YJD? Jak się to czyta? Coś o podkarpackiej scenie rapowej
YJD? A kto to jest ten YJD? Zapytacie, a ja pospieszę z odpowiedzią, bo ten młody, utalentowany muzyk, zgodził się udzielić mi wywiadu. YJD, czyli Marcin Pasternak, zdradzi nam, od czego zaczęła się jego przygoda z rapem, co go inspiruje, jakie ma plany na najbliższych kilka miesięcy i co sądzi o kondycji współczesnego hip-hopu.
Jesteś bardzo młody. Odczuwasz, że jesteś dopiero na początku swojej drogi, czy uważasz, że w tym wieku powinieneś osiągnąć już coś więcej?
Jest to kwestia sporna. Muzyka to ciężka branża, czasami wystarczy jeden numer, żeby się przebić. Czasami ludzie próbują latami i nie są w stanie dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Zależy też, co tworzysz. Istnieje muzyka popularna i ta bardziej niszowa. Tworząc rzeczy, które są w trendach, jest łatwiej się przebić. Wiadomo, że docierając do konkretnego grona odbiorców, jest trudniej.
Na ten moment czuję się osobą doświadczoną. Nie nazwałbym się weteranem, ale działam w muzyce od 6 lat. Myślę, że mam jeszcze czas, żeby trafić do szerszej grupy.
Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie rapem?
Do 2016 roku praktycznie w ogóle rapu nie słuchałem. W naszym domu słuchało się raczej rockowych rzeczy. Zabrzmię jak typowy fan „Ameryczki”, ale zacząłem poznawać rap właśnie przez topowych artystów tamtego czasu. Spodobało mi się to, co robią. Trochę później poprosiłem przyjaciela (Tomka), który bardziej siedział w tych klimatach, żeby podesłał mi coś do przesłuchania. Tomek zapoznał mnie z trochę starszym rapem, z około 2010 roku. Pamiętam, że był tam Tyga czy Chris Brown.
Polskiego hip-hopu w ogóle wtedy nie lubiłem. Dopiero gdy zaczęła przebijać się do Polski nowa fala, zaczęło mi się to podobać. Potrzebowałem następnych dwóch lat, żeby przekonać się do old-schooli.
A kiedy zacząłeś tworzyć?
Zacząłem robić swoje numery jakieś 2 lata temu. Wcześniej siedziałem wyłącznie w produkcji muzyki, robiłem same podkłady. W pewnym momencie poczułem, że mam pewne pomysły i mogę dać coś więcej od siebie. Słuchałem bitów, które zrobiłem i zastanawiałem się, jaki utwór mógłbym pod to nagrać.
Wiadomo, początki były ciężkie, bo w ogóle nie wiedziałem, o co chodzi. Ale spodobało mi się to i teraz nawet częściej nagrywam numery, niż robię produkcję. Jest to dla mnie wyznaczanie sobie nowych celów, które mogę osiągnąć.
Nadal się uczę, zdobywam doświadczenie i chciałbym umieć robić rzeczy, które wykraczają poza hip-hop.
Pamiętasz swój pierwszy numer?
Pierwszy numer nagrałem z Tomkiem (ps. Kiyta) w marcu 2 lata temu. Potem wydaliśmy wspólnie jeszcze kilka kawałków. Od listopada 2022 pracuję też sam.
Lepiej czujesz się w tworzeniu numerów, pisaniu tekstów czy jednak robieniu bitów?
To się u mnie zmienia. Czasami przez 3-4 miesiące mam ochotę tylko na robienie numerów i mało siedzę w produkcji. Potem wchodzi mi zajawka na bity i zajmuję się tym. Jedno jest dla mnie odskocznią od robienia drugiego. Żeby nie znudzić się i żeby to wszystko było świeże.
Teraz jednak coraz częściej występujesz na scenie. Czy to nie sprawia, że pewnym priorytetem są numery?
W pewnym sensie tak, ale nie za wszelką cenę. Zawsze lubiłem eksperymentować, nie zależy mi na tym, by się za wszelką cenę przebić. Uważam, że potrzebuję czasu, żeby ludzie zapoznali się z moją muzyką. Kto chce, ten zostanie ze mną, kto nie, ten nie. Na tym polega muzyka.
Więc od kiedy dokładnie zajmujesz się robieniem bitów?
Od 3 gimnazjum, czyli jak miałem jakieś 15 lat. W tym roku skończę 22 lata, także trwa to już trochę.
Często spotykasz się z hejtem?
Raczej nie. Wiadomo, że moje grono odbiorców jest jeszcze bardzo niszowe. Jeśli spotykam się z krytyką, to jest ona uargumentowana, traktuje ją bardziej jak rady. Doceniam to.
Kiedyś ktoś powiedział, że moja muzyka to tylko stękanie na auto-tunie.
Krytyka auto-tune’a jest według mnie bezsensowna. Auto-tune istnieje od jakichś 20-30 lat, teraz jest częściej używany w muzyce, bo ludzie się nią bawią. Oto przecież chodzi w muzyce, a niektórzy tego nie rozumieją.
Najpierw słuchałeś amerykańskiego rapu, ale jak jest teraz?
Dla siebie raczej nadal słucham zagranicznej sceny, jest to we mnie bardziej zakorzenione. Poza tym tej muzyki jest też więcej i jest bardziej zróżnicowana gatunkowo. Nie słucham tylko rapu, lubię post-punk, pop-punk, rock, pop, house. Dużo tego jest.
Tworząc, czerpiesz raczej z zagranicznej muzyki czy też polskiej?
Zależy od numeru. Jak robię coś bardziej gitarowego, spokojnego, to lubię wsłuchać się w rock. Robiąc rap, nadal inspiruję się głównie Ameryką, może czasem Wielką Brytanią.
Nie chcę zabrzmieć źle, ale jeśli chodzi o Polskę, to mam wrażenie, że często przyzwyczaja się słuchacza do pewnego rodzaju muzyki. Potem ciężko, by spodobało mu się coś innego.
Ale słuchasz jakichś polskich wykonawców?
Jak tutaj szedłem, to słuchałem nowej epki Szpaka, bo wydał dzisiaj. Bardzo mi się spodobała.
Uważam, że OKI jest bardzo dobrym raperem. Pierwszym, który przychodzi mi w ogóle do głowy, jeśli chodzi o polski rap. Myślę, że to utalentowany gość, wprowadza nowe brzmienia. Kiedyś słuchałem Hodaka, ale teraz już mniej, chociaż nadal go lubię. Vkie, Młody West i Multi też są spoko.
Do Pocztówki z WWA słuchałem wszystkiego, co wypuścił Taco, po kilka razy. Potem już nie czułem w tym tego specyficznego klimatu. Ale wiadomo, fajnie, że eksperymentuje. Mi po prostu nie przypadło to do gustu.
Trochę jestem też fanem Pezeta.
Na to pytanie już poniekąd padła odpowiedź, ale możemy powiedzieć sobie to jeszcze raz. Czego brakuje w polskim rapie?
Na pewno eksperymentów. Mam wrażenie, że ludzie trochę się ograniczają do pewnych brzmień. Pamiętam taką sytuację, gdy występowałem przed głównym artystą. Nie będę mówił dokładnie, kto to był, ale na backstage’u zdradził, że robi to samo od paru lat, bo to się po prostu sprzedaje.
Chociaż mam wrażenie, że od jakiegoś czasu i tak jest lepiej, trendy wchodzą do Polski szybciej niż kiedyś. Zmienia się też scena, coraz więcej młodych twórców wchodzi na rynek, przynosząc tym samym coś świeżego.
Masz takie przekonanie, że jeśli ktoś rapuje, to jego kawałki zawsze powinny mieć silne przesłanie? Czy osoby bez ciężkich doświadczeń też mogą tworzyć tę muzykę?
Myślę, że jak najbardziej. Muzyką trzeba się bawić, nie każdy numer musi być życiowy, opowiadać o problemach dnia codziennego. Muzyka przecież często towarzyszy nam na imprezach, a wtedy niekoniecznie chcemy myśleć o tym, co zrobimy ze swoim życiem. Chcemy po prostu dobrze się bawić.
W rapie długo było przekonanie, że powinien on dotyczyć sfer naprawdę życiowych, opowiadać o biedzie i wychodzeniu z blokowiska.
Muzyka się zmienia, fajnie, że jesteśmy w stanie robić dobre kawałki, które są jednocześnie rozrywkowe.
A ty jesteś z bloków?
Nie, ja nie jestem z bloków. Mieszkam na wsi.
Czyli według old-schoolu nie jesteś prawdziwym raperem.
No nie, nie jestem (śmiech), tylko próbuję udawać rapera. Niestety…
Naszych czytelników interesuje pewnie, kiedy odbędzie się jakiś koncert w Rzeszowie.
Chętnie bym coś zagrał, ale jako pojedynczy artysta nie mam takiej władzy, która pozwoliłaby mi zorganizować sobie koncert. Musiałbym dostać zaproszenie na jakiś event. Na pewno, jeśli nadarzy się okazja, to z niej skorzystam. Podoba mi się to miasto.
Masz jakieś plany artystyczne na ten rok? Jaki będzie YJD w 2024?
Miałem wydawać mixtape pod koniec ubiegłego roku, ale nie spięło mi się to czasowo, więc będzie on dostępny pod koniec stycznia. Potem chcę zrobić sobie kilka miesięcy przerwy, żeby dać ludziom odetchnąć od mojej twórczości.
Mam w planach epkę, jakieś 7-8 numerów, ale to dopiero za parę miesięcy. Chciałbym się pokazać też od strony bardziej post-punkowej, post-hiphopowej, ale nie wiem, czy pozwoli mi na to czas. Mam też „zwykłą” pracę, niezwiązaną z muzyką.
Jeśli nie muzyka, to co?
Przez kilka lat uważałem, że do niczego innego się nie nadaje, ale w tamtym roku rozpocząłem pracę w sprzedaży internetowej. Zapoznałem się trochę z tematem i myślę, że byłbym w stanie zajmować się tym na dłuższą metę.
Ale kto wie, może odnajdę coś jeszcze, co mi się spodoba.
Dobrze czujesz się na scenie?
Przed wejściem się trochę stresuję, ale jak zaczynam grać, to schodzi to ze mnie. Nie czuję presji, myślę, że jest to dla mnie zawsze bardzo fajne doświadczenie.
Twój pseudonim może sprawiać wielu ludziom problem. YJD, jak to przeczytać?
Łaj dżej di.
Rozwinięcie liter każdy może sobie interpretować tak, jak chce, nie będę w to wnikać.
Następne pytanie zaproponowali mi Twoi słuchacze. YJD to bardziej misiek czy byczek?
Zdecydowanie misiek (śmiech).
Misiek to chyba Twój najsłynniejszy numer.
To prawda, Misiek był swego rodzaju przełomem. Szczególnie widać to na koncertach, bo ludzie znają go na pamięć.
Był to też mój pierwszy, profesjonalny klip. Długo marzyło mi się coś takiego.
Jeśli ktoś nie zna Twojej twórczości, to od czego polecałbyś zacząć?
Na ten moment byłby to chyba Ronaldinho. Myślę, że ma prawo każdemu się spodobać.
Dzięki za rozmowę.
Dla zainteresowanych zostawiam jeszcze jeden link do Instagrama YJD i zachęcam do zaobserwowania, bo już niedługo nowy mixtape!
Liwia Gałuszka
Polonistka, domorosła pisarka, fascynatka literatury, historii i sztuki. W wolnych chwilach zły sen konserwatystów.