Wywiad

Całe życie w drodze

Biogram: Dominika Kucharska – studentka III roku komunikacji międzykulturowej na Uniwersytecie Rzeszowskim. Pasjonatka podróży, fotografii mobilnej i zarządzania mediami społecznościowymi. Fanka różnorodnych kultur oraz międzynarodowej kuchni. Organizatorka Krakowskiego Wyścigu Autostopowego Krakostop.

Zuzanna Jarosz: Jak zaczęła się Twoja przygoda z podróżowaniem?

 Dominika Kucharska: Moją przygodę z podróżowaniem rozpoczęłam, gdy jeszcze byłam małym dzieckiem. To moi rodzice zaszczepili we mnie pasję do podróży. Najpierw jeździłam z nimi, a później, w wieku 9 lat, pojechałam na pierwszą kolonię nad morze. Tak mi się spodobała ta forma odpoczynku, że jeździłam na nie przez następnych kilka lat. Następnie przyszła kolej na Grecję, Francję i Czechy.

 

Z.J.: Po liceum wyprowadziłaś się do Stanów Zjednoczonych. Skąd taka decyzja?

D.K.: Tak, mieszkałam przez 3 lata w Stanach. Początkowo miał to być niewinny wyjazd, tzw. „gap year”. Traktowałam go jako przerwę od nauki oraz czas, w którym miałam zadecydować, jakie studia wybrać. W Stanach zostałam jednak dłużej, ponieważ spodobał mi się tamtejszy, inny tryb życia. Uczęszczałam na zajęcia i kursy na uczelniach w Nowym Jorku, rozpoczęłam pracę oraz kontynuowałam podróże.

 

Z.J.: Dlaczego postanowiłaś wrócić do Polski?

 D.K.: Była to dosyć spontaniczna, ale też ciężka decyzja, spowodowana trwaniem pandemii na świecie. Jej pierwsze pół roku spędziłam za granicą. Wtedy praca i podróże były prawie niemożliwe, a ja poszukiwałam możliwości rozwoju. Postanowiłam więc wrócić do Polski i rozpocząć studia. Z racji tego, że interesuję się poznawaniem różnorodnych kultur oraz nauką języków, naukę podjęłam na Uniwersytecie Rzeszowskim na kierunku komunikacja międzykulturowa.

 

Z.J.: Dopiero na studiach zaczęłaś podróżować autostopem?

D.K.: Nie, pierwszy raz jechałam autostopem z koleżanką, gdy miałam 19 lat. Wtedy to była krótka podróż w Bieszczady – dosłownie 40 km (ponieważ pochodzę z okolic Sanoka). Wtedy nie sądziłam, że na większą skalę spodoba mi się taki rodzaj podróżowania. Na studiach poznałam kolegę Adriana, który pokazał mi jak zwiedzać świat „na studencką kieszeń”. Udowodnił, że nie muszę wszędzie latać z walizką (tak jak wcześniej to robiłam). Zamiast tego, mogę wziąć ze sobą mały plecak, wyruszyć z domu, wyciągnąć kciuka i z uśmiechem na twarzy jechać tam, gdzie mnie los poniesie. 😉

 

Z.J.: Znam Cię od kilku lat i faktycznie uśmiech nie schodzi Ci z twarzy. Ale powiedz tak szczerze, jakie emocje Ci towarzyszą, gdy jedziesz w nieznane, z 30-litrowym plecakiem na plecach i nie wiesz, gdzie rozbijesz namiot?

D.K.: Zawsze jestem podekscytowana, bo nigdy nie wiem co mnie spotka. Cały czas zdarzają się jakieś niespodzianki, zbiegi okoliczności. Przeważnie nie mam konkretnego planu i często jest tak, że jadę w zupełnie inne miejsce, niż to, które pierwotnie miałam w planach. Zazwyczaj okazuje się, że była to lepsza decyzja! Na większe wyprawy zawsze zabieram ze sobą kompana. Namiot rozbijamy w ustronnych miejscach, z dala od tłumów. Czasami na plaży, czasem w lesie, na jakiejś polanie… i to jest piękne, że nikt i nic nas nie ogranicza! Zawsze pcha mnie do przodu adrenalina i pierwszy raz poczułam taką adrenalinę na Krakostopie!

 

Z.J.: Wyjaśnij czym tak właściwie jest Krakostop?

