
ARTywizm – sprawozdanie z Festiwalu Sztuki Zaangażowanej WSPÓŁ_ISTNOŚĆ
Już druga edycja Festiwalu Sztuki Zaangażowanej WSPÓŁ_ISTNOŚĆ odbyła się 26 i 27 października w Rzeszowie. Było to wydarzenie przepełnione nowatorskimi poglądami, empatią, przemawiającą sztuką oraz mnóstwem wspaniałych ludzi, dzięki którym ruchy aktywistyczne w Polsce wciąż działają.
Edyta Kranc, jej ziny i jej „gęby”
Festiwal otworzył warsztat „Jak rozmawiać? Instrukcja dla każdej/każdego” z tworzenia zinów z Edytą Kranc w Rzeszowskich Piwnicach. Uczestnicy stworzyli zin na temat komunikacji i rozmowy. Będzie on dostępny elektronicznie oraz w bibliotece Uniwersytetu Rzeszowskiego na półce bookcrossing.
Zin, fanzin (skrót od ang. fan magazine) – rodzaj nieprofesjonalnego pisma, zazwyczaj tworzonego poza jakimś konkretnym wydawnictwem. Przed powstaniem Internetu był formą przekazywania informacji spośród wąskich kół zainteresowań.
W naszych czasach nie „potrzebujemy” już zinów, ponieważ subkultury przeniosły się na przestrzenie Tumblera i Reddita. Lecz artystka uważa, że dalej są aktualne. Mówi, że: „jest to fajna zabawa, tworzy się własną broszurę. To jest bardzo dostępna forma – nie trzeba szukać galerii ani żadnego specjalnego miejsca. Można je łatwo dystrybuować na festiwalach lub na konwentach.
Także nie każdy, na przykład, czuje się komfortowo z tym, żeby udostępniać swoje myśli, opinie na szeroką skalę. Dlatego też ziny mogą poruszać tematy bardziej indywidualne czy radykalne. Z innej strony jest to też rodzaj autoterapii, możliwość przepracowania swoich emocji, uczuć, trudnych sytuacji, które nas spotkały.”
Powrót zinów można powiązać z zainteresowaniem DIY, lub też pewnej tęsknocie za rzeczami fizycznymi, co obserwujemy nawet przez popularność takich sklepów, jak na przykład Empik. Teraz wiele ludzi ceni papierowe książki, komiksy, mangi, rozpowszechnione są płyty winylowe oraz CD, kupuje się merch ulubionych zespołów. Wcześniej można było to zaobserwować w popularności zabawek antystresowych. Nakład zinów zawsze jest mały, ale to teraz jest cenione – nie myślimy tu o masowości, lecz o indywidualnym kontakcie.
Sobotnim wieczorem odbył się również wernisaż wystawy Edyty Kranc „Próbuję polubić siebie (czasem się udaje, a czasem nie)”. Dużo zmysłowego różu, wyrazistej żółci i łagodnej kredkowej czerwieni. Obrazy w komiksowym stylu mówią o tym, jak kobieta odbiera własne ciało, jego starzenie się, o absurdalnych metodach upiększania, wstydzie oraz o publicznych komentarzach, dotyczących cudzych ciał. Były tam też autoportrety malarki. Mówi o nich tak:
„Trochę lubię robić sobie taką karykaturę, pewne rzeczy oswajać, przepracowywać. No, a ponieważ to jestem ja, to mogę sobie rysować te swoje „gęby”, trochę krzywe, trochę takie straszne. Obśmiewam to wszystko i tak sobie z tym radzę.”
Zatraćmy się razem. Cin cin! Za miłość! Za nas! – Spektakl Romans
To nie była jedyna artystka, która mówiła o swojej relacji z ciałem. Festiwal zakończył się lalkowym monodramem Natalii Sakowicz, pt. „Romans”.
Jak każde dzieło sztuki współczesnej, spektakl ten można traktować na wiele sposobów. Dla niektórych jest to historia dwóch kochanek. Dla innych – relacja kobiety z jej własnym ciałem i radzenie sobie ze standardami. Lecz obsada interpretuje to jako historię uzależnienia 30-letniej Marty. Uzależnienie od używek, innej osoby, negatywnych myśli, i są z tym związane elementy znaczące.
