#Niekłammedyka
Każdy zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stanie jest służba zdrowia w Polsce. Czy to wina ludzi pracujących w niej, na tzw. “pierwszym froncie”? Nie sądzę. Winę za to zrzuciłabym bardziej na brak szczęścia do osób zasiadających w Ministerstwie Zdrowia. Oczywiście, w bardzo krótkim czasie została postawiona w niesamowicie ekstremalnej sytuacji bez odpowiednich środków i przygotowania. Braki w maseczkach, rękawiczkach, kombinezonach… Ale to tak nieoficjalnie. Oficjalnie wszystkiego jest pod dostatkiem, wszystko jest dobrze, sytuacja opanowana. Bo przecież zapewniają o tym ci, którzy za nas decydują. To niestety, mimo wszystko, nie zmniejsza poziomu paniki, jaka opanowała sporą część Polaków. Wraz z narastającym lękiem i rozprzestrzenianiem się wirusa można było zauważyć tendencję do coraz oszczędniejszego używania przez niektórych mózgu. Objawem tego były coraz częstsze przypadki okłamywania lekarzy i ratowników medycznych.
Można powiedzieć, że są dwie przewodnie tendencje kłamstw – wmawianie, że jest się chorym lub zdrowym. Niektórzy mówią, że to “instynkt przetrwania”, ale patrząc zdroworozsądkowo, to czysta głupota. Osoby mówiące, że mają objawy (wcale ich nie mając), oczekują przede wszystkim natychmiastowej pomocy lekarskiej (nawet jeśli to błaha sprawa). Co to powoduje? Najczęściej postawienie na nogi ratowników medycznych, którzy muszą specjalnie przygotować do tego karetkę, a następnie ubrać szczelne kombinezony, razem z całym pakietem do ochrony biologicznej i pojechać po takiego delikwenta. Tak, te pakiety, które były przeznaczone do przewozu osób z faktycznymi objawami koronawirusa lub tych już zarażonych. To samo dotyczy personelu medycznego , który przyjąłby taką osobę w szpitalu zakaźnym. Gdy zapytamy takich kłamiących ludzi o powód swojego kłamstwa, jak pięcioletnie dziecko przyłapane na gorącym uczynku, odpowiadają zazwyczaj, że “oni sobie chcieli TYLKO zrobić test” albo “to TYLKO najszybszy sposób dostania się do lekarza”. Jednak w tym samym czasie gdzieś jest osoba, która faktycznie potrzebuje tej pomocy.
Drugim typem osób zatajających swój stan zdrowia są osoby z postawą “co jeśli się okaże, że mają koronawirusa”. Nic się nie okaże, będziesz musiał prześledzić w głowie, jakie masz choroby współistniejące i starać się jakoś przeżyć. Przy wezwaniu karetki, kłamią często również o tym, że mogli mieć kontakt z osobami zarażonymi, bo to przecież “MAŁO ważne, bo wnuczek/żona/syn to tylko na chwilkę przyszedł/ła”. Skutkuje to tym, że załoga przyjeżdża nieprzygotowana, karetka nie zostanie aż tak dokładnie zdezynfekowana, a kiedy po kilku dniach przyjdą pozytywne wyniki przewożonej osoby, to również personel musi się udać na kwarantannę i tak dalej. Scenariusz jest łatwy do przewidzenia. A szpitale i pogotowia nie mogą sobie w tym momencie pozwolić na braki kadrowe.
Mimo częstych apeli personelu medycznego nadal słyszy się doniesienia o takich przypadkach. Nie ma ich co bronić, strach nie usprawiedliwia głupoty. Niesamowite jest to, jak stan zagrożenia pozbawia ludzi wyobraźni i logicznego myślenia. Niektórzy ludzie wydają się zapominać, że poza panującym koronawirusem ludzie nadal mają zawały, udary, nadal są wypadki na drogach, nadal ludzie mają skoki insulinowe czy raka. Nadal są inne choroby. One magicznie nie zniknęły. Nadal są i nadal medycy muszą sobie z nimi radzić. W tym przypadku egocentryzm zabija nas wszystkich. Jednego po jednym. Nawet jeśli nam nie zależy, to szanujmy życie przynajmniej innych ludzi – a na pewno tych, którzy walczą o nasze.