Artykuł,  Felieton,  Opinia

Kres Kultury Dojrzałej

Niedawno zastanawiałem się nad tym, czy istnieją tak naprawdę istotne różnice między TikTokiem a telewizją, które często są sprowadzane do argumentu, że TikTok jest pełen „nowości”, podczas gdy telewizja jest nieraz oskarżana o promowanie „idiotyzmu”. Pragnę podzielić się pewnymi przemyśleniami, które ukierunkowują moją tezę, sugerując, że internet, podobnie jak telewizja, może być czynnikiem wpływającym na zanik kultury dojrzałej, podobnie jak telewizor, który według myśliwskiego, rozkładał od zewnątrz kulturę chłopską. Oto próba rozwinięcia tej fantazji w pełnoprawną (choć być może, przynajmniej mam taką nadzieję, czytelnicy nowego akapitu przekonają się o jej niepełności) teorię.

Zacznę od przytoczenia fragmentu eseju Wiesława Myśliwskiego, który ukazał się pod nazwą Kres kultury chłopskiej”. Autor pisze międzyinnymi o wpływie telewizji na życie i kulturę ludzi zamieszkujących polską wieś:

„Można powiedzieć, telewizor udemokratycznił relację wieś świat, spełniając wobec wsi doniosłą rolę emancypacyjną i wyrywając ją z izolacji. No, tak. Tylko że zarazem zniszczył tę chłopską izbę jako najważniejszą instytucję chłopskiej kultury. Czym była chłopska izba, ten tylko może powiedzieć, kto choćby w dzieciństwie wysłuchiwał zbierających się, zwłaszcza zimą, kobiet i mężczyzn na sąsiedzkie posiady, na darcie pierza, łuskanie fasoli itp. Zaludniali nieraz tę izbę narratorzy o niepospolitych, surrealistycznych wyobraźniach, prawdziwi kreatorzy słowa i pamięci, filozofowie i błazny, żartownicy i śmieszki, przepowiadacze i utyskiwacze, onirycy, spirytuolodzy i doradcy we wszystkich sprawach ziemi i nieba. Każdy taki wieczór był kartą literatury niepisanej. Telewizor odesłał wszystkich do ich własnych domów, uzależnił od dyspozytorni jednej, zunifikowanej wyobraźni, a związki międzyludzkie ograniczył do praktycznie koniecznych. I w ogóle ubezwłasnowolnił wieś w jej twórczych pragnieniach i potrzebach. Zawstydził surową kulturę chłopów swoim blichtrem, swoją pychą, tandetną wizją świata i pretensjonalną nowomową”.

Myśliwski maluje obraz telewizji jako czynnika niszczącego kulturę. Telewizja odebrała ludziom inicjatywę, kreatywność, narzuca im gotowe wzorce, wartości, odcina ich od tradycji i wspólnoty lokalnej. W mniemaniu Myśliwskiego telewizja nie tylko zabrała ludziom czas, który poświęcali na rozmowy, na czytanie książek, na słuchanie radia. Zabrała im także czas na myślenie. Czy podobnie można ocenić TikToka? Czy ta pozornie nieszkodliwa aplikacja mobilna, która umożliwia użytkownikom tworzenie krótkich filmów z muzyką w tle, jest również źródłem upadku kultury? Uważam, że tak, a oto powody:

TikTok posiada niemalże wszystkie wady, które Myśliwski wymienił jako wady telewizji. Jednoczy język, zwłaszcza wśród młodych ludzi, ponieważ wszyscy partycypują w rozmowach na tematy zbliżone, obficie korzystając z niezróżnicowanego slangu. Podobnie jak telewizja skierował ludzi do swoich własnych domów, uzależnił ich od zunifikowanego źródła treści, co z kolei doprowadziło do jednolitej wyobraźni społecznej. Obie te formy mediów – TikTok i telewizja, to bliźniacze twory kultury masowej, które żywią się ludzką potrzebą rozrywki i uwagi. Obie formy mediów stosują sprawdzoną metodę maksymalizacji zaangażowania: eksponują to, co wywołuje największą reakcję, niezależnie od wartości merytorycznej czy estetycznej. TikTok jedynie udoskonalił ten proces, sprzęgając z tym mechanizmem zaawansowany algorytm rekomendacji, który dopasowuje treści do preferencji użytkowników.

