzał czas z Haną, wydawało się, że jego Bratnia Dusza przestaje być zainteresowana nim. Przez czas wojny nie miał ani czasu, ani siły, by sprawdzać swoje ciało pod kątem wiadomości od swej przeznaczonej osoby. Ledwie zerknięcie na te ślady podnosiło go na duchu, ale zapomniał o nich szybko w ferworze walki, krwi i jęczących głosów zabitych, które go prześladowały.

I zapomniał o nich teraz. Łatwo było o nich zapomnieć – znów, codziennie pojawiających się pięciu płatkach brudu, zakwitających nad jego blizną, które okrywał rękawicą. Zatracał się w zielonych oczach Hany, w jej śmiechu i smutnym głosie. Nieopisane uczucie ogarniało go, gdy widział jak silne i ciepłe ciało dziewczyny więdnie w ciemności pałacowej celi. Bił się w myślach i nienawidził za to, co jej robił, a jednocześnie pragnął być okrutny i trzymać ją szczelnie zamkniętą. Tylko dla siebie. Bo nie była tylko czarnym śladem na jego nodze czy szeptem obietnicy Matki – tylko wibrującą gwiazdą, którą udało mu się złapać. Była jego światłem i zaufaniem.

***

Książęcy więzień próbował uciec. Zrobił to przed brzaskiem. Takie wieści przynieśli mu strażnicy, gdy o wschodzie zapukano do drzwi jego komnaty. Wypadł z pokoju, wciągając w szale i rozpaczy koszule i szale na swoje rozgrzane od snu ciało, które szybko stawało się zimne jak kamień. W roztargnieniu zapomniał o rękawicach i płaszczu, gdy biegł korytarzami za służbą do sali tronowej.

Na ziemi, tuż przed tronem Ojca klęczała Hana. Zwinięta w kulkę patrzyła w ziemię, a jej ramiona opadły z rezygnacji. Mimo brudnych szmat, w które była ubrana, wydawała się jedyną żywą, ciepłą osobą w ogromnym pomieszczeniu. Strażnicy, Król i ministrowie odziani w ciemne i nieruchome szaty zdawali się kamiennymi posągami gotowymi upaść na małego więźnia.

– Twój Generał uciekał – powiedział cicho Król, a jego słowa rozniosły się po holu – ale strażnicy go powstrzymali. To twoja odpowiedzialność, Synu.

Hana dopiero po słowach Króla spostrzegła się, że Książę Północy wkroczył do sali tronowej. Odwracając głowę od zastraszającej sylwetki władcy, zerknęła na podchodzącego do niej Milo.

– Ojcze – wyrwało się Księciu. Drżące, szeptane słowo dotarło do Króla. Zabrzmiało jak bałaganie.

– Dla zdrajców nie ma nagrody, nie ma wolności i nie ma spokoju – powiedział władca, wstając z tronu i schodząc po schodach, by stanąć tuż obok syna – Czy możesz powiedzieć mi tajemnicę, Generale? Czy możesz wyjawić gorące sekrety Południowego Królestwa? Czy dowiedziałeś się, mój drogi Synu, czegokolwiek od tej dziewki Generała?

Zarówno Milo, jak i Hana milczeli. Nie spotkały się ich spojrzenia, nie drgnęli ani centymetr ze swoich miejsc – patrzyli tępo w marmurową podłogę sali, która wydawała się lodowata. Wzdychając, Król wyciągnął z przypiętej do pasa pochwy srebrzysty miecz i wepchnął jego rękojeść w zesztywniałe palce swego Syna. Złapał go potem za ramiona i odwrócił w stronę Hany, która mimowolnie uniosła głowę w ich kierunku.

– Pamiętaj, Synu – szepnął Król do ucha Milo. – Niech Twój miecz nie drgnie, ani swoich oczu nie zmrużysz, gdy zadawać będziesz śmierć ku naszej chwale. Zabij tego więźnia! To rozkaz – zakończył zimno, odsuwając się o krok.

Czas zatrzymał się jakby na wieczność, a przerażone i zrezygnowane oczy Hany odnalazły niebieskie spojrzenie Milo.

–  Ja tylko chciałam… – zaczęła chrapliwie – chciałam iść do brata. Ja… chciałam Go odnaleźć. Chcę… spokojnego życia. Chciałam Go odnaleźć. Chwilę, daj mi chwilę. Milo błagam…

W końcu łzy popłynęły ze zmęczonych oczu książęcego więźnia, który nagle zaczął macać podłogę wokół siebie. Szarpała się za swoje ubrania i gorączkowo rozglądała się, szukając czegoś w ogromnej sali tronowej. Wreszcie rzuciła się do przodu i dotknęła ubłoconego buta stojącego obok niej strażnika. Złożyła potem dłonie na swoich udach jak do modlitwy i zgarbiła się nad nimi. Milo poczuł jak od zimnej, skórzanej rękojeści królewskiego miecza mrowi mu dłoń. A może drżał ze strachu. Ujrzał potem dzikie spojrzenie Hany, gdy podniosła się z klęczek i dopadł go głos potężny jak burza:

– Zabij ją!