Lalka Olgi Ryl-Krystianowskiej i podłoga baletowa są szare, krajobraz wewnętrzny postaci też temu odpowiada – czuje się niewidzialna, wręcz szmaciana. Jest szarą myszką. Jedynym elementem kolorowym jest strój aktorki, określany jako „butelkowa zieleń i bordowy top”, nawiązując do typowych kolorów butelek wina. Innym ważnym elementem scenografii są kieliszki na proscenium, w których „toną” ludzkie sylwetki. „Ze szklanek napełnionych słoną wodą i kabli została stworzona taka sobie „klawiatura”, podłączona do syntezatora” – tak tłumaczy część techniczną Maciej Cempura, odpowiedzialny za muzykę i audio. Wyraźną aluzją do używek jest monolog o przyjemności, który bohaterka wygłasza, grając na tych kieliszkach.
Muzyka jest dość ważna w tym spektaklu. Śpiew Natalii Sakowicz oraz jej koleżanek został skomponowany w chór, który wskazuje na ważny aspekt kobiecości. Forma chóru z kolei wskazuje na to, że takich bohaterek jak Marta w rzeczywistości jest wiele. A trapowa perkusja ma na celu mocno osadzić fabułę w naszych czasach. Cempura mówi, że zależało mu na tym, aby pokazać, że ten problem istnieje tu i teraz.
Monodram jest przepełniony piękną choreografią Izy Szostak. Szczególnie wyrazisty jest początek – lalka „bada” ciało aktorki, zwiedza go. Po czym ręka lalki pokazuje się w ustach aktorki, a jej – w ustach lalki, zaczyna się „pierwszy taniec”. Jest to bardzo mocna sugestia dotycząca alkoholu lub jakiejkolwiek innej używki, którą spożywa się przez usta.
Artyści stawią pytania: dlaczego pojawiają się uzależnienia? Czemu ludzie sami sprawiają cierpienie swojemu ciału? Niestety, nie ma odpowiedzi. Spektakl kończy się tym, że aktorka niszczy, rozdziera ciało Marty.
“Gdyby moje ciało było obrazem, byłby to krajobraz po bitwie – blizny, rozstępy, te wszystkie słowa, których nie powiedziałam, chociaż moje ciało błagało. Błagało: Powiedz »nie«, obroń się, walcz. Bądź”.
To była część „ludzka” Festiwalu Sztuki Zaangażowanej. Drugim ważnym tematem, dotyczącym reszty wydarzeń, była obrona natury i zwierząt.
Bycie na krawędzi
W niedzielę odbyła się online dyskusja Dariusza Gzyry i Karoliny Kuszlewicz o działaniu na rzecz przyrody. Działacze społeczni dzielili się swoimi przeżyciami i opowiadali, jak to jest być aktywistą i walczyć o prawa zwierząt.
Ważnym tematem był nonkonformizm. Aktywiści przyznali się – czasami jest im bardzo trudno.
Karolina Kuszlewicz wspominała historię, gdy miała sprawę o ochronę siedlisk niedźwiedzi we fragmencie lasu w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Do sądu przyszło około 20 leśniczych w mundurach, mając najwidoczniej na celu „zastraszyć” adwokatkę. Dariusz Gzyra z kolei opowiedział o tym, jak – będąc w studiu – widział i słyszał jak producent parska śmiechem i szydzi z niego, gdy mówił o weganizmie. Oboje działaczy doszło jednak do wniosku, że jeśli napotykają się na sprzeciw, jeśli ich widzowie czy słuchacze czują się niezbyt zręcznie – to znaczy, że idą w dobrym kierunku. O wiele gorzej byłoby zostać w strefie komfortu.
Podzielili się także ciekawą myślą – mimo że walczą o zmianę podejścia ludzi do natury, pracują dla zwierząt, a nie dla człowieka. Najważniejszym sądem jest dla nich odpowiedzialność wobec przyrody, którą porównują do ‘wyższej instancji’, niemalże czegoś sakralnego.
Aktywiści podkreślili też to, jak ważne jest uznanie zwierząt jako ofiar wojny, czystek etnicznych oraz innych wyniszczeń. Powiedzieli, że warto pamiętać – ofiarami holocaustu były też zwierzęta. Zresztą, padły bardzo radykalne porównania ludzkich działań wobec zwierząt do holocaustu.
Od razu po tym odbył się wykład Dariusza Gzyry „Jestem zwierzęciem. Myślę, czuję. Chcę żyć – portret jako forma aktywizmu”. Opowiadał na nim o swojej inicjatywie, stowarzyszeniu „Empatia”. Od 2009 roku cyklicznie organizują „tydzień weganizmu”. Co roku w Warszawie oraz kilku innych miastach Polski odbywają się wykłady, spotkania, projekcje filmów, pokazy kulinarne itp., skupione wokół tego tematu.
