Artykuł

Nie ma „kaleki” – jest człowiek

– Urodziłem się nie mając połowy nogi, lecz mając stopę. Sam nie jestem w stanie wytłumaczyć, czemu to się stało, ale chyba tak musiało być – mówi 18-letni Piotrek. 3 grudnia obchodziliśmy  Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych.

Piotr od dzieciństwa chodził w specjalnym bucie ortopedycznym z dorobioną grubą podeszwą, aby jego nogi się wyrównały, lecz z wiekiem ten but był coraz wyższy i powoli chodzenie stawało się trudniejsze. – W wieku 9 lat przeszedłem operację, dzięki której moja noga została przystosowana do protezy. Od tego czasu poruszam się dzięki niej – mówi. – Nie lubię określenia niepełnosprawny. Jest ono prawdziwe, ale nie czuję się taki, ani trochę. Przez większość życia żyję jak normalny człowiek, nie patrząc na to, że mojej nogi nie ma. Wynagradza mi to możliwość jazdy na motocyklu, co jest moją największą pasją. W 2021 roku nastąpił dla mnie wielki przełom – zrobiłem wymarzone prawo jazdy na samochód, który został indywidualnie dostosowany pod mój rodzaj niepełnosprawności, abym mógł samodzielnie się przemieszać – dodaje.

Nauczył się zaradności

Miał chwile zwątpienia, np. kiedy jako dziecko szedł z rodzicami na basen i nie mógł tam wejść w protezie, tylko o kulach. – Patrząc na innych, było mi bardzo smutno, że ja nie mogę taki być. Z biegiem lat, dorastając, zauważyłem jednak, że staje się coraz bardziej zaradny. Zdobywałem doświadczenie i niepełnosprawność stała się dla mnie niezauważalna w życiu codziennym – wyjaśnia Piotrek. Pomimo tego, że jego wygląd różni się nieco od wyglądu wielu swoich rówieśników, chłopak od zawsze był aktywny fizycznie. – Sport na przełomie podstawówki i gimnazjum był moim głównym zainteresowaniem. Uczęszczałem na treningi piłki nożnej, bardzo lubiłem grę. Na WF-ie również ćwiczyłem – tłumaczy. Brał udział w zawodach gminnych oraz powiatowych w lekkoatletyce –rzucał oszczepem. Druga klasa gimnazjum była dużym przełomem, ponieważ doświadczył kontuzji drugiej nogi. – Na jednej miałem protezę, a na drugiej stabilizator, co znacznie utrudniło mi poruszanie się, musiałem chodzić z pomocą kul. Wtedy podjąłem decyzję o zaprzestaniu uprawiania sportu – przyznaje chłopak. Lubi jednak wykonywać rożne robótki koło domu, w ogrodzie czy przy drzewie.

Ma dystans

– Nie spotkałem się z taką sytuacją, żeby ktoś się ze mnie śmiał. Sam mam dystans i często w gronie znajomych śmiejemy się i żartujemy na ten temat. Urodziłem się nie mając połowy nogi, lecz mając stopę. Sam nie jestem w stanie wytłumaczyć, czemu tak się stało, ale chyba tak musiało być – stwierdza Piotrek.

Wiedziałam, że będzie trudno

Pani Ania to opiekunka w przewozie osób niepełnosprawnych do szkół specjalnych. Jeździ między innymi do Zespołu Szkół Specjalnych im. UNICEF w Rzeszowie i Zespołu Szkół Specjalnych dla Niesłyszących i Słabo Słyszących w Tarnowie. Trudni się tą pracą od 7 lat. – Do moich obowiązków należy przede wszystkim pilnowanie dzieci w busie, często uspokajanie ich, pomaganie w przebieraniu się w szkole, ale też znoszenie ich humorów, wrzasków i niekontrolowanych wybuchów agresji, które czasami się pojawiają – mówi opiekunka. Osoby, nad którymi sprawuje opiekę, są w różnym stopniu niepełnosprawne – padaczka, porażenie mózgowe, autyzm, dzieci niemówiące czy Zespół Downa. – Wiedziałam, że będzie trudno. Dzięki Internetowi dowiaduję się od lat, jak się zachowywać w stosunku do uczniów – ich reakcje są różne: krzyk, pisk, szczypanie, gryzienie – dodaje. Mało kto chce takiej pracy, ale ja byłam chętna do jakiejkolwiek. Fizycznie także jest to wymagające. Czasami trzeba dziecko podnieść, posadzić, przenieść, a osobie niewidomej zastępuję niejako oczy – zaznacza.