D.K.: To Krakowski Wyścig Autostopowy. Cała inicjatywa polega na tym, że co roku na majówkę, pół tysiąca uczestników podróżujących parami zbiera się na kampusie AGH w Krakowie i po hucznym starcie rusza przed siebie, aby jak najprędzej dotrzeć do wybranego miasta europejskiego. Na mecie wyścigu na wszystkich czeka tydzień różnorodnych atrakcji, np. gra terenowa, Igrzyska Krakostopowe, imprezy tematyczne. Dla najlepszych par przewidziane są również nagrody.

 

Z.J.: Od pewnego czasu jesteś chodzącą reklamą Krakostopu! Opowiedz, jak trafiłaś do tej organizacji?

D.K: Jednym z organizatorów jest wspomniany wcześniej Adrian. To on opowiedział mi o Krakowskim Wyścigu Autostopowym i dzięki niemu bardziej zainteresowałam się ideą autostopu. Wtedy też postanowiłam po raz pierwszy wziąć udział w Krakostopie jako uczestniczka. Edycja wyjątkowo odbyła się wtedy we wrześniu (2021 r.), a meta wyścigu znajdowała się w Tarquinii we Włoszech. Jest to około 1700 km trasy do pokonania. Zaraz po zakończeniu tej edycji, dołączyłam do organizacji i w następnej majowej edycji wzięłam ponownie udział, ale już jako stopująca organizatorka.

 

Z.J.: Dlaczego zostałaś organizatorką Krakostopu?

D.K.: Dołączyłam do grona organizatorów Krakostopu, bo uwielbiam udzielać się w różnych projektach. Działam z nimi już drugi rok, pomagając przede wszystkim w prowadzeniu mediów społecznościowych, czy przy organizacji eventów na mecie. Jest to bardzo czasochłonne, a przygotowania zajmują cały rok. Robimy to charytatywnie, ale efekty naszej pracy rekompensują cały wysiłek włożony w organizację. W tym roku odbyła się 10, jubileuszowa edycja, a wzięło w niej udział 600 osób. Bardzo cieszy nas to, że uczestnicy poznają ideę autostopu i zaczynają używać tego środka transportu. Jest to naprawdę wspaniała forma podróżowania, pozwalająca na komunikację z innymi ludźmi, poznawanie ich języka i kultury.

 

Z.J.: Do Comacchio pojechałaś na metę autokarem. Skąd taka decyzja?

D.K.: Chciałam zobaczyć, jak wygląda organizacja całego wydarzenia z innej perspektywy. Są to rejony, które poznałam już wcześniej. Włochy to mój ulubiony kraj i odwiedziłam go już 9 razy! Podróże tam chyba nigdy mi się nie znudzą, gdyż każdy region ma co innego do zaoferowania, a każde miasto jest zupełnie inne. Potrzeba więcej czasu, aby się nimi delektować. Po każdym z wyścigów zostaję na dłużej, aby zwiedzić interesujące mnie miejsca. W tym roku, na metę pojechałam autokarem także dlatego, że jako organizatorzy dzielimy się – połowa z nas dojeżdża na metę autostopem, a połowa autokarem. Chciałam dać szansę innym, na spróbowanie swoich sił w stopowaniu.

 

Z.J.: Zdradź nam, z kim przebyłaś obie trasy Krakowskiego Wyścigu?

D.K.: Na obydwa wyścigi udałam się z osobami poznanymi przez Internet. Na pierwszy wyścig, do znalezienia pary w ten sposób, zmusiła mnie sytuacja, w jakiej się znalazłam. Dzień przed startem wyścigu, okazało się, że moja koleżanka z pary ze mną nie wyruszy. Skorzystałam wtedy z podróżniczych grup na Facebooku i bardzo szybko udało znaleźć mi się kompana. Na następny wyścig postanowiłam wybrać się z osobą z Parozłączki – zakładki na naszej oficjalnej stronie, gdzie można szukać towarzysza podróży. Bardzo lubię podróżować z nowicjuszami w dziedzinie autostopu i wciągać ich w ten sposób do mojego świata. Staram się przekazywać im cenną wiedzę i wskazówki, jakie zostały udzielone mi, kiedy zaczynałam.

 

Z.J.: Jakie przygody Cię spotkały?

