
„Barbie” to pusta ikona kultury
Film Barbie stał się ostatnio zjawiskiem kulturowym, o którym nie sposób nie słyszeć. Kampania marketingowa sprawiła, że film trafił do szerokiej publiczności i wywołał wiele reakcji. Rzecz jest przedstawiana jako przełomowe dzieło, które porusza ważne kwestie społeczne i osobiste. Została nam narzucona jako wszechogarniające doświadczenie społeczne, któremu nie można się tylko przyglądać, musisz w nim uczestniczyć i brać udział w dyskursie.
Dlatego wielu kret***skich influencerów chce się wypowiedzieć na jego temat i wykorzystać go do promocji swojej marki (choć to nie jest wyjątkowe dla Barbie — film jest po prostu na tyle popularny, że każdy chce mieć w nim swój udział). Barbie staje się pretekstem do prowadzenia różnych dyskusji politycznych, kulturowych i filozoficznych, które często mają niewiele wspólnego z samym filmem. Ludzie czują presję, żeby mieć na temat jakąś opinię, bo to świadczy o ich inteligencji i statusie społecznym. Niektórzy twierdzą, że seans zmienił ich życie i relacje z partnerami. Widziałem nawet dziewczynę, która po zobaczeniu „niesamowitego” przesłania filmu Barbie chciała porozmawiać ze swoim partnerem i zredefiniować ich relację. Jakby był profetyczną wiadomością z niezwykłą głębią albo objawieniem, a nie tym, czym faktycznie jest. A czym właściwie jest? Postaram się to wyjaśnić, analizując fabułę filmu i obalając niektóre jego tezy, które uważam za fałszywe. A kiedy skończę, możemy wszyscy wrócić do rzeczywistości i od nowa konsumować doświadczenie społeczne przez szklaną kulę, gapić się na opinie innych ludzi na tematy wszelakie i dalej prowadzić swoje oderwane metadyskusję na temat Barbie.

Poszedłem do kina z nastawieniem, żeby się dobrze bawić, ale nie mogłem się powstrzymać od szukania dziury w całym. To był film, który pozostawił niesmak nie mógł się zdecydować, czy chce być dla dzieci, dorosłych, czy obu. Przez co skompromitował się przez bycie gów***nym dla wszystkich.
Po pierwsze, fabuła
Była niespójna i nieprowadząca do żadnego celu, większość postaci była nijaka, sceny mające wzruszać, były kiczowate, relacja matki z córką były banalne. Wyszedłem z kina z poczuciem, że film zagrał na nucie feminizmu, która była zbyt bezpieczna. Był to feminizm liberalny/komercyjny. Feminizm prosty do sprzedania masom i względnie nieposiadający wielu kontrowersyjnych tez feminizmu, głoszonych przez tych bardziej lewicowych aktywistów. Film wydawał się być przytłaczająco przychylny statusowi quo i nie kwestionował ani nie krytykował patriarchalnego porządku, lecz go umacniał. Przykładem tego jest cała ta rewolucja Kena, która została stłumiona. Jeśli Kenowie mają być symbolem uciskanych kobiet w Barbielandzie, to jaki jest morał (nie uważam oczywiście, że każda historia musi morał posiadać — jednakże film raczej powstał z funkcją umoralniającą w samym swoim założeniu) tej historii? Że nie warto walczyć o swoje prawa, bo i tak nic się nie zmieni? Że lepiej się podporządkować i zadowolić się drobnymi ustępstwami od władzy? A co z Barbie, która po pomocy w przywróceniu statusu quo w Barbielandzie po prostu wraca do świata realnego. Nie musi ponosić żadnych konsekwencji za swoje działania ani nie przyjmuje żadnych korzyści. Wyglądało to tak, jakby obejrzeć film o Robin Hoodzie, który po rabunku na bogatych, oddaje im pieniądze i wraca do Sherwood. Jaki był tego wszystkiego sens? Film Barbie to kiczowata i banalna reklama neoliberalnego kapitalizmu, która próbuje podszyć się pod feministyczną opowieść o sile kobiet. Film nie miał nic wspólnego z prawdziwym feminizmem, a jedynie powiela infantylne frazesy. Nie ma tu żadnej głębi ani oryginalności. Film nie wzrusza, nie zaskakuje. Jest nudny, nijaki i przewidywalny. Jedynym plusem filmu była gra Ryana Goslinga i kilka śmiesznych skeczy-przerywników od głupio-mądrych przemów.
Film nie ma żadnej wartości estetycznej ani artystycznej. Nie potrafił wykorzystać medium wizualnego, żeby opowiedzieć historię w ciekawy sposób. Wszystko wypowiedziane jest wprost i bez polotu. Nie ma tu żadnego drugiego dna, żadnej symboliki i metafor. Jest jedynie dosłowność i oczywistość. Film cytuje klasyki kina jak Matrix i Odyseja kosmiczna, ale robi to nachalnie i bez sensu. Tym samym się ośmiesza. To nie jest hołd ku mistrzom, a jedynie tanie zagrywki marketingowe, które pojawiają się po to, żeby półgłówek mógł pomyśleć, że film jest dobry, bo rozpoznał nawiązanie. Ludzie mówią, że to wszystko nie jest ważne, bo to przecież film o Barbie, a nie arcydzieło klasy Ojciec chrzestny. Ale kino już od dawna cierpi przez produkcje Marvela, a teraz zarobi ogromne pieniądze kolejny film giga korporacji.