Uśmiech jest bezcenny

Mimo chorób, oni też mają uczucia. – Swoje pierwsze miłości, zwierzanie się sobie, kłótnie z chłopakami i trzymanie się za ręce – to jest niewyobrażalne, jak tak mały gest, może być dla nich czymś tak wielkim. Pokochałam tę pracę i nie zmieniłabym jej na żadną inna. Ich uśmiech jest bezcenny – mówi. Czasem robią dla niej laurki, kartki bożonarodzeniowe, figurki. – Często nawet zdrowe dzieci nie potrafią być tak wdzięczne i szczere – podsumowuje opiekunka.

To nie praca, to powołanie

Pani Anna to nauczycielka w Zespole Szkół Specjalnych im. UNICEF w Rzeszowie z prawie 30-letnim stażem. Prowadzi tam muzykoterapię oraz zajęcia kształtujące i rozwijające kreatywność (w zależności od wieku dzieci), a także nauczanie indywidualne. Przez wiele lat pracowała w świetlicy szkolnej, przedszkolu specjalnym i klasach kształcenia zintegrowanego. – Praca z młodszymi dziećmi jest dla mnie zdecydowanie łatwiejsza, od tego zaczęło się moje wykształcenie – pierwszym kierunkiem było nauczanie początkowe, ale terapia ze starszymi uczniami jest również niezwykle inspirująca. Nauczycielem chciałam być od wczesnego dzieciństwa, ale nie planowałam pracy w szkolnictwie specjalnym. Przez 2 lata uczyłam dzieci w szkołach masowych, aż trafiłam do tej najlepszej, bo specjalnej. Wydaje mi się, że praca w naszej szkole nie jest tylko pracą, to powołanie – mówi. W tym zawodzie człowiek uczy się całe życie. Zmienia się pedagogika, dzieci, ich potrzeby, a także świat – do tego trzeba się dostosować. W pracy z osobami ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi bardzo pomaga poczucie humoru, dystans do samego siebie i łatwość zapominania tego, co trudne i niemiłe.

– W naszej szkole jedynie przez krótki czas mieliśmy pełne nauczanie zdalne, bo głównie odbywało się kształcenie hybrydowe. Na początku ogromnie trudne, ale jak się okazało, nie niemożliwe. Od kilku lat jestem szkolnym muzykoterapeutą, więc moja praca to w dużej mierze terapia. Na zajęciach po drugiej stronie komputera często siedzieli prócz uczniów także członkowie ich rodziny, młodsze rodzeństwo – mówi. Zajęcia muzykoterapii zależą w pełni od inwencji prowadzącego. Pani Anna stara się, żeby uczniowie pracowali różnymi metodami. Gra na gitarze, ostatnio też na ukulele, więc wychowankowie zawsze śpiewają z akompaniamentem, grają na różnych instrumentach, przede wszystkim perkusyjnych. Dużo i chętnie tańczą, bawią się, uczą nowych piosenek. – Rozdaję dzieciom chustki, a one poruszają się w rytm usłyszanego utworu. Daje to wszystkim dużo radości, w końcu ruch to zdrowie. Widzę podczas zajęć zmianę na buziach dzieci, to dla nich przyjemne i relaksujące. Stosuję też relaksację z wizualizacją – tłumaczy. Przy pomocy muzyki relaksacyjnej zaprasza dzieci na niezwykłe wycieczki, np. spacer brzegiem morza – dzieci kładą się na materacykach, zamykają oczy i wyobrażają sobie to, o czym mówi. – Staram się, żeby te zajęcia były odskocznią od typowych lekcji dydaktycznych. Niektóre zajęcia trudno przewidzieć, bo terapia dostosowuje się do pacjenta. Kiedy dzieci są pozbawione energii – pobudzam je do działania, gdy zdenerwowane – uspokajam, a w stresie – relaksuję. Moi uczniowie bardzo lubią wykonywać różnorodne prace plastyczne, słuchając określonych utworów muzycznych. To powiązanie różnych metod terapeutycznych – dodaje.