D.K.: Było tyle cudownych przygód, że nie jestem sobie w stanie tego wszystkiego teraz przypomnieć! Chyba muszę zacząć je spisywać. Sama idea stopowania bardzo mi się podoba, ponieważ spotykam kierowców różnych narodowości, dzięki którym mogę podszkolić języki i poznać ich kulturę. Wspaniałe jest to, że jadąc autostopem możemy dowiedzieć się od kierowców o wielu ciekawych miejscach. Czasami pełnią oni rolę takiego „prywatnego przewodnika”. Nieraz zdarzało się tak, że zbaczaliśmy z trasy, abym mogła podziwiać niesamowite widoki o których nie przeczytałabym w żadnym z przewodników. Spanie pod namiotem także mnie urzekło. Mogłam budzić się o wschodzie słońca na plaży, wypić kubek gorącej herbaty i celebrować te chwile… Dla takich momentów warto żyć!

 

Z.J.: Co na to Twoja rodzina?

D.K.: Moja mama bardzo się o mnie martwi, gdy wyruszam w jakąkolwiek podróż, w szczególności autostopem. Za każdym razem muszę ją na bieżąco informować, gdzie jestem i że mam się dobrze. Tata trochę mniej się martwi… albo przynajmniej dobrze to ukrywa 😉

 

Z.J.: Zawsze trafiasz na pozytywnie nastawionych ludzi?

D.K.: Tak, zdecydowanie. Kierowcy, którzy się zatrzymują są zawsze bardzo mili i pomocni. Często są to osoby, które same podróżowały kiedyś w ten sposób bądź chciały spróbować, ale nie miały wystarczająco odwagi. Ja do tej pory trafiłam na samych pozytywnych ludzi, a autostopem przejechałam już łącznie ok. 25 tys. km. W większości przypadków kierowcy chcą ze mną po prostu porozmawiać, poznać moją historię albo opowiedzieć coś o sobie. Często zdarza się tak, że sami z siebie oferują, że podwiozą mnie dalej niż planowali. Nierzadko wymieniamy się też kontaktem do siebie. Raz jeden z moich kierowców, który wcześniej pomagał nam w pokonaniu trasy wyścigu, po jego zakończeniu zaprosił nas do siebie w góry. Oczywiście skorzystaliśmy!

 

Z.J.: A są jakieś bariery językowe, czy raczej z każdym da się dogadać po angielsku?

D.K.: Większość kierowców nie mówi płynnie po angielsku, zwłaszcza w tych krajach, gdzie ja podróżowałam autostopem. Często do komunikacji wystarczy uśmiech i drobne gesty. Warto także nauczyć się chociaż kilku słówek w języku mieszkańców danego kraju. Ja uczyłam się podstaw kilku języków, co w znacznym stopniu ułatwia mi komunikację. Oczywiście, jeśli istnieje taka możliwość, to warto także skorzystać z translatora czy słownika. Podsumowując to pytanie – bariery językowe istnieją, ale ja osobiście lubię uczyć się języków obcych i dla mnie rozmowa jest jedną z najlepszych metod nauki.

 

Z.J.: Zostawiasz jakieś pamiątki kierowcom, z którymi podróżujesz?

D.K.: Uwielbiam zostawiać kierowcom drobne upominki. Najczęściej są to cukierki (zazwyczaj krówki), pocztówki z Polski albo inne regionalne pamiątki. Zawsze mam też przy sobie Krakostopowe wlepki. Te rzeczy nie zajmują dużo miejsca w plecaku, a podarowanie ich stanowi miły gest wdzięczności. Czasami nawet działa to także w drugą stronę i kierowcy zostawiają coś dla mnie. Na pamiątkę robimy sobie także wspólnie zdjęcia.

 

Z.J.: Brzmi to bardzo miło. Powiedz, ile krajów już zwiedziłaś?

D.K.: Jeśli mam być szczera to nie przepadam za tym pytaniem. Takie wyliczanie krajów często bywa niemiarodajne. Dla mnie nie liczy się ilość, tylko jakość. Oczywiście, nie liczę krajów w których byłam przejazdem lub spałam w nich pod namiotem, a wiem, że niektórzy tak robią. Według mnie, aby poznać dany kraj trzeba zaznajomić się z tutejszymi ludźmi oraz ich kulturą. Byłam w 20 krajach, jednak niemal każdy z nich odwiedziłam kilka razy.  Jak wcześniej wspominałam, mieszkałam trzy lata w Stanach Zjednoczonych. Ponadto przez pół roku przebywałam na wymianie studenckiej w Hiszpanii. Odbyłam kilka dłuższych podróży m.in. po Portugalii, Chorwacji czy Meksyku.

 

Z.J.: Imponujący wynik! Ciągle jesteś w trasie, jak Ty to robisz? Kiedy znajdujesz czas na studia i pracę?