Lecz głównym tematem, na którym skupił się wykład były prace Isy Leshko. Jest to amerykańska fotografka, najbardziej znana ze swojej serii „Elderly Animals”, która koncentruje się na prawach zwierząt, starzeniu się i śmiertelności. Aktywistka opowiadała o tym, jak forma portretowa zwiększa empatię u odbiorców. Zazwyczaj tożsamość zwierzęcia jest zatracona w dużym skupisku. Powiedziano także wzruszającą frazę à propos prac Isy Leshko – „zobaczyć stare zwierzę to jest cud”.
„Wolność dla sentientów”
Tematyce aktywizmu i obronie zwierząt została również poświęcona wystawa Michaliny W. Klasik i Elwiry Sztetner w galerii Pod Ratuszem.
Artystki przedstawiły kolekcję sloganów oraz prace związane z projektem end_of_sick_fun. Łączą hasła profeministyczne i wegańskie. Uważają, że aktywizm musi unikać „szufladkowania”, a empatia i opresja są takie same dla wszystkich. W tekście, dołączonym do wystawy czytamy:
„Uchodźcy, Dziki, Osoby LGBTQ+, Kobiety, Wilki, Puszcza, Rzeki… PRZEMOC MA JEDNO IMIĘ.”
Sentienci, słowo użyte w tytule wystawy, to istoty czujące. Ten neologizm wywiódł się od angielskiego „sentient” (czujący, odczuwający) i ma na celu „zatarcie” granicy pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem, zwiększenie współodczuwania wobec wszystkich żywych istot, nie tylko ludzi.
Zobaczywszy przestrzeń Galerii pod Ratuszem (która jest dosłownie w podziemiu), artystkom nasunęła się myśl, żeby pokazać nie tylko skończone prace – na wystawie znajduje się symboliczny stół, na którym tworzą się kolejne dzieła. Zależało im na oddaniu klimatu przygotowań i współpracy na rzecz zmiany.
Świnia Malwina, warszawski profesor filozofii i pies Platon
Zamykając temat weganizmu i ochrony natury, wspomnę jeszcze o premierze spektaklu lalkowego „Świnia Malwina”, stworzonego na podstawie dziecięcej książki Krzysztofa Łapińskiego.
Jest to historia o śwince, która uciekła z pojazdu do lasu Kabackiego, gdzie spotyka Dzika Dzikusa i jego przyjaciół. Postacie poznają się i zaprzyjaźniają, lecz wkrótce dociera do nich nowina – świnia Malwina jest poszukiwana. Zwierzaki rozumieją, że pozostawienie tytułowej bohaterki w lesie byłoby zbyt niebezpiecznie, dlatego przyjaciele wyruszają w ryzykowną wędrówkę do miejsca szczęścia i pokoju, które nazywa się „Świnkowo”.
W przeciwieństwie do stereotypowych spektakli lalkowych, ten bardziej przypomina dziecięcą zabawę lalkami niż teatr. I to się świetnie sprawdza! Dzieci bardzo dobrze zareagowały na to wydarzenie, a fabuła perfekcyjnie pasowała do formy – zresztą, zabawa z lalkami i same lalki to jest właśnie ich „wynalazek”.
Później odbyła się rozmowa z autorem książki, Krzysztofem Łapińskim.
Jest Pan profesorem filozofii, specjalizującym się w starożytności. Tłumaczył Pan choćby Marka Aureliusza. Jak doszedł Pan do książek dla dzieci?
Bycie filozofem tu nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Od starożytności literatura z filozofią bardzo ściśle się łączy, uważam, że ona jest świetnym wehikułem dla przekazywania myśli filozoficznych. Być może w najnowszych czasach filozofia analityczna jest taką oderwaną. Literatura dla dzieci nie jest ani mniejszą, ani gorszą. Jest fundamentem dla dalszego rozwoju człowieka.
Bajki zwierzęce zaczynają się jeszcze w Sumerze, 4000 lat przed naszą erą. W Indiach jest Pańćatantra – najważniejszy zbiór takich bajek. Są także bajki Ezopa. Lecz w bajkach zwierzęta przedstawione są bardzo stereotypowo, bardzo płytko. Jak takie etykietki czy hasztagi. Moim zdaniem ten gatunek już się wyczerpał. Ja bym chciał w swoich książkach trochę pokazywać ich trochę inaczej – jako podmioty, a nie przedmioty, które człowiek eksploatuje, zjada, strzela do nich. W naszych czasach mamy globalny kryzys ekologiczny, więc musimy zacząć patrzeć inaczej na przyrodę.