Zmęczenie jest tylko dobre

– Zalety mojej pracy są ogromne – dlatego realizuję się w szkolnictwie już prawie 30 lat. Nie ma tu czasu na wypalenie zawodowe, bo każdy dzień jest inny. Ostatnio w ramach Dnia Nauczyciela dostałam tak piękne życzenia od ucznia, że się rozpłynęłam. Z głębi serca, pełne wdzięczności. Odpowiedziało mi to na pytanie, czy moja praca ma sens? Po minach dzieci widzę, że lubią przychodzić na prowadzone przeze mnie zajęcia – mówi. Uczniowie ze szkół specjalnych są bardzo szczerzy. Pięknie okazują emocje. Jeśli kogoś lubią – są otwarci i ciepli. – Gdy zaczynałam karierę pedagogiczną, myślałam: Oby udało mi się przepracować 5 lat. Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał – stwierdza nauczycielka. – Czasami wracam do domu bardzo zmęczona, ale to dobre zmęczenie. Wiem, że komuś poprawiłam dzień, ktoś się do mnie uśmiechnął. Ten uśmiech jest efektem mojej pracy, choć np. wcześniej dziecko nie chciało wejść ze mną w kontakt – dodaje. Każdy taki sukces ogromnie motywuje, bo nauczycielem nie jest się tylko w szkole, to wchodzi w krew i staje się ważną częścią życia.

Szkoła to ich wielki świat

– Kiedy nie było ograniczeń, często jeździliśmy na wycieczki. Chodziliśmy do kina, teatru, muzeów, do Wojewódzkiego Domu Kultury, do Klubu Bohema, gdzie specjalnie dla uczniów naszej szkoły były organizowane zabawy taneczne. Szkoła to ogromnie ciekawe miejsce, u nas tyle się dzieje – przekonuje. Właśnie oczekują na wizytę Świętego Mikołaja, który jak co roku obdaruje prezentami wszystkie grzeczne dzieci i młodzież, a więc zapewne całą społeczność szkolną. Na Zespół Szkół im UNICEF składają się:­ szkoła dla uczniów z niepełnosprawnością w stopniu lekkim, umiarkowanym i znacznym, klasy dla uczniów z autyzmem, przedszkole specjalne, wczesne wspomaganie rozwoju, ośrodek rewalidacyjno – wychowawczy, szkoła branżowa, przysposabiająca do pracy, kursy kwalifikacyjne dla absolwentów. Placówka kwitnie, jest bardzo kolorowa, uczniowie czują się w niej dobrze. To ich wielki świat. Nawiązują między sobą bardzo mocne relacje. I tęsknią, kiedy z powodu choroby muszą pozostać w domu.

Tacy, jak my

Uczniowie ze szkół specjalnych to ludzie ciekawi świata. – W dzieciństwie czytałam piękną baśń: „Agnieszka Skrawek Nieba”. Padły w niej słowa: Ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami, jak my. Bardzo głęboko utkwiło mi to w pamięci. Patrząc na naszych uczniów z tyłu głowy mam te słowa – zaznacza. Oni potrzebują tego, co wszyscy zauważenia, przyjaźni, miłości, dobra. Chcą, abyśmy ich polubili, obdarzali szacunkiem i troską. Są dokładnie tacy jak my, ale jest im w życiu o wiele trudniej – i dlatego potrzebują pedagogów, aby im towarzyszyć i prostować kręte ścieżki codzienności.

