Felieton,  Komentarz

Świat po drugiej stronie ekranu – wojny informacyjne

Najważniejszą cechą społeczeństwa informacyjnego jest bez wątpienia szeroki dostęp do informacji. Czasy bezwzględnego monopolu prasy drukowanej bezpowrotnie minęły, a wiadomości, które nas interesują, widnieją na głównych stronach najważniejszych portali internetowych. Jak w ten trend wpisują się social media?

Otóż media społecznościowe służą obecnie jako uniwersalna platforma dla każdego typu informacji. Niezależnie od tego, czy mówimy o polityce, gospodarce, muzyce, problemach społecznych oraz artykułach i postach czysto satyrycznych, stanowiących jedynie wtórne interpretacje treści – wszystko to, w zależności od zaangażowania użytkowników, znajdziemy dziś na głównych stronach Facebooka, Twittera i Instagrama.

Ale to tylko drobna część tej złożonej struktury. Dzięki social mediom zrzeszają się sympatycy określonych opcji politycznych, miłośnicy muzyki, sportu, literatury itp. Nieograniczony niczym dostęp do stron, możliwość rozwijania osobistych pasji – można powiedzieć, że w tej materii zawdzięczamy portalom społecznościowym najwięcej.

Czy w takim razie oznacza to, że w szerokim dostępie do informacji nie ma wyraźnych wad? Niestety, są. Jako najłagodniejszą można wymienić szok informacyjny, a także brak obiektywizmu. Można argumentować, że obiektywizm od początku istnienia prasy był jedynie niedoścignionym ideałem, do którego dotarcie nigdy nie było możliwe, jednak w XXI w. widzimy to tym wyraźniej. Nie może być inaczej, gdy w obrębie cywilizacji ścierają się sprzeczne ze sobą ideologie i doktryny światopoglądowe, a symboliczna walka o „