„Wcześniej byłam nikim. W następnej chwili byłam księżną Walii, matką, zabawką mediów i członkiem rodziny królewskiej, a to stanowczo za dużo do zniesienia dla jednego człowieka”.
Dotąd powstało wiele projektów filmowych ukazujących kultową brytyjską rodzinę królewską, ale moje ostatnie odkrycie – film pt. „Spencer” wyróżnia się autentycznością, a swym pięknem i wrażliwością porusza nawet najtwardsze serca. To studium psychiki wyjątkowej kobiety, księżnej, żony i matki.
Dramat biograficzny pt. „Spencer” w reżyserii Pabla Larrain’a miał swoją premierę 5 listopada br. Film ukazuje trzy dni z życia księżnej Diany. Akcja rozgrywa się w trakcie Bożego Narodzenia, które bohaterka spędza w rodzinie królewskiej. To właśnie wtedy Diana podjęła decyzję o rozwodzie z księciem Karolem.
Film skupia się na ukazaniu emocji głównej bohaterki – księżnej Diany. Produkcja przedstawia ciekawe i intrygujące kadry, piękne krajobrazy, a także podkreśla potęgę i bogactwo królestwa Windsorów. Ogromnym plusem jest otulająca sceny muzyka klasyczna, która buduje napięcie.

Największym odkryciem „Spencer” jest wybitna gra aktorska Kristen Stewart, która wciela się w rolę głównej bohaterki. Młoda aktorka doskonale odzwierciedla skrajność emocji księżnej. Realizm odgrywanej postaci ukazuje nie tylko poprzez świetną stylizację i kostiumy, ale również poprzez odzwierciedlony styl poruszania się i zachowania księżnej Diany.
Lady Di w produkcji daje się poznać w dwóch kontrastujących ze sobą odbiciach. Z jednej strony, film maluje nam obraz pięknej, eleganckiej, ciepłej i nad wyraz wrażliwej kobiety i matki. Natomiast z drugiej strony już w ciemniejszych barwach, ukazana jest zagubiona, krucha, samotna, walcząca z zaburzeniami odżywiania i depresją, młoda kobieta.
To, co najbardziej zostaje w pamięci to trudne sceny ukazujące walkę Diany z zaburzeniami odchudzania, bulimią, depresją i samotnością. Kobieta najbardziej pragnie być kochana i akceptowana. Niestety ciągle zmaga się z czujnymi spojrzeniami ze strony służby, jak i członków rodziny królewskiej. Jej szarą codziennością są reguły i oczekiwania, którym musi sprostać. Diana, niczym kolorowy koliber jest zamknięta w złotej klatce, pełnej zasad, musztry, perfekcji i sztuczności.
Karol, mąż „królowej ludzkich serc”, w filmie przedstawiony jest jako poważny, ponury mężczyzna. „Wszyscy starali się zrobić dla Ciebie ten posiłek. Staraj się go nie zwrócić przed obiadem” – rzuca do Diany podczas wspólnego śniadania. Te słowa pozostawiają głęboką rysę na psychice kobiety. Intrygująca jest również rozmowa bohaterki z Karolem na temat ich synów. Oboje stoją naprzeciwko siebie, po przeciwległych stronach czerwonego stołu do bilarda. Mimo więzów małżeńskich przypominają dwóch zawodników, przeciwników walczących o większą władzę nad swoimi dziećmi.

Ukrytym hołdem i podkreśleniem przywiązania do rodziny jest sam tytuł filmu. Spencer to nazwisko panieńskie Diany, którym się przedstawiała. Mimo ślubu z Karolem, kobieta czuje większą przynależność do rodziny z której pochodzi. Tęskni za swoim beztroskim dzieciństwem, domem z którego pochodzi oraz za brakiem zasad i reguł, które na co dzień przytłaczają ją w pałacu. Tęsknota za dzieciństwem bohaterki ukazana jest w kilku scenach np. gdy ściąga kurtkę swojego ojca, która przez wiele lat była ozdobą stracha na wróble, czy kiedy odwiedza swój rodzinny dom w którym wracają jej piękne wspomnienia.

„Spencer” wywołał u mnie skrajne emocje i wzbudził refleksje, które na długo po obejrzanym filmie zawładnęły moim umysłem. To obraz pełen sprzeczności: ciepły i chłodny, przyjemny i smutny, frustrujący i pocieszający, ale czy prawdziwy? Czy w końcu produkcja filmowa zdołała ukazać prawdziwą i realną postać księżnej Diany?
Wiktoria Sudoł