Dlaczego akurat świnia została wybrana jako bohaterka?
Świnie to są takie bardzo uciemiężone zwierzęta w naszej kulturze. Z nimi kojarzą się wszelkie złe cechy, jest to samo dno w hierarchii potocznego odbioru. Pomyślałem, że to jest wyzwanie – że o te zwierzęta, które stoją najniżej, warto się upomnieć.
Zastanawiałem się jak ująć temat tej przemocy wobec zwierząt w książce dla dzieci. Na pomoc przyszło mnóstwo badań naukowych. Udowadniają, że świnie są tak inteligentne, jak na przykład psy. Pomyślałem, że trzeba je pokazać od tej pozytywnej strony.
Żyjemy w takim rozdwojeniu jaźni – w książkach dla dzieci są takie piękne różowe świnki, które szczęśliwie żyją na fermach, a z drugiej strony – mamy hodowle przemysłowe, gdzie świnie są okropnie traktowane. Więc wydaje się, jakby były dwa gatunki – świnki i świnie. Dlatego nie chciałem nigdy zdrabniać swojej bohaterki.
Uroczym faktem jest to, że miejsce akcji, las Kabacki, jest ważnym elementem życia prywatnego autora. Wspominał o tym, że – opowiadając bajki swojej córce – wymyślił, że ich fabuła działa się właśnie w tym miejscu. Spacerowali sobie lasem, a pan Krzysztof mówi – „o, to tu i tu przygody mieli ci i tamci”. Z czasem powstał pomysł, by naprawdę stworzyć historię o zwierzętach z tego lasu. Tacy bohaterowie jak Guziec Gus, uciekinier z Warszawskiego Zoo i inwazyjny żółw Grzegorz Grzeczny zostały zainspirowane prawdziwymi historiami miasta.
Profesor filozofii ma także „filozoficznego” psa. Nazywa się Platon – i to nie autor książki dał mu takie imię. Znalazł go w azylu, od razu mu się przypodobał, a gdy dowiedział się o jego imieniu, zrozumiał – to jest znak.
Osobliwy gość
Festiwal odwiedziła mgr. Iga Dżochowska, opiekująca się 116 zwierzętami!
„Skończyłam psychologię ludzką, lecz niewiele się różnimy od zwierząt. Od dziecka było mi bliżej do przyrody, do drzew, do zwierzków, do ptaków. W przedszkolu rysowałam tylko myszki, kotki, niedźwiedzie, lisy i tak mi pozostało do dziś. Równe 40 lat jestem weganką, buntowałam się od małego – nie chciałam jeść nawet rosołku.”
A jakie ma pani zwierzęta?
Mam żółwia! Żółwie zasypiają, gdy nie mają odpowiednich warunków na zimę. Prawdopodobnie komuś zasnął i został wyrzucony ze śmieciami. Nad Sanem znalazł go mój pies i jest ze mną już od 18 lat.
Dokarmiam około 46 ptaków – wyleczyłam, wypuściłam je, lecz nigdy nie opuściły mojego ogrodu.
Z Ukrainy przyjęłam 53 mruczki. I tylko jeden odszedł. Kotka dostała zawału, przez wojnę bardzo się przestraszyła fajerwerków, puszczanych na sylwestrową noc…
Tym wszystkim zwierzętom po kolei zawsze obiecywałam – już nigdy nie będziesz bity, topiony, kopany. I nigdy już nie będziesz na wojnie.
*Współorganizatorzy projektu: Teatr NEMNO, Rzeszowskie Piwnice і Rzeszowski Dom Kultury. Festiwal Sztuki Zaangażowanej WSPÓŁ_ISTNOŚĆ dofinansowano z budżetu Gminy Miasta Rzeszów.
Severyn Holosniak
Fascynuję się teatrem, filmem, muzyką i sztuką w ogóle. Poza tym, że piszę, również gram jazz na saksofonie, jestem aktorem. Lubię jaskrawe i głośne rzeczy!
Zobacz również

Intrygująca rzeczywistość
9 lutego 2022
Pies a zdrowie człowieka
2 kwietnia 2022