I nie wiedząc czemu, ogarnęła go złość. Na świat, na Matkę, na Ojca, na jego Bratnią Duszę i na Hanę i jej zielone oczy, które się teraz nie uśmiechały. Poczuł zdradę tak silną, że uniosła mu ramiona wraz z mieczem. Hana próbowała uciec. Uciec od niego. Jego światło, jego zaufanie. Jego Hana. Wtedy zdrada uderzyła. Przecięła klatkę piersiową małego i wątłego Generała Południa. Oznaczyła twarz Milo czerwoną posoką. Wypuściła srebrzysty miecz na ziemię.

Mroczny Książę Północy patrzył na zaczerwienioną twarz Hany. Na jej osłabione i stygnące ciało.

Na jej otwartą dłoń, gdzie kwitł ich wspólny kwiat. Złożony z jego blizny i jej brudnych płatków.

I zapłakał rzewnie na widok tego znajomego kwiatu na własnej, nagiej dłoni. A potem poczuł ból tak okrutny i wyjący w jego sercu, że padł na kolana koło jego Bratniej Duszy i zmarł.

***

Milo nie wiedział, gdzie jest. Nie wiedział, czym jest. Myślał, że jedzie konno – ale sunął zbyt gładko. Miał kończyny, ale gdy próbował na nie spojrzeć, nie widział nic. Po prostu nic nie widział. Być może stał, albo leżał. Chciał wyciągnąć rękę przed siebie – ale poczuł na niej jakby tonę piachu i zaraz potem nic nie czuł. Kręciło mu się w głowie, ale nie miał głowy. Dlatego tylko był i czekał.

I wtedy stało się jasno.

Milo. On. Dusza zimna, mroczna, cicha. Stała w sali tronowej i patrzyła na dwa leżące koło siebie ciała. Umazane były w ciemniejącej posoce, lecz Dusza nie widziała ich dobrze. Każdy fragment pomieszczenia prześwietlony był bielą tak jasną, że zdawała się przenikać każdą płytkę, tron, lampę i ciało.

I wtedy zrobiło się zimno.

Począł wiać wiatr tak ogromny, że Dusza bała się, że rozleci się na kawałeczki. Otworzyły się z trzaskiem wielkie wrota wejściowe sali, a mrok, który je spowijał, był nienaturalnie głęboki i pusty. Wyłoniła się z tych drzwi postać. Ciemna, spowita w czarne, ulotne odzienie, które mogło być materią tej rzeczywistości – lecz wydawało się cieniem drzewa, gwiezdną nocą, mrokiem jaskini, echem studni i pajęczą siecią. Szła, opierając się goniącemu w jej stronę wichrowi, a potem stanęła przed Duszą i wyciągnęła w jej stronę palec kościsty, biały i ulotny jak skrzydło ważki.

To była Śmierć.

Duszo. Duszo, której nadano imię Milo w tym świecie. Coś ty uczyniła?

Głos Śmierci wydawał się dochodzić zewsząd i rozmnażał się, odbijając od ścian w tak wielkiej kakofonii piszczących i bezdennych dźwięków, że gdyby Dusza miała ręce, zasłoniłaby sobie nimi uszy. Ale uszów także nie posiadała. Dlatego wibrujący i potężny głos Śmierci przeszedł przez jej postać, przez całe jej jestestwo i wstrząsnął Duszą tak, że pragnęła umrzeć raz jeszcze z rozpaczy.

Przeklinam Cię, Duszo, że gdziekolwiek się odrodzisz, jakkolwiek będziesz żyć, kimkolwiek będziesz i cokolwiek będziesz czynić – będziesz patrzeć na śmierć swojej Bratniej Duszy do końca wszystkiego. Pogwałciłeś najdroższe prawo jestestwa i wszechbytu. Zabiłeś swoją Bratnią Duszę, dlatego będziesz cierpieć, patrzeć jej w oczy i obserwować jak umiera, umiera, umiera, umiera, umiera,umiera,umieraumieraumieraumierauimiera…

W tym ryczącym echo gromkiego głosu Śmierci, Dusza, której nadano imię Milo, w tym świecie patrzyła, jak Anioł Zagłady wyciąga ze swoich szat najpiękniejszą jaśniejącą Istotę, jaką kiedykolwiek widziała. We wstrząsającym ryku słowa umiera Śmierć związała Duszę, której nadano imię Milo, w tym świecie i Duszę, którą wyciągnęła ze swoich szat – tak, aby zawsze, w każdym życiu i przy każdej sposobności spotkały się ze sobą. Potem zbliżyła je do swoich ust i dmuchnęła, a Dusze odleciały razem, by znów się odnaleźć i znów skonać.

Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Uwielbia książki fantasy, wiersze, rysunek i muzykę w prawie każdym wydaniu. Optymistka z zamiłowaniem do reportażu, której życiowym celem jest prowadzić „Sprawę dla reportera 2”.