Felieton

Sala zabaw czy przechowalnia dzieci na czas zakupów?

  W dzisiejszych czasach wszystko robimy w ciągłym biegu, brakuje nam czasu na najbardziej podstawowe czynności.  Każdy potrzebuje nieraz chwili wytchnienia, czasu dla siebie. Najgorzej w tej kwestii mają rodzice, zwłaszcza, gdy ich pociechy są w wieku przedszkolnym, ciężko wyjść samemu do kuchni, toalety, a co dopiero na zakupy. Ciągnięcie dziecka za rękę między sklepami i patrzenia na jego marudne minki nie należy do najprzyjemniejszych. Jest na to sposób, w centrach handlowych często istnieją sale zabaw dla dzieci, gdzie za drobną opłatą można zafundować swojemu dziecku dobrą zabawę, a sobie święty spokój podczas zakupów.  Pozostawienie dziecka w takim miejscu ma jednak pare zasad. Przede wszystkim opiekun musi wypełnić stosowne oświadczenie, w którym wyraźnie jest napisane, że dziecko musi być samodzielne i zostaje samo na odpowiedzialność rodzica (chyba, że konkretne place zabaw zapewniają opiekę indywidualną). Kluczowy jest też wiek dziecka – zazwyczaj musi mieć ukończone 4/5 lat, aby zostać bez opieki rodzica. I wtedy zaczynają się schody. Przy zakupie biletu rodzice często wyrażają swoje niezadowolenie z faktu, że nie mogą pozostawić 3,5 letniego brzdąca i przepaść między sklepami – bo przecież będzie je pilnować nieco starsza siostra i sobie świetnie poradzi. Z doświadczenia wiem, jak to wygląda w praktyce. Ostatnio spotkałam się z sytuacją, podczas której salę zabaw odwiedził ojciec z dwójką dzieci. Wszystko super, dwa bilety godzinne, uśmiechnięty rodzic z około rocznym dzieckiem na rękach, obok sześcioletnia córeczka. Po dziesięciu minutach zapłakana sześciolatka z małym braciszkiem na rękach podchodzi pod recepcję i mówi, że nie może uspokoić brata. A gdzie tata? Nie wiadomo. Bez informowania kogokolwiek wyszedł na zakupy. I co w takiej sytuacji? Pracownicy bez numeru telefonu do opiekuna dzieci, maluch płaczący w niebogłosy, dodatkowo kolejka ludzi ustawiona po zakup biletów, no i jeszcze jakaś pani czeka na swoją kawę. Zaczyna się panika i dylematy, czy dzwonić po ochronę, bo próby uspokojenia dziecka zdały się na nic. Wtedy ta mała dziewczynka mówi, że wie, jak znaleźć firmę taty w Googlach. Po jej wskazówkach pracownik dzwoni na firmowy numer z prośbą, żeby tata wrócił do dzieci. Oczywiście, po przyjściu mężczyzny zostaje mu zwrócona uwaga, że dziecko poniżej określonego wieku nie może pozostać samo i że każde wyjście trzeba zgłosić. „No ale przecież nic się nie stało” – rzuca ojciec, oddaje karnet wstępu i wychodzi, jak gdyby nigdy nic. Podobna sytuacja – kobieta kupuje wejściówkę dla dwuletniego dziecka i zwraca uwagę: „Szkoda, że nie można zostawiać u Was młodszych dzieci, bo chętnie bym zostawiła swoje i wróciła po paru godzinach, niemiłosiernie mnie denerwuje.” Po takiej wypowiedzi można zaniemówić z wrażenia. Jak to jest, że osoby dorosłe nie myślą o konsekwencjach albo po prostu o tym, żeby dziecko dobrze się czuło? Często też nie pomyślą o zostawieniu dziecku wody, a jednak dwugodzinne szaleństwo na konstrukcji i w kolorowych piłkach potrafi zmęczyć malucha. Zdarza się, że dzieci zwyczajnie tęsknią za rodzicami i po kilka razy pytają, kiedy wróci mama. No kiedy? To też ciężko stwierdzić, zwłaszcza gdy opiekun nie odbiera telefonu albo twierdzi, że będzie za pięć minut, a zanim dotrze mija kolejne pół godziny. Wtedy wystarczy kupić dziecku lizaka – jest to najprostsze rozwiązanie problemu i powstrzymanie łez.

  Oczywiście nie każdy ma takie myślenie. Część rodziców odwiedzających bawialnie ma odpowiednie podejście i zachowuje się wręcz wzorowo, za ich nastawienie można by było wystawić piątkę z plusem. Łatwo zauważyć kto traktuje salę zabaw jako miejsce frajdy dla przedszkolaka, a kto jako przechowalnię dzieci na czas własnego odpoczynku i zakupów. Bez problemu możemy też spostrzec, że rozsądek nie zawsze idzie w parze z wiekiem.