Opowiadanie

W(inny)

“Kiedy wciąż myślimy tylko o jednym, widzimy tylko jedno i pragniemy tego namiętnie, przestajemy dostrzegać, jak okrutne są nasze pragnienia”. – R. Radiguet

 

Wiatr lekutko tylko muska po wystających łodygach traw. Słońce zagląda zza chmurek swoimi czułymi spojrzeniami. Wraz z kolejnym oddechem Piotr coraz bardziej intensywnie myśli o tym magicznym zakątku. Brzezinka zawsze wydawała mu się najlepszym z miejsc na świecie. Tam właśnie w chwilach niepokojów emocjonalnych uciekał. W myślach, ale brzezinka istniała naprawdę.

Zbudził go dźwięk telefonu. Zbliżała się godzina zeznań. Pod domem czekał już na niego Maciej. Szybko założył kurtkę, wyszedł i wsiadł do samochodu. Odjechali.

– Wiesz, ostatnio przeżywam niepokoje – powiedział, wpatrując się w krople deszczu padające na szybę – mam to cały czas przed oczami, jak to bydło dobierało się do tego chłopaka w nocy pod murem. Dostał wpi***ol za bycie innym. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby coś takiego zrobić ?

– Byli pijani, słyszałem też, że podobno brali narkotyki tego wieczoru – odpowiedział Maciej.

– Ale dlaczego to zrobili? Przecież tam mógłby być każdy, kto nie spodobałby się im.

– Myślę… myślę, że bardzo trudno to wytłumaczyć. Jedno jest pewne: trzeba po zmroku na siebie uważać.

Jechali w ciszy. Mijali stary cmentarz żydowski. Otaczał go półtorametrowy mur. Mało kto pamięta o tym miejscu. Wygląda na zaniedbane. Przy nim znajduje się targowisko, trochę dalej jakaś klinika, gabinet weterynaryjny, nowo wybudowany kościół. Życie – pomimo wielu nieprzyjemnych historycznie okoliczności – wyrasta jak mlecz z betonu. Choć bywa uciążliwe, to wciąż budzi się nowe.

– Zastanawiam się, kiedy ta nienawiść się rodzi – spojrzał Piotr na Macieja oczy – w zasadzie każdy w młodym wieku kogoś nienawidził, jakąś grupę.

– Jak to mawiał nasz były nauczyciel matmy z liceum – pomyślał Maciej ­– każdy ma swojego Żyda. Wydaję mi się, że ta nienawiść przechodzi z czasem, człowiek staje się bardziej toleran… – nacisnął butem na hamulec, z opon wydobył się pisk – ale dzban! Co za skur****n zajechał mi drogę!! – po chwili ruszyli dalej.

Kiedy dojeżdżali, z komisariatu wychodziła matka pobitego młodego mężczyzny. Piotr – zestresowany – powtarzał w myślach do siebie: „Oddychaj spokojnie, zrelaksuj się, pomyśl o brzezinie. Wdech i… wydech”. Lecz nie mógł przypomnieć sobie tego magicznego miejsca. Czuł, że ta dawna kraina była tylko wielką, szarą mgłą. Nagle poczuł się pusty. Dawno nie był tak przytłoczony.

Popatrzył przez szybę. Deszcz przestał padać. Słońce zaczęło się przebijać przez chmury. I znów przypomniał sobie obraz brzezinki.

Fot. Pixabay

Pomyślał, że gdyby każdy człowiek codziennie myślał o tym miejscu, wówczas dwie nienawidzące się strony mogłyby się tam spotkać. Choć wydaje się to życzeniem, to w głębi serca jest rzeczywistością.

Marcin Czarnota – redaktor i korektor współpracujący z magazynem Nowy Akapit. Zainteresowany literaturą, psychologią i sportem. Wielbiciel spacerów, grzybów i polnych kwiatów.