Artykuł,  Opinia

Maski, które widzi świat…

Każdy z nas codziennie zakłada jakieś maski. Nie chodzi jednak o te teatralne czy takie, jakie możemy zobaczyć na Halloween. Bardziej jest to wyraz twarzy, którym chcemy coś zakryć, zamaskować wręcz.

Ilu z nas nie miało tak, że czuło się źle, a nie mogło tego pokazać? Zakrywamy wtedy często ból uśmiechem, nie dajemy po sobie tego poznać. W niektórych kręgach uważane jest to za profesjonalne. Na przykład w wielu programach telewizyjnych, w których trzeba się uśmiechać i zarażać widzów pozytywną energią, nie ma miejsca na jakiekolwiek łzy czy cierpienie widoczne na twarzy. Tak jest wszędzie.

Często słyszy się o osobach, które, mimo że mają depresję, najczęściej się uśmiechają. Czy to maska? Tak, zdecydowanie. Zakrywają w ten sposób to, że wcale nie chce im się śmiać i często mogą (ale nie muszą) myśleć o rzeczach strasznych do pojęcia dla nas. Gdy widzimy kogoś, kto się uśmiecha, nie przyjdzie nam do głowy, że ta osoba może cierpieć, że może mieć na przykład stany lękowe. Ta osoba jest szczęśliwa. Możliwe, że po prostu się z czegoś cieszy. Możliwe też, że po prostu założyła maskę i nie okazuje swojego złego samopoczucia. Obie opcje są bardzo prawdopodobne.

Czy to jest potrzebne? Trudno powiedzieć. Nie lubimy patrzeć na ludzi, którzy płaczą. Sporo słychać głosów, że nie warto pokazywać w mediach społecznościowych tego stanu właśnie. Social media też są maską, wbrew pozorom. Pokazujemy tam zawsze wyidealizowany obraz świata, a nie to,  że mamy ciężkie momenty. Wielu rzeczy się nie publikuje, wręcz się je ukrywa. Nie mi to jednak oceniać.

Jeśli jednak nie czujemy się dobrze, porozmawiajmy z kimś o tym. Czasem lepiej się wygadać komuś bliskiemu albo pójść do psychologa. To może pomóc. Warto schować maski do szuflady.

Studentka III roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Prywatnie uwielbiam musicale, siatkówkę, skoki narciarskie. Często zgłębiam z ciekawości wiedzę o rodzinach królewskich z Europy.