Później nadszedł wiek komputera, ale rzadko kiedy dzieci mogły pozwolić sobie na korzystanie z niego wedle własnego uznania, w dowolnym miejscu i czasie. Samo opanowanie umiejętności korzystania z internetu było barierą wymagającą wiedzy technicznej, która na starcie dykswalifikowała sporą część dzieciaków. Współczesne aplikacje to teraz uproszczony proces instalacji – dawniej, nawet by zainstalować prostą grę wideo, trzeba było opanować złożone procedury, instalować sterowniki, znać dokładną ścieżkę do plików, i tak dalej. Dziś wejście w świat internetu i korzystanie z różnorodnych usług jest znacznie prostsze niż kiedykolwiek wcześniej, często wymaga jedynie dwóch kliknięć na ekranie smartfona. Nawet mysz – kiedyś nieodłączny element pracy przy komputerze, staje się zbędna. Nie ma już potrzeby „dwóch kliknięć myszką”. Nie ma już potrzeby znajomości ścieżki pliku. Nie ma już potrzeby wdrażania rytuałów związanych z włączaniem komputera czy siedzeniem przed biurkiem. Wszystko, czego teraz potrzeba, to tylko urządzenie z dostępem do internetu, aby pracować i komunikować się z innymi, gdziekolwiek jesteś. Ktoś mógłby mi zarzucić, że to tylko kolejny przykład technofobii, która towarzyszy każdej kolejnej generacji ludzi i jej wynalazkom. Nie brakowało przecież głosów krytycznych wobec radia, telewizji czy komputerów. Nie można jednak porównywać TikToka z poprzednimi technologiami, ponieważ TikTok wydaje się posiadać wady znacznie głębsze i bardziej rozległe. TikTok jawi się jako czysty spektakl, to technologia o szkodliwości porównywalnej z telewizją, jednak warto zaznaczyć, że jak już wspomniałem telewizja posiadała pewne ograniczenia dostępu, których brakuje w przypadku TikToka.

W kontekście spektaklu można zacytować słowa Guya Deborda, francuskiego filozofa i krytyka kultury masowej, który w swojej książce „Społeczeństwo spektaklu” pisał:

„Spektakl to kapitalistyczny porządek współczesny, który wyraża się poprzez obrazy. Spektakl to społeczna relacja między ludźmi pośredniczona przez obrazy. Spektakl to świat widzeń, który stał się obiektywną rzeczywistością”.

Debord twierdził, że współczesne społeczeństwo jest zdominowane przez spektakl, czyli przez iluzoryczną rzeczywistość stworzoną przez media i konsumpcję. Spektakl odcina ludzi od prawdziwego życia i od prawdziwej komunikacji. Spektakl zastępuje ludziom autentyczne doświadczenia i wartości.

Obserwacje i rozważania na temat wpływu ery TikToka na młodsze pokolenia:

Dziesięć lat temu, Internet stanowił nieodłączny element mojego życia, zajmowałem w nim miejsce nieporównywalnie bardziej prominentne, niż ktokolwiek z mojego kręgu społecznego. Wspomnienie tamtych dni przynosi mi obecnie pewien dysonans kulturowy, dlatego, że moje dzisiejsze korzystanie z sieci uległo daleko idącej redukcji, a jestem teraz świadkiem odwrotnego stanu rzeczy, w którym każdy z moich kręgów, w tym mój ojciec, mający na koncie dwie dekady życia więcej ode mnie, przebywa w sieci drugie tyle co ja. Nie jestem też starym malkontentem, który narzeka na upadek cywilizacji. Jestem w początkach swoich lat 20 (choć rzeczywiście, zdarza mi się momentami dostrzegać oznaki upadku cywilizacji), więc doświadczyłem jeszcze czasów, gdy Internet nie był wszechobecny i nie zdominował naszego życia. Nie wiem, czy to nostalgia, czy obiektywna ocena, ale widzę wyraźną różnicę między moim pokoleniem a tym, które wychowuje się w erze TikToka.

Nie jestem też osamotniony w tej opinii. Czasami zaglądam na polskie portale internetowe, aby poczytać o tym, jak współczesna młodzież niszczy społeczeństwo. Znajduję tam całą litanię zarzutów: są przylepieni do telefonów, nie potrafią się skupić na niczym dłużej niż kilka sekund, mają problemy z nauką podstawowych umiejętności matematycznych i językowych, są leniwi i roszczeniowi, uczęszczają do szkół, które zamiast edukować indoktrynują, nie umieją nawiązywać prawdziwych relacji społecznych, są bezczelni i aroganccy, żyją w wirtualnym świecie i nie mają pojęcia o rzeczywistości, są niemoralni i zdemoralizowani, są słabi fizycznie i psychicznie, nie radzą sobie z żadnymi trudnościami i wyzwaniami, są uzależnieni od nikotyny (ale nie w ten fajny sposób, jak palacze papierosów) – lista jest długa i smutna. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden absurd: żaden z nich nie chce mieć prawa jazdy.

