Pragnę malować tak, jakbym fotografował sny
Podróże w czasie to mój ulubiony sposób na ponowne docenianie ulotnych chwil. Uwielbiam wracać myślami wstecz do momentów, które sprawiły mi radość. Przeważnie są to wspomnienia związane z osobami. Wiem, że nic nie dzieje się przez przypadek, bo w momencie, gdy poznałam pewnego człowieka i jego malarstwo, moje życie odmieniło się na lepsze. To „ spotkanie ”, wzbogaciło je o sztukę, której podświadomie potrzebowałam poznać.
Początkowo, odkrywając jego dzieła, zaskoczyły mnie one swoją nierealnością. Nie mogąc oderwać od nich wzroku, czułam, że są to obrazy wyjęte ze snów, których nie zawsze chcemy pamiętać przez resztę dnia. To było najlepsze, to wszystko wciągało w świat Beksińskiego.
Zdzisław Beksiński nie raz zaznaczał, że „ Pragnę malować tak, jakbym fotografował sny ”. A sny potrafią być bardzo abstrakcyjne, wciągające, nie dające o sobie zapomnieć. Tak właśnie malował Beksiński. Niezwykła postać, o smutnej rodzinnej historii, która nie zdołała pomimo wszystko złamać w nim pogody ducha i chęci do tworzenia coraz to nowszych dzieł.
Zawsze zastanawiało mnie to, dlaczego nie nazywał swoich obrazów. Jednak odpowiedź była prostsza niż mogłoby się wydawać. Zdzisław nie chciał sugerować odbiorcy jak ma interpretować powstałe dzieło.
Każdy, kto ogląda jego sztukę na swój własny sposób interpretuje, to co na nim się znajduje. Tak jak każdy z nas ma własną historię życia, tak obrazy Beksińskiego każdy może interpretować na swój sposób. Jego talent malarski czy fotograficzny z pewnością wyprzedzał epokę w której żył i tworzył.
Mimo, że już od 2005 roku cieszy się niebiańskim spokojem, to pamięć o nim nie minie. Tak samo jak jego dosyć „optymistyczne” postrzeganie życia czy raczej jego pewnego końca, a mówią o tym jego słowa „ Ty i ja, wszyscy płyniemy do wodospadu. Ty chcesz płynąć na kaktusie, a ja chcę siedzieć w wygodnym fotelu. I tak czeka nas ten sam wodospad, więc po co jeszcze siedzieć na kaktusie ”.