Słońce nad Barceloną chyli się ku zachodowi
Czas płynie, a za nim podążają zmiany. Dotyczy to również klubów piłkarskich. Przez pewien okres wyróżniają się jedni, by po dłuższej lub krótszej chwili ustąpić miejsca innym. Są jednak takie drużyny, na które dziwnie i jednocześnie smutno się patrzy, gdy przekazują pałeczkę, gdy nie mogą sobie poradzić z poszczególnymi problemami. Przykładem takiego zespołu jest FC Barcelona.
Més que un club
Całe pokolenia wychowały się na rywalizacji Realu Madryt z Barceloną. W skali globalnej były to dwie najmocniejsze i najpopularniejsze drużyny. Oczywiście wiele było świetnych, bardzo dobrych zespołów. Jednak te dwa to coś więcej. One były wręcz legendarne. Wszyscy piłkarze marzyli, by grać w jednym z nich. Każdy fan im kibicował. To były po prostu wyjątkowe ekipy. Oczywiście nieraz zostały ograne, ale to był tylko czyjś przebłysk. Natomiast blask wspomnianych zespołów z Hiszpanii świecił inaczej, dużo wyraźniej od pozostałych. Te dwa kluby zasiadły na wyższej półce niż którakolwiek inna drużyna. Dlatego dziś żal patrzeć na to, co dzieje się w klubie ze stolicy Katalonii. Gdzieś na swej drodze skręcono w nieodpowiednim kierunku. Ktoś podjął w danych kwestiach niewłaściwe decyzje. I te błędy z przeszłości, trzeba naprawić w teraźniejszości, żeby mieć spokojną przyszłość.
Zadłużenie
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze. I to one w dużej mierze są powodem kłopotów Blaugrany. Można się zastanawiać: jak to?! Przecież rok w rok wygrywała jakieś trofeum, za które otrzymuje się pokaźne wynagrodzenia. Do tego dochodziły przychody z reklam, transmisji meczów czy biletów (a na każdym spotkaniu stadion o wielotysięcznej pojemności jest wypełniony w komplecie). Można też zarobić na sprzedaży zawodników, ale to Barcelonie jakoś średnio wychodzi. Co prawda transfer Neymara do PSG za 222 miliony euro z 2017 r. wciąż pozostaje rekordowy. Wydaje się on jednak być wypadkiem przy pracy. Weźmy choćby Ivana Rakiticia i Arturo Vidala, za których łącznie do klubowej kasy wpłynęły ok. 3 miliony. Za Luisa Suareza otrzymano zaś ok. 6 milionów. Przecież to są kwoty, jakimi obraca się niejednokrotnie w polskiej Ekstraklasie.
Najbardziej jednak bez wątpienia Barcelona może żałować rozstania z Lionelem Messim. Niezabezpieczenie się przed darmową stratą piłkarza takiego formatu, za którego można by zarobić kilkaset milionów, jest kryminałem. Moim zdaniem jednak wina nie leży wyłącznie po stronie klubu. Chciałbym go nawet nieco usprawiedliwić, a większy żal skierować w stronę Argentyńczyka, któremu ewidentnie zabrakło dobrej woli. Powszechnie znana jest jego historia: u 11-letniego chłopca zdiagnozowano karłowatość przysadkową, Barcelona sfinansowała drogie leczenie 13-latka, a pierwszy kontrakt między sobą podpisali na serwetce. Tak to w skrócie wyglądało. To, co potem, było jak piękna bajka. Razem spełniali marzenia i czynili siebie nawzajem wielkimi. Niestety, do czasu. W 2021 r. Messiemu wygasł kontrakt, więc po ponad 20 latach mógł przejść do innego klubu za darmo. I zrobił to. Przeniósł się wówczas do PSG. Nie chodzi mi jednak o to, że nie miał prawa nigdzie odchodzić. Uważam jedynie, że mógł poczynić pewne starania, by z jego transferu Blaugrana odniosła jakiekolwiek korzyści. Można pomyśleć, że to naiwne myślenie. Że to biznes w prawdziwym życiu, a nie opowiastka bez pokrycia w rzeczywistości. Że wymagam zbyt wiele. Jednakże niektórzy potrafili pokazać swoją więź z klubem. Przykładu nie trzeba daleko szukać. Wystarczy spojrzeć na nasze krajowe podwórko, bo wzór przywiązania do barw klubowych daje Kuba Błaszczykowski. Najpierw w 2007 r., gdy kończyła mu się umowa, przedłużył ją, by Wisła Kraków mogła zarobić na jego transferze do Borussii Dortmund. Następnie 12 lat później, w 2019 r., zerwał kontrakt z VFL Wolfsburg, by tonąca w długach Wisła nie musiała za niego płacić. Po powrocie do krakowskiego klubu nie tylko nie pobierał żadnej pensji, ale sam wyłożył ponad milion ze swoich prywatnych pieniędzy na ratowanie zespołu. Być może tylko dzięki niemu klub jeszcze nie znikł z piłkarskiej mapy Polski. A co dla Barcelony w tego typu kwestii zrobił