Myślmy o innych

– Kiedyś na studiach usłyszałam, że czasowo niepełnosprawni możemy być wszyscy, np. mając złamaną nogę czy nosząc okulary i każdy z nas może potrzebować pomocy drugiego człowieka. Dlatego zawsze warto być dobrym dla siebie nawzajem. Wydaje mi się, że w życiu chodzi o to, żeby przeżyć je jak najpiękniej. Czasami zwykły uśmiech wystarczy, by polepszyć dzień. Myślę, że wszystkie ograniczenia są w naszej głowie. Tam się zaczynają i kończą. Gorąco polecam film „Cyrk motyli” o mężczyźnie bez kończyn – zrobił na mnie ogromne wrażenie i niezwykle zainspirował. Myślę, że nasze kompleksy kończą się, kiedy przestajemy myśleć o sobie, a zaczynamy o innych – mówi. – Wracam w piątki do domu i naprawdę jestem zmęczona: wieloma godzinami zajęć i całym tygodniem i wtedy słyszę od męża: Ale dzieci Cię lubią! I WOW, przecież właśnie to jest najważniejsze! Czasami jednak niestety zapominamy o takich sprawach – stwierdza muzykoterapeutka. – Ta praca jest bardzo wymagająca, dlatego warto odreagowywać skumulowany stres, np. za pomocą muzyki, kontaktu z przyrodą, ruchu. Trudności jednak zawsze są mniejsze niż to, co dobre rzeczy – podsumowuje. Podejrzewa, że w szkolnictwie masowym praca dawałaby jej dużo mniej satysfakcji. Na początku wakacji zawsze brakuje jej uczniów, ich dobrej energii, radosnego uśmiechu. – Uczniowie często mówią: O, jak ładnie Pani wygląda! Cieszę się, że Panią widzę, a rodzice: Gdybym wiedział, jaka dobra to szkoła, to moje dziecko chodziłoby tu od pierwszej klasy! – opowiada.

Czuwaj, druhu!

Pani Anna prowadzi także drużynę Nieprzetartego Szlaku z młodzieżą ze szkoły przysposabiającej do pracy. – Wszyscy harcerze są zintegrowani, mamy piosenkę drużyny i własne zwyczaje. Wcześniej zbiórki odbywały się w szkole lub w terenie, teraz spotykamy się raz w tygodniu online, ćwiczymy musztrę, śpiewamy, gramy i zastanawiamy się jak służyć w swoim lokalnym środowisku. Nasi harcerze lubią współpracować z innymi i robić coś dla innych. Czują się wtedy potrzebni. W szkole zawsze witamy się po harcersku: Czuwaj, druhu! – mówi. Harcerze biorą udział w różnych akcjach. Zbierali znicze na Cmentarz Łyczakowski, książki dla potrzebujących i odzież dla hospicjum, sadzili też cebulki żonkili w ramach Pól Nadziei. Pomagają w świetlicy szkolnej. Ich harcerski świat jest piękny, ciepły i dobry. Harcerki i harcerze dzielą się dobrem i chcą służyć bliźnim, bo przecież harcerstwo to służba. – Mamy taką zasadę, by każdego dnia zrobić choć jeden dobry uczynek. Symbolem tego jest zawiązanie węzełka na chuście harcerskiej. W naszej drużynie mamy harcerza Janka, który jeździ na wózku a pomimo tego aktywnie pomaga innym. Jest naszą inspiracją – chwali.

WAŻNE!

Nie przedstawiajmy osób niepełnosprawnych jako:

– smutnych lub godnych pożałowania, ponieważ to utwierdza pogląd, że nie jest przyjemnie z nimi przebywać i nie ma sensu im pomagać, a także, że nie potrafią cieszyć się życiem

– źle ubranych i zaniedbanych, ponieważ to utwierdza pogląd, że nie należy ich cenić i  szanować

– samotnych lub odizolowanych od świata, ponieważ to wskazuje, że nie są częścią naszego świata; nie należą do naszej społeczności

– siedzących lub leżących bezczynnie, ponieważ to utwierdza daje sygnał, że oni nic nie potrafią i nie chcą robić

 

Kinga Siewierska

Fot. Getty Images

 

Studentka 4. roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Redaktorka portalu Nowy Akapit od początku swojej uniwersyteckiej przygody. Zastępczyni redaktora naczelnego. Korektorka tekstów. Z doświadczeniem pracy w podkarpackiej redakcji prasowej. Najbardziej lubi formę wywiadów oraz recenzji. Wokalistka, pasjonatka muzyki, fanka Lany Del Rey, Kasi Lins i Cigarettes After Sex.