Recenzja

Seans stop! Recenzja „Matrix Zmartwychwstania”

Zasiadasz w ciemnej sali z wielkimi nadziejami. Fotel zdaje się przyciągać cię coraz bardziej i bardziej. Czas, gdy lecą reklamy, dłuży się okropnie. I nagle zaczyna się show. W końcu twoje oczekiwania się spełniają, a emocje znajdują ujście. Ale czy aby na pewno?

Matrix to australijsko-amerykański film w gatunku science fiction. Pierwsza część popularnej trylogii pojawiła się w 1999 r. w reżyserii braci Wachowskich (obecnie siostry Wachowskie).  Wszystkie trzy odsłony prezentowały historię Neo i jego wiernych towarzyszy w walce o prawdę, o prawdziwy świat, a nie ten przesyłany do jego głowy. Tak w skrócie rysuje się fabuła. Większość z nas zapewne zna i lubi te filmy. Dla fanów ogromną radość sprawiła informacja o tym, że pojawi się kolejna odsłona. Chociaż lepiej by było, gdyby tak się nie stało, o czym świadczy brak na ekranie Laurenca Fishburna (Morfeusza). W tę postać wcielił się nowy aktor. Cała prawda jednak o tym dziele, niestety, wyszła dopiero po czasie. Jednak wszystko po kolei.

Matrix Zmartwychwstania wszedł na ekrany kin w 2021 r. Został wyreżyserowany przez Lanę Wachowski. Można zatem uznać, że jest to czwarta część. Opinie na temat tego filmu są jednak podzielone. Część fanów stara się zapomnieć całkowicie, o jej istnieniu. Druga połowa zaś twierdzi, że jest to dobra realizacja. Jak jest moim zdaniem? Ponownie spotykamy Neo jako Thomasa Andersona. Jak się okazuje, prowadzi spokojne życie. Zażywa niebieskie pigułki i wszystko jest tak, jakby nic się nie wydarzyło w poprzednich odsłonach. Jednak to tylko złudzenie. Iluzja ta jest co jakiś czas zakłócana przebłyskami wydarzeń z przeszłości. Bohater chodzi na terapie do psychologa, któremu zwierza się ze swoich problemów. Jak się okazuje, Matrix, to gra, którą stworzył. Uwierzył, że stał się jej bohaterem. Można zatem sądzić, że wmawia się temu mężczyźnie chorobę psychiczną. Nic dziwnego, bo jak się później okazuje, spotyka Trinity i koło zatacza ponownie krąg. Przecież są sobie pisani, więc musieli się spotkać. Inaczej nie byłoby fabuły i kolejnej części.

Sam pomysł, a raczej zamysł pani reżyser z pewnością nie był zły. Jak jest jednak z realizacją? Moim zdaniem zdecydowanie gorzej. Siedząc w fotelu przez prawie dwie i pół godziny, byłam znudzona i żałowałam, że zdecydowałam się jednak na ten film. Ogromnie podobała mi się cała trylogia, jednak to, jaką miałam wizję, a co dostałam w rzeczywistości, zdecydowanie sprawiło, że jestem przeciwniczką tej części. Czasem dobrych dzieł, które zostały zakończone, nie należy ruszać, aby ich nie zepsuć. Co prawda dowiadujemy się, że Neo jednak nie zginął, jednak co z tego, gdy zostaje nam podany na talerzu odgrzewany kotlet? A no tak, inaczej się nie da nazwać (…) Zmartwychwstania. Połowa filmu to przebitki z dobrze znanej trylogii. Rozumiem, że miały to być wspomnienia, retrospekcje, jednak jest ich stanowczo za dużo. Wypełniają ogromną liczbę minut w tej części. To, co nowe, wywołało nudę i wręcz zawód. Po tak dobrej produkcji można się było spodziewać czegoś lepszego. Zdecydowanie.

Matrix Zmartwychwstania to, moim zdaniem, produkcja na którą nie warto tracić czasu. Lepiej zamknąć swoje wspomnienia na trylogii, która była naprawdę dobra. Po co sięgać do portfela i kupować bilet do kina, aby obejrzeć w połowie przebitki z poprzednich części? Lepiej zainwestować je w coś lepszego i nie siedzieć na sali kinowej rozżalonym i znudzonym. Oczywiście, jeśli ktoś bardzo chce to zobaczyć, droga wolna, ale za szkody wywołane zmianą podejścia do poprzedniczek nie odpowiadam.

Studentka polonistyki stosowanej. Interesuję się tańcem, sportem, zwierzętami, social mediami i pisarstwem.