Nie chcę być niesprawiedliwy i generalizować na podstawie kilku artykułów czy komentarzy, ale muszę przyznać, że widzę pewne symptomy tego zjawiska także w moim otoczeniu. Na przykład mój profesor z trzeciego roku studiów powiedział mi kiedyś, że jego studenci z roczników 2021-2023 są znacznie gorzej przygotowani i mniej dojrzali niż ci z roczników 2017-2020. Mówił, że wielu z nich nie opanowało matematyki na poziomie szkoły średniej, a ich ogólna postawa jest rozczarowująca.

Nie wiem, co jest przyczyną tego stanu rzeczy. Może to efekt pandemii koronawirusa, która wpłynęła na rozwój intelektualny młodych ludzi. Może to kwestia zmiany systemu edukacji lub wpływu mediów społecznościowych. Może to po prostu naturalny cykl pokoleń – starsi zawsze będą krytykować młodszych za ich błędy i niedoskonałości.

Ale jedno wiem na pewno: odwrócony efekt Flynna jest prawdziwy

Wczesne lata dzieciństwa to kluczowy okres w kształtowaniu się osobowości i umiejętności człowieka. Ludzie często zapominają, że dwudziesto- i trzydziestolatkowie dorastali w latach 2000 i na początku 2010, kiedy Internet był jeszcze w powijakach i nie miał takiego wpływu na nasze życie jak dziś. W dzieciństwie nie mieliśmy do czynienia ze smartfonami, tabletami czy mediami społecznościowymi. Nasze dzieciństwo wydaje się być starożytnością w porównaniu z tym, co przeżywają dzisiejsze dzieci. Mam 23 lata i pamiętam, że pierwszy raz zobaczyłem iPhone’a na żywo dopiero w piątej klasie podstawówki. Dziesięciolatek w 2023 roku prawdopodobnie spędza większość czasu na przeglądaniu TikToka. Nauka w szkole podstawowej w 2010 roku była zupełnie innym doświadczeniem niż w 2015 roku (kiedy to, moim zdaniem, nastąpił przełomowy moment), mimo że dzieli je zaledwie pięć lat. Dla przeciętnego człowieka w moim wieku rok 2010 był praktycznie taki sam jak rok 2007, ponieważ większość z nas nie miała smartfonów, a nasz dostęp do Internetu ograniczał się do starych komputerów z systemem Windows XP.

Pokolenie Z jest jednak niejednorodne pod względem wychowania, ponieważ ktoś urodzony w 2000 roku jest zupełnie inny niż ktoś urodzony w 2005 roku, ale na przykład ktoś urodzony w 1990 roku nie różni się zasadniczo od kogoś urodzonego w 1995 roku. Zboczyłem trochę z tematu, ale tak, to naprawdę dziwne. Współczuję ludziom z roczników 2000-2002, ponieważ w rzeczywistości bardzo odbiegają od reszty dekady i nie powinni być z nimi utożsamiani.

Niedawno podjąłem się zadania udzielania korepetycji licealistce (czyli: pomagania jej w odrabianiu lekcji przez dwie godziny tygodniowo) i zaobserwowałem dokładnie to samo zjawisko. To jest inteligentna dziewczyna, która miała dobre podstawy edukacyjne, ale teraz ma problemy z pisaniem poprawnych zdań lub zapamiętywaniem tego, co powiedziałem jej kilka sekund wcześniej. Jest bardzo nieśmiała i nieporadna, a wiele z jej zachowań jest bardzo podobnych do tych z anime. Przeszła przez dwie klasy online. Dwa najtrudniejsze lata, w których większość dzieci uczy się radzić sobie z presją i rywalizacją w gimnazjalnym środowisku społecznym, spędziła oglądając bzdury online w swoim domu. Wpływ pandemii na dzieci, zwłaszcza w takim wieku, jest nie do przecenienia. Myślę, że wiele czynników, takich jak Internet ogólnie rzecz biorąc, jest odpowiedzialnych za jej niedostatki, ale pandemia tylko je pogłębiła. A propos: tak, uważam, że anime to bardzo ucieczkowe medium (obce i oderwane od naszej rzeczywistości).

A co do tworzenia kultury przez dzieci:

Współczesny dyskurs randkowy brzmi dla mnie jak 6 klasa podstawówki. Słowo „ick”, które oznacza nagłe obrzydzenie do osoby, z którą się umawiamy, jest jednym z wielu przykładów tego, jak infantylnie i powierzchownie podchodzimy do związków. Czy to wszystko nie jest po prostu ogólnym strachem przed intymnością i pożądaniem wyrażonym poprzez zastraszanie jako próba uwolnienia się od jego ciężaru? Czy nie jest to symptomem naszej niezdolności do akceptacji własnej niedoskonałości i niedojrzałości emocjonalnej?

Zastanawiam się również, czy to dlatego, że dorośli dzielą się internetem z nastolatkami dość chętnie, zwłaszcza od 2020 roku i TikTok tylko zjawisko potęguje. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że cofają się w rozwoju z myśli, z których wyrasta się do czasu utraty dziewictwa i doświadczenia miłości. Zamiast tego poddają się pokusie bycia wiecznie młodym i buntowniczym, nie zdając sobie sprawy, że są tylko marionetkami w rękach kapitalistycznej maszyny rozrywki.

Od jakiegoś czasu uważam, że ludzie są uwięzieni w fazie rozwoju nastolatka, wierząc, że mają wyimaginowaną publiczność, ale nie jest to niestety tylko irracjonalna młodzieńcza fantazja; to rzeczywistość bycia online – pod stałym nadzorem. Zachowania i wzorce myślowe przypisywane efektowi wyimaginowanej publiczności wydają się być wszechobecne w naszym społeczeństwie: egocentryzm, problemy z wizerunkiem ciała, konformizm, niestabilna tożsamość, niska samoocena, zaabsorbowanie tym, jak jest się ocenianym i postrzeganym przez innych, tworzenie rozbudowanych osobistych bajek (syndrom głównego bohatera), itd., itp. Po raz pierwszy dorośli znajdują się w tej samej klasie co dzieci i nie są autorytetem, ale rówieśnikami.

Wyrządza to niesamowite szkody naszej psychice jako społeczeństwu. Sprowadza nasze zbiorowe rozumienie rzeczywistości do najniższego wspólnego mianownika: niepewnego siebie nastolatka, któremu brakuje życiowego doświadczenia i mądrości. Młodzi dorośli mogą być inteligentni, ale dokładnie zero procent z nich ma mądrość. Jest coś niezwykle ważnego w możliwości zobaczenia osoby wygłaszającej opinię lub analizę, dzięki czemu można od razu ocenić jej wiek i czy w ogóle warto jej słuchać. Mieliśmy to aż do Internetu. Anonimowość online całkowicie to zrujnowała. Teraz jesteśmy zagubieni w morzu opinii bez twarzy i może być trudno dostrzec, które z nich mają jakąkolwiek wartość. Bardzo wiele głupich pomysłów w Internecie pochodzi od dzieci, które zostały pomylone z dorosłymi. Trudno jest bowiem być dorosłym w pokoju, gdy nie wiesz, kim są dzieci.

Każde pokolenie uważało poprzednie za gorsze, odkąd pamięta historia. Tym razem jednak mamy rację.

Nie istnieje kultura dojrzała, ale pytanie brzmi: Czy w dobie algorytmów jest jeszcze miejscę na kontrkulturę?

W moim poprzednim artykule dowiedzieliśmy się, że kontrkultura jest produktem algorytmów, które kreują i sprzedają nam gotowe „estetyki” do naśladowania. Wszystko jest estetyką, a subkultury są tylko jej odmianami. Nie ma już miejsca na bunt, na opór, na alternatywę. Kultura jest na tyle zróżnicowana i zatomizowana, że nie ma czegoś takiego jak kultura dominująca, a co za tym idzie – kontrkultura. Każda grupa ma swoją własną niszę, swoją własną bańkę, swoją własną prawdę. Nie ma dialogu, nie ma konfrontacji, nie ma zmiany. Jedynym sposobem na bycie kontrkulturowym w dzisiejszych czasach jest odłączenie się od sieci, od mediów, od społeczeństwa. Ale czy to jest możliwe? Czy to jest pożądane? Czy to jest sensowne?

Nie mam odpowiedzi na żadne z postawionych pytań. Nie mam też złudzeń co do wartości tego tekstu – to tylko kolejny głos w internetowej kakofonii, który nikogo nie obchodzi i niczego nie zmienia. To tylko kolejna próba zrozumienia świata, który stał się zbyt skomplikowany i zbyt chaotyczny dla naszych ograniczonych umysłów. To tylko kolejna forma rozrywki dla naszej znudzonej i zniewolonej wyobraźni. Nie jestem jednak pierwszym ani jedynym, który dostrzega zagrożenia płynące z nadmiernego poświęcania się spektaklom medialnym. Ostatecznie uważam cały dyskurs internetowy ogólnie za śmieci. Ludzie po prostu mówią różne rzeczy, nic się niczego nie klei. Może więc warto spróbować odłożyć na chwilę telefon i wyjść na spacer po swoim mieście? Może warto spróbować stworzyć własną sytuację, która będzie wyrazem naszej indywidualności i kreatywności? Może warto spróbować oderwać się od spektaklu? Może warto posłuchać słów Deborda: „Spektakl jest słońcem, które nigdy nie zachodzi nad imperium nowoczesnej bierności”.

Dodaj komentarz