Recenzja

Siedem gorzkich dni

Cyfrze siedem przypisywana jest bogata symbolika. Wielu uważa ją za szczęśliwą. Jest przecież także siedem cudów świata, siedem dni w tygodniu, ale i siedem grzechów głównych. W „Drogówce” Wojciecha Smarzowskiego mamy siedmiu bohaterów. Każdy z nich jest uosobieniem jednego grzechu, a ich historia opowiedziana jest na przestrzeni siedmiu dni. Ale czy siódemka i tym razem jest szczęśliwa?

Akcja filmu dotyczy środowiska policjantów z warszawskiej drogówki. Mężczyźni na co dzień nie tylko razem pracują, ale i wspólnie imprezują, nie stroniąc od suto zakrapianych alkoholem libacji, prowadzą szemrane interesy, zdradzają swoje żony oraz biorą łapówki. W trakcie orgii jeden z nich ginie w tajemniczych okolicznościach. O zbrodnię zostaje oskarżony sierżant Ryszard Król. Funkcjonariusz rozpoczyna własne śledztwo i stara się udowodnić swoją niewinność. Przypadkiem odnajduje dowody na korupcyjne przekręty polskiej władzy.

Podjęcie tematu polskiej policji nie jest przypadkowe, ponieważ Wojtek Smarzowski kręcił kiedyś program telewizyjny o pracy drogówki, co miało znaczący wpływ na jego postrzeganie interwencji policyjnych. Doświadczenie z filmowania patroli, zachowań nie tylko funkcjonariuszy, ale i zatrzymywanych, zaowocowało bardzo dobrą psychologią postaci. Poprzez wręcz karykaturalne pokazanie postępowania bohaterów filmu, Smarzowski rysuje interesujący i zarazem smutny obraz ludzi, którzy zagubili się w swoim grzechu. Ludzi, którzy muszą zmierzyć się z konsekwencjami swoich wyborów. Bohaterowie „Drogówki” to postacie z krwi i kości. Role wykreowane są z dbałością o realizm i wielowymiarowość. Można się łatwo utożsamić z każdym z policjantów, bo reprezentują oni wiele cech tak bardzo bliskich każdemu człowiekowi. Idealnie pasowałoby tu powiedzenie, że „nic co ludzkie, nie jest im obce”.

Smarzowski wybrał swoich stałych, zaufanych aktorów. Nazwiska takie jak: Dziędziel, Topa, Jakubik czy Wabich są momentalnie kojarzone z postaciami z innych filmów reżysera. Tym razem na pierwszy plan wysuwa się bohater Bartłomieja Topy. Aktor prezentuje intrygujący, przejmujący i wieloaspektowy obraz człowieka, który za wszelką cenę chce oczyścić się z winy. Mimo gwiazdorskiej obsady „Drogówka” nie jest filmem gwiazd. Każdy z aktorów dostaje swoje pięć minut, które doskonale wykorzystuje. Nie ma przy tym ani szarżowania, ani bylejakości.

Historia w filmie rozwija się dynamicznie. Już od początku wiadomo, że mamy do czynienia z produkcją Wojtka Smarzowskiego: szybki, pozornie nieskładny montaż, wstawki z nagrań z telefonów komórkowych lub kamer przemysłowych wrzucają odbiorcę do świata policjantów. Takie zróżnicowanie ujęć dodaje „Drogówce” bezpośredniości. Nastrój obrazu dopełnia szarpana, ostra muzyka. Większość wykorzystanych utworów wykonują sami bohaterowie, głównie podczas hucznych popijaw.

Dużym problemem w odbiorze filmu jest niestety dźwięk. Dialogi momentami są niezrozumiałe i bełkotliwe, trudno zrozumieć kwestie wypowiadane przez aktorów. Sprawia to wrażenie niedopracowania.

„Drogówka” to film kontrowersyjny, wulgarny, ale i poruszający. Smarzowski z cynizmem portretuje polskie społeczeństwo. Oberwało się nie tylko tym, którzy zakuwają w kajdanki, ale i tym, którzy są w nie zakuwani. Podobnie jak w „Weselu”, w lekko przerysowany sposób pokazuje cwaniactwo, pijaństwo, układy i wykorzystywanie znajomości czy swojej pozycji. Reżyser precyzyjnie wbija szpilę, brutalnie atakuje. Film nie pozostawia obojętnym, wywołuje dyskusje, szokuje. Wojciech Smarzowski nie bawi się w półśrodki, a jego „Drogówka” idzie na całość.

Tekst brał udział w konkursie na recenzję polskiego filmu fabularnego „Młodzi o filmach FPFF” (2018 r.).

 

Studentka dziennikarstwa zakochana w twórczości Quentina Tarantino. Uwielbiam kino i popkulturę. Interesuje mnie sport - nie tylko pod względem rozrywkowym, ale i dziennikarskim.