Argentyńczyk? Niestety nic. Finalnie zorganizowano pożegnalną konferencję, na której było mnóstwo płaczu z jednej i drugiej strony. Czy te hektolitry wylanych łez coś zmieniły? No cóż, najwyraźniej Messi uznał, że wszystko ze swojej strony już Barcelonie ofiarował i nie potrzeba jej niczego więcej. Tylko że ona go wtedy potrzebowała tak, jak nigdy wcześniej. Mógł naprawdę zapisać się złotymi zgłoskami w historii klubu. A tak? Kapitan opuścił tonący statek. Wiadomo, nie on jedyny jest winien sytuacji, jaka obecnie panuje w drużynie. Na to składa się szereg czynników, które zapewne ujrzą światło dzienne w przyszłości, a może nawet nigdy. W każdym razie faktem jest, że drużyna zmaga się z ogromnym zadłużeniem. Nie wiadomo, ile ono na dzisiaj wynosi, ale jeszcze nie tak dawno był to ponad miliard (!!!) euro. Kończąc wątek pieniężny i transferowy, by jeszcze bardziej podkreślić trudności z wypłacalnością, wspomnę o fakcie, że do tej pory nie zapłacono w całości za kupno poszczególnych piłkarzy, np. Roberta Lewandowskiego (19 z 50 milionów) czy Frenkiego de Jonga (70 z 86 milionów). Ponadto nie spłacono jeszcze transferów kilku graczy, których już nie ma w zespole, m.in. Miralema Pjanicia. Kłopoty Barcy są naprawdę gigantyczne. Przyłączam się do Zenka Martyniuka, który nie wie, jak mogło do tego dojść.
Kadra
Niestety finanse nie są jedynymi problemami Barcelony. Klub stara się lepić z gliny, jaką na ten moment ma dostępną. Obecnie dysponuje zawodnikami i trenerem, którzy na papierze wydają się ciekawym połączeniem. Jednak coś szwankuje. Xavi jest z pewnością klubową legendą. Jako piłkarz przeszedł od etapu juniora do kapitana, sięgając przy tym po wszelkie możliwe trofea, ale jako trener jeszcze musi się nieco podszkolić. Zwyczajnie brakuje mu doświadczenia. Mógłby się dowiedzieć, że wieczne wypominanie Realowi wspomagania przez arbitrów albo zrzucanie winy na porę rozgrywania meczów czy murawę po niekorzystnych wynikach w niczym nie pomaga. A piłkarze? Oczywiście też nie są bez winy. Podstawowe moje pytanie brzmi: kto tam jest liderem? Kto czasem krzyknie? Kto zmotywuje w trudnych momentach? Tam nie ma kogoś takiego. Przecież w problematycznych momentach od razu są zwieszone głowy albo machanie rękami. W taki sposób niczego się nie osiągnie. Co prawda kapitanem jest Sergi Roberto, ale mogę go pochwalić bardziej za nazwisko niż posiadanie wymaganych cech przywódczych. W dodatku często nie mieści się w składzie meczowym i zastępuje go w tej roli Marc-André ter Stegen. Obaj jednak dostąpili tej nominacji ze względu na długi staż w zespole. Tymczasem do tej funkcji potrzeba kogoś o bardzo mocnym charakterze. Cofnijmy się dla przykładu kilkanaście lat wstecz, gdy kapitanem był Carles Puyol. Nawet nie będę go obrażał i nie porównam do niego wymienionej wyżej dwójki. To był lider z prawdziwego zdarzenia. Rywale czuli przed nim respekt. W drużynie był kimś, kto prowadził pozostałych piłkarzy, a każdy poszedłby za nim w ogień. Dlatego tamta Barcelona miała coś jeszcze, o czym obecna może na razie tylko pomarzyć, a mianowicie mentalność zwycięzców. Blaugrana z tamtych lat chciała wygrywać wszystko, ze wszystkimi. Dziś tego nie widać. Dzisiaj nikt się jej nie boi. Każdy wychodzi na boisko z założeniem, że jest to zespół do ogrania. A mnie nie obchodzi, że którykolwiek piłkarz wyjdzie do wywiadu i powie, że wszystko jest na dobrej drodze, wygramy ten i tamten puchar. No tak nie będzie. I oni to wiedzą. I tego nie zmieni ani przyjście świetnego trenera, ani gwardii najlepszych grajków. Potrzeba szeregu naprawczych decyzji. Barcelona ma naprawdę potężne problemy praktycznie na każdym polu. Tak na dłuższą metę nie da się funkcjonować. Obecnie to nie fundament, a bardziej domek z kart. Pozostaje mieć nadzieję i trzymać kciuki, że nie zawieje żaden mocniejszy wiatr lub nikt na niego nie dmuchnie.
Podsumowanie
Kryzys w Barcelonie jest duży, ale nie jest nie do przeskoczenia. Potrzeba czasu, dobrej strategii i wytrwałości w jej realizowaniu. Na ten moment słońce zachodzi. Nadchodzą czarne chmury. I będzie ciemno. Będzie noc. Jednak po nocy zawsze jest nowy dzień. I od włodarzy Blaugrany zależy, co z nim zrobią.