D.K.: Na przestrzeni ostatnich trzech lat faktycznie udało mi się odwiedzić wiele miejsc. Początkowo na studiach miałam zdalne zajęcia i więcej wolnego czasu, więc zorganizowanie się nie było trudne. Często wylatuję na tzw. City Break, czyli weekendowe wycieczki do miast europejskich. Nauczyłam się wyszukiwania tanich lotów i jeśli tylko wypatrzę jakąś ciekawą okazję to z niej korzystam. Każdorazowe przerwy i dni wolne na uczelni także staram się rozplanowywać jak najlepiej się da. Jeśli pracuję to sezonowo bądź na pół etatu, co zdecydowanie ułatwia mi planowanie moich wycieczek.

 

Z.J.: Wiem, że byłaś na Erasmusie w Hiszpanii. Jak wspominasz ten wyjazd?

D.K.: Ten wyjazd marzył mi się od kilku lat. W momencie aplikacji na studia, wiedziałam, że jest to jedna z rzeczy, które chcę zrealizować w ich trakcie. Moje ogólne odczucia są dosyć mieszane. Wielki plus wymiany to możliwość obcowania z nową kulturą. W Hiszpanii poznałam wielu wyjątkowych ludzi z różnych zakątków świata i zawarłam międzynarodowe przyjaźnie. Miałam też wiele czasu na podróże. Ten wyjazd nauczył mnie samodzielności i radzenia sobie z przeciwnościami losu. Dlaczego nie jestem w pełni zadowolona z wymiany? Uważam, że uniwersytet, na którym studiowałam podczas Erasmusa, nie był w pełni przygotowany na przyjęcie zagranicznych studentów. Niemal wszystkie zajęcia oraz egzaminy odbywały się w języku hiszpańskim. Było to dla mnie oraz wielu innych zagranicznych studentów uciążliwe, głównie ze względu na to, że dopiero zaczynaliśmy naukę tego języka. Traktowani byliśmy na równi z tymi, dla których był to język ojczysty. To największy minus tego wyjazdu, ponieważ mimo starań i nauki niemożliwe było osiągnięcie satysfakcjonującego poziomu w ciągu semestru. Pomimo tego, polecam  wymiany studenckie, ponieważ dają wiele możliwości i poszerzają nasze horyzonty. Ja osobiście pozostanę przy przeprowadzkach za granicę na własną rękę.

 

Z.J.: Masz jakieś wskazówki dla osób, które chcą podróżować autostopem?

D.K.: Pamiętajcie o szczerym uśmiechu, uwierzcie w siebie oraz kierowców. Spakujcie minimum rzeczy i maksimum pozytywnej energii. Dobre nastawienie to podstawa!

 

Z.J.: A co ciekawego można spakować do plecaka?

D.K.: Łapiąc stopa staram się ubierać kolorowe, rzucające się w oczy ubrania, odblaski oraz mieć ze sobą karton i marker. Pomocnym gadżetem jest też flaga Polski bądź kraju, do którego się udajemy. Warto zabrać ze sobą miniaturowe kosmetyki, bieliznę termiczną, szybkoschnące ręczniki z mikrofibry, kuchenkę turystyczną.

 

Z.J.: Jakie jest twoje największe, podróżnicze marzenie?

D.K.: Aktualnie bardzo chciałabym wybrać się w kilkumiesięczną podróż na inny kontynent. Najchętniej poleciałabym do Ameryki Południowej bądź Azji. Z racji tego, że wiele miejsc w Europie już widziałam, a są one często do siebie podobne, to potrzebuję czegoś nowego, jakichś nowych wrażeń. W Ameryce Płd. mieszkają moi znajomi, więc mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się ich odwiedzić. W szczególności chciałabym dotrzeć do Peru, Chile, Kolumbii i Ekwadoru. Marzy mi się również Azja – głównie Wietnam i Tajlandia. Na te podróże potrzebuję z pewnością więcej czasu i lepszego przygotowania. Marzenia są jednak po to, by je spełniać, a podróżowanie to najzdrowszy nałóg świata! Myślę, że nie warto z nim walczyć.

 

Z Dominiką Kucharską rozmawiała Zuzanna Jarosz

Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Redaktorka Nowego Akapitu ds. public relations. Dusza towarzystwa, która "zaraża" wszystkich szczerym uśmiechem! Uwielbia pisać artykuły i przeprowadzać wywiady. Można ją usłyszeć w Radiu Feniks.fm oraz Polskim Radiu Rzeszów.