Po drugie, film przedstawia tezy; jest w nim wiele naiwnych i fałszywych przekonań na temat płci, urody i wiedzy
Film twierdzi, że gdyby światem rządziły kobiety, skończyłby się problem przemocy na świecie. Prostym obaleniem tej teorii jest pytanie, „Czy istniały władczynie w przeszłości krajów, które uważa się za tyranów?” lub „Czy kobiety nie potrafią być okrutne dla innych kobiet, gdy te są zbyt grube, mają brzydki makijaż, za krótkie spodnie lub zbyt duży brzuch?”. Ten pogląd jest nieprawdziwy, ponieważ rzeczywiście istnieją liczne przykłady władczyń w historii, które dopuszczały się przemocy i tyranii. Na przykład Kleopatra VII, Katarzyna II Wielka czy Elżbieta Batory. Na pytanie drugie pozwolę sobie nie odpowiadać.
Film uważa też, że jeśli ktoś posiada wiedzę na temat nierówności płci, już nigdy nie może być uważany za osobę ładną. Barbie wróciła z prawdziwego świata i czuła się „skażona” wiedzą, nie mogła być już stereotypowo piękną lalką. Ten pogląd jest sprzeczny z faktem, że można znać teorię queer i wyglądać jak stereotypowa kobieta. Gdyby było inaczej, każda kobieta znająca typowo męskie nauki jak matematyka, wyglądałaby brzydko (czyli niekobieco), a czy tak jest? Przecież jest również „skażona” wiedzą, której stereotypowa lalka nie powinna posiadać. Uważam, że przedstawiany pogląd to sposób na radzenie sobie z problemem — ludzie wmawiają sobie, że są brzydcy, bo nie chcą podążać za ideałem kobiecości, tylko wolą go kwestionować — co prowadzi do zaniechania prób pracy nad sobą, tylko pójście w alternatywę. Alternatywny habitus, taki jak alternatywna moda. Przykładem obrazującym alternatywną modę jest, chociażby popularny w lewicowych kręgach model kobiecego piękna „tomboy”. Myślę, że film próbuje usprawiedliwić swoją niską jakość artystyczną i intelektualną poprzez atakowanie kobiet, które mają własne zdanie i gust. Film tworzy fałszywy dylemat trop między byciem głupią lalką, a byciem mądrą brzydulą. Nie docenia on bogactwa i różnorodności kobiecości, która może przybierać wiele form i wyrazów. Niektóre kobiety preferują styl klasyczny i elegancki, inne styl sportowy i wygodny, a jeszcze inny styl androgyniczny lub queer. Można stereotyp kwestionować i nadal być uważanym za osobę ładną, wystarczy pracować nad sobą, a nie wmawiać sobie, że jesteśmy brzydcy, ponieważ posiadamy jakiś tajemny rodzaj wiedzy. Uważam taki pogląd za pewien rodzaj resentymentu. Jeśli nie udaje nam się zdobyć X pomimo prób, uznajemy X za niewarty zdobycia i nim gardzimy.
Rozprawiam się z tym poglądem, ponieważ myślę, że film chce wmówić ludziom, że praca nad sobą nie jest warta. Poza tym często zdarza się, że kobiety, które nie pasują do konwencjonalnych standardów urody, dostają mniej uwagi, więc, żeby zyskać więcej uwagi, wolą mówić obrazoburcze tezy. Dlaczego kobieta piękna chciałaby kwestionować system, który ją nagradza?
Jakie więc ludzie wynoszą przesłanie z tego filmu? O czym chce porozmawiać wspomniana dziewczyna ze swoim partnerem? Mam wrażenie, że wiele z tych libek, które niektórzy współcześnie nazwaliby „Julką”, bardzo pragnęły prokobiecego, pie***ącego mężczyzn przekazu, zanim nawet film zobaczyły, a potem po obejrzeniu go udawały, że miał dokładnie taki przekaz, na jaki liczyły. Kiedy w rzeczywistości film wydawał się bardzo nieśmiało próbować poruszyć wiele różnych kwestii, co ostatecznie oznaczało, że nie wybrał żadnej kwestii jako rozwiązania ani konkluzji. Film nie przedstawiał moim zdaniem żadnego spójnego stanowiska. Ostatnio dzieje się to często; idioci „sigma males” Parasite, Joker, American Psycho i teraz Barbie.
Podsumowując: Jeśli ten film wywarł na tobie jakikolwiek poważny wpływ, posiadasz intelektualny wiek 12-latka.
Zobacz również

Zakończyła się pewna epoka…
27 kwietnia 2017
„Mamy mnóstwo planów, które postaramy się zrealizować…”
5 stycznia 2017