Wspaniały powrót. Formuła pod lupą |3|
Wydarzenia na torze o GP Australii dostarczyły emocji, na które czekało wielu kibiców Formuły 1. Rywalizacja nie zawiodła, a fani doczekali się ekscytującego wyścigu, który nie miał oczywistego zwycięzcy.
Burzę przed wyścigiem wywołała sytuacja w Williamsie. Alex Albon rozbił swój bolid w jednym z treningów, jednak zespół nie wyprodukował zapasowych części i zarząd zespołu stanął przed trudną decyzją. Ostatecznie postanowiono oddać sprawny bolid Logana Seargenta w ręce Albona. W związku z tym Amerykanin został pozbawiony szans na start w dalszej części weekendu. Decyzja trudna i niekomfortowa dla wszystkich – jednak w mojej opinii dobra.
Strategicznie większość stawki zdecydowała się na pośrednie opony. Jedynie pięciu kierowców założyło ogumienie twarde i miękkie. Start wyścigu zaczął klarować się typowo – Verstappen obronił prowadzenie przed Sainzem. Jednak na 2. okrążeniu Hiszpan nie dał za wygraną i wyprzedził mistrza świata. To był początek końca Verstappena! Na 4. okrążeniu bolid Holendra odmówił posłuszeństwa, a hamulce zaczęły się palić. Wtedy stało się jasne, że Max Verstappen nie dojedzie do mety, a emocje się dopiero zaczynają.
Później rozpoczęła się seria pit stopów. Większość założyła nowe, twarde opony. Na okrążeniu 17. niespodziewanie pojawiły się żółte flagi. Wszystko za sprawą Lewisa Hamiltona, u którego jednostka napędowa przestała pracować i dla Brytyjczyka wyścig dobiegł końca. Wywołało to wirtualną neutralizację na torze. Natomiast w zespole Sauber kontynuacja cyrku przy zmianie opon. Tym razem pit stop poszedł tragicznie u obu kierowców. Mechanicy w szwajcarskiej stajni ewidentnie nie znają się na tym, co robią.
Kolejna faza wyścigu przebiegała spokojnie – żeby nie powiedzieć nudno. Każdy skupiał się na zarządzaniu oponami i paliwem. Około 40. okrążenia w środku stawki jedynie Alex Albon walczył z Haasami o punkt. Później kierowcy znowu zaczęli zjazdy do mechaników. Strategia wyznaczała w tym wyścigu dwa zjazdy do pit stopu.
W końcówce stawka się wyklarowała i raczej każdy znał miejsce, na jakim dojedzie do mety, poza miejscem szóstym, o które walczyli Fernando Alonso i George Russell. W międzyczasie, Pierre Gasly ukarany został pięciosekundową karą za przekroczenie linii przy wyjeździe z pit stopu. W walce Russel-Alonso doszło do niespodziewanego zwrotu akcji i kraksy Brytyjczyka. Russel rozbił się w zakrętach 6. i 7., przez co nie ukończył wyścigu. Na szczęście Russel od razu wysiadł o własnych siłach z bolidu i przez radio zakomunikował, że wszystko z nim dobrze. Dla Mercedesa były to pierwsze zawody od sześćdziesięciu dwóch wyścigów w Formule 1 bez zdobytego punktu.
Dzięki kolizji na czele Carlos Sainz dowiózł zwycięstwo za wirtualnym samochodem bezpieczeństwa, wspaniale powracając do strzały z Maranello po tygodniowej nieobecności. Za nim dojechał Charles Leclerc, dzięki czemu Ferrari pierwszy raz od wyścigu w Bahrajnie w 2022 roku zdobyło dublet. Monakijczyk dołożył jeszcze punkt za najszybsze okrążenie, Sainz tytuł kierowcy dnia. Ferrari zgarnęło wszystko, co się dało w niedzielę. Podium uzupełnił Lando Norris z McLarena.
Kolizja Russela sprawiła, że Haas może świętować podwójne punkty za ten wyścig. Nagłówki na całym świecie na pewno obiegnie temat braku zwycięstwa i wycofanie się z wyścigu Maxa Verstappena. Jednak warto również poświęcić chwilę McLarenowi. Podium i czwarte miejsce to bardzo dobry wynik ekipy Zaka Browna. Mercedes stracił tuż przed metą sześć punktów za sprawą Russela. A w Alpine kolejny raz to samo – brak tempa, fatalny wynik i do tego kara. Jeśli we francuskiej stajni chcą ratować sezon, trzeba brać się do pracy – najlepiej od razu.
Po zakończeniu wyścigu sędziowie po wnikliwym dochodzeniu uznali Fernando Alonso za winnego kolizji Georga Russela, nakładając na niego aż dwadzieścia sekund kary. Z tego powodu Hiszpan z szóstego miejsca spadł w klasyfikacji wyścigu na miejsce ósme.
Czwarta runda mistrzostw zawita do Japonii. Kierowcy w kraju kwitnącej wiśni pojawią się po przerwie świątecznej, a wyścig rozpocznie się 7 kwietnia o bardziej dogodnej porze niż w Australii – 7.00 czasu polskiego.
Kamil Czyż
Student 1 roku dziennikarstwa. Fan sportu, głównie piłki nożnej i formuły 1. Dziennikarstwo głównie sportowe jest jego pasją, jednak żadnych tematów się nie boi.