Recenzja

„Zielona granica” to obraz człowieczeństwa, a raczej jego braku

Chyba jeszcze żadna polska premiera nie wywoła tylu kontrowersji w ostatnich latach, jak najnowsza produkcja Agnieszki Holland. Jeszcze się nie spotkałem z tyloma opiniami „ekspertów” przed obejrzeniem filmu. Od tygodnia tematem we wszystkich mediach oraz w kampanii wyborczej jest Zielona granica. Pani Holland chyba do końca życia będzie wdzięczna politykom PiS-u za taką promocję. Już we wstępie obalę tezę, która krąży w Internecie i telewizji. To nie jest film antypolski, to obraz ludzkiego cierpienia, tragedii, śmierci, bólu i okazania pomocy. Jako Polak nie poczułem się urażony, trudno mi się wypowiadać, jak czują się strażnicy graniczni, jednak ja nie wyrobiłem sobie o nich po seansie złego zdania. Wręcz przeciwnie, zobaczyłem, że są tak samo ludźmi jak wszyscy inni oraz jakie „piekło” przechodzą wewnątrz, zmagając się z wyzwaniami, które spotykają ich każdego dnia i nocy na polsko-białoruskiej granicy.

Co tak naprawdę przedstawia film Zielona granica?

Niemożliwe jest powiedzieć, że film nie jest polityczny. Zdecydowanie jest, zwłaszcza że jego premiera została „rzucona” w sam ogień kampanii wyborczej. Zaangażowanie się polityków Prawa i Sprawiedliwości w „promocję” filmu jeszcze mocniej pokazało polityczny wydźwięk Zielonej granicy. Tak więc nierealne jest upierać się, że film nie zahacza o politykę. Jednak nie jest to jego główny wątek. Film nie jest programem wyborczym żadnej partii, nie jest jakąś propagandą (chociaż i tak każdy będzie widział w nim to, co chce zobaczyć). Głównym tematem produkcji Agnieszki Holland jest pokazanie sytuacji na granicy od strony humanitarnej. Poznajemy losy fikcyjnej rodziny, która zostaje rzuca w sam głąb ciemnego lasu zdana tylko na siebie. Widzimy ludzkie cierpienie, śmierć, ból oraz tragedię, która spotyka emigrantów.

Film gra na naszych emocjach współczucia, trudno jest się nie wzruszyć, widząc topiące się dziecko w ciemnym lesie, w środku bagna. Trudno jest nie zareagować emocjonalnie, patrząc na ludzi, płacących 50 euro za butelkę wody. Takich rzeczy mógłbym napisać jeszcze więcej, ponieważ o tym właśnie jest film. Nie o szkalowaniu polskiego żołnierza lub strażnika. Nie dajcie się zwieźć propagandzie. Rzucanie tekstów „ruszać się, kurwa” albo „zamknąć mordę” to nie są najgorsze rzeczy, jakie spotykają uchodźców. Owszem, są skrajne sytuacje pokazane w filmie, w których strażnicy z polskiej strony wykazują się chamstwem, brakiem współczucia itp. Jednak błędem jest generalizować i wrzucać wszystkich strażników do jednego worka. Przykładem tego jest główny bohater, jeden ze strażników, który nie może spać po nocach, mając drastyczne obrazy przed oczami. Film przedstawia każdą stronę, która nie ma lekko. Tak samo jest z aktywistami, którzy niosą nielegalnie pomoc tym, którym udało się przejść za kolczasty drut. To pokazuje, że Polacy są złymi ludźmi? To jest antypolskie? Antypolskie jest okazanie łaski po stronie granicznej w finalnej scenie, przez jednego z głównych bohaterów?

Poza emocjonalnym przesłaniem, film jest średni

Napisałem Wam, o czym jest film, teraz przedstawię Wam swoją opinię, jak się go ogląda. Cała produkcja jest w czarno-białej kolorystyce. Ci, którzy znają twórczość Agnieszki Holland, nie będą zaskoczeni tym zabiegiem. Jest to skuteczne, ponieważ monochromatyczne barwy jeszcze bardziej podkreślają obraz tragicznych scen i całego przesłania filmu. Film jest także dobrze zrealizowany, technicznie jest bardzo dobrze. No to teraz czas na ocenę całej fabuły. Tutaj jest moim zdaniem najgorzej. Ponieważ na film, który trwa dwie i pół godziny, ja momentami miałem dość przeciągania niepotrzebnie niektórych scen. Czasami zdarzyło mi się spoglądnąć na zegarek. Sama historia w sobie nie jest bardzo porywająca, to nie jest wybitny scenariusz. Nie dostajemy także wybitnej gry aktorskiej, poprawnie wypada jedynie Maja Ostaszewska czy Tomasz Włosok, ale to by było wszystko. Gdyby nie tematyka, która jest dzisiaj jednym z najbardziej wrażliwych tematów wśród społeczeństwa, film nie dostałby takiego rozgłosu, ponieważ sam w sobie jest bardzo średni. Produkcja stała się ogromnym narzędziem wyborczym, jest mi jedynie szkoda w tej sytuacji reżyserki. Ponieważ jeśli już, to mogłaby spaść na nią krytyka za zły film, a nie oskarżenia za zdradę ojczyzny czy inne tego typu bzdety.

Uważam, że jeśli ma powstawać takie kino, to powinno mieć ono bardziej charakter dokumentalny niż fabularny. Trochę się dziwię, że Agnieszka Holland nie zajmuje się reportażami lub właśnie dokumentami. Wychodziłoby jej to świetnie, ponieważ Zielonej granicy bliżej do takich gatunków niż do filmu fabularnego, którym finalnie jest. Nie ma się co sprzeczać, że produkcja została zaprezentowana w najgorszym możliwym czasie. Jednak apeluję, żeby nie słuchać opinii tych, którzy filmu na oczy nie widzieli, a już wygłaszają swoje sądy. Chcesz mieć swoje własne zdanie? Idź do kina, wtedy Cię wysłucham.

Moja ocena: 5/10.

Po więcej zapraszam na odcinek mojej serii „Cudze Chwalicie, Swego nie znacie”:

Redaktor naczelny portalu Nowy Akapit. Maniak filmowy i pasjonat prawie każdej dziedziny sportu. Redaktor portalu Kącik Popkultury oraz współprowadzący podcast na Spotify "Rozmowy Na Pół Gwizdka".