Danse macabre Michaela Jacksona
Czy można stworzyć teledysk, który po prawie czterdziestu latach będzie się nadal świetnie oglądać? Michael Jackson słynnym „Thrillerem” pokazał, że tak. Połączenie zombie, wilkołaków i kina grozy w jego wykonaniu sprawiło, że to, co widzimy na ekranie, zapiera dech w piersiach i buduje ogromne napięcie.
Za klip powstały w latach 80. XX wieku odpowiada wydawnictwo Epic Records. Skomponowany przez Roda Tempertona utwór został zaś został wyprodukowany przez Quincy’ego Jonesa, który wcześniej tworzył choćby dla Lesley Gore. Warto również zaznaczyć to, że swojego głosu (jako narrator) użyczył znany – głównie z filmów grozy – Vincent Price.
Już na początku da się zauważyć motyw miłości zakazanej. Bohaterowie (Michael Jackson i Ola Ray) wyznają sobie uczucia. Mężczyzna jednak uświadamia ukochaną, że nie jest zwykłym chłopakiem. Nie bez powodu. Gdy nadchodzi pełnia – przemienia się w wilkołaka i zaczyna polowanie na swoją ofiarę. Owe uczucie dwójki ludzi jawi się jako igranie z ogniem. Młoda kobieta wcześniej nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazła. Miłość jest niczym narkotyk, ale także choroba, a przy tym i śmierć. Można się jedynie domyślać jej dalszych losów.
W kluczowym momencie kamera przenosi się do sali kinowej. Poznajemy kolejnych dwóch bohaterów – młodych dorosłych (nadal Michaela Jacksona i Olę Ray). Siedzą bezpiecznie w fotelach, ale w dalszej części we dwoje radośnie przechodzą koło cmentarza. To wywołuje w nas niepewność. Wiemy, że coś się wydarzy i para znalazła się w niebezpieczeństwie. Jednak oni sami nie mają o tym pojęcia. To podkręca złowrogą atmosferę. Idealny plot twist, gdzie sam Michael przemienia się w zombie, daje wrażenie osamotnienia. Bohaterka przecież jest jedna – a potworów cała armia. Przez dalszą część towarzyszy nam uczucie lęku. Co się stanie z bohaterką? Apogeum emocji jest moment, gdy do domu, w którym się ukrywa, ze wszystkich stron wdzierają się zombiaki. Serce podchodzi do gardła. Co się wydarzy? Zginie? Przemieni się? Zostanie uratowana przez Tarzana lub jakiegoś superbohatera? Jak się okazuje, wszystkie te wydarzenia były jedynie złym snem kobiety. Ale czy na pewno?
Świetne efekty sprawiają, że oglądającego przechodzą ciarki. Kto by się nie bał powstających z grobu zombiaków? A sama przemiana Michaela w wilkołaka? Odczuwamy trwogę, strach. Nie chcielibyśmy stanąć na drodze takiego potwora. Panujący tu mrok sprawia, że przez cały czas ma się wrażenie, że gdzieś za rogiem może się czaić coś złego. A nuż bohaterowie zginą? Na uwagę zasługuje także jeden z bardziej znanych elementów w całym teledysku, czyli doskonale prezentująca się choreografia, którą do dzisiaj dużo osób wykorzystuje do różnych flashmobów. Tańczące trupy? Czemu nie. Idealna synchronizacja pokazuje, jak wielką uwagę przywiązano do precyzji całego układu tanecznego. Efekty mgły, mrok, a do tego idealna charakteryzacja postaci sprawiają, że można się bać. Nawet po tylu latach teledysk ogląda się bardzo dobrze i z wielkim zainteresowaniem. Idealnie dobrane światło pokazuje najgorsze detale, np. zombie, któremu z ust wylewa się krew. Ten półmrok tworzy osnowę tragizmu i potworności, a różne efekty dźwiękowe dodatkowo potęguję poczucie grozy.
Cały 13-minutowy klip jest spójną całością wykonaną w stylu kina grozy. Ma wywoływać niepokój, zainteresowanie tym, co się wydarzy, a także szok. Pojawiają się znane motywy jak wilkołak czy zombie. Fabuła jest prosta – oparta została na klasycznym wzorcu dreszczowca. Stąd też ma się poczucie oglądania filmu krótkometrażowego. Odwołanie się do archetypu znanego z mitów i baśni jest fenomenalne. Prezentuje, że wyśniony kochanek niekoniecznie może być tym oczekiwanym księciem z bajki – wręcz okazuje się monstrum (ale nie tym pokroju Shreka). Można także powiedzieć, że cały teledysk zaprezentowano oczami kobiety. Dzięki temu postacie występujące na ekranie kinowym okazują się odbiciem jej samej oraz jej ukochanego. Zatem być może jest to również odzwierciedlenie jej wewnętrznych, głębokich lęków.
Mroczne scenerie jak las, opuszczone miasto nocą oraz dom gdzieś na odludziu są typowymi scenami wyjętymi z horrorów. Warto też zaobserwować właśnie na tej podstawie zależność i symbolikę liczby trzy. Trzy wcielenia Michaela (wilkołak, zombie i demon w ludzkim ciele) oraz trzy odmienne narracje (film, zły sen, wyobrażenie bądź prawda). Strach przed ziszczeniem się najgorszych wyobrażeń, obawy, senne koszmary – to wszystko wpływa na niesamowity odbiór teledysku.
Całość wydaje się doskonale przemyślana. Interpretacji może być naprawdę wiele. Dlaczego pojawia się postać wilkołaka i co ona oznacza? A zombie? Z pewnością w tych niedopowiedzeniach, licznych odwołaniach, doskonałej realizacji, świetnej grze aktorskiej i przede wszystkim muzyce – kryje się ogromny sukces teledysku, który nawet po prawie 40 latach jest wciąż uznawany za przełomowe dzieło w przemyśle muzycznym.
Klaudia Mleczek
Studentka polonistyki stosowanej. Interesuję się tańcem, sportem, zwierzętami, social mediami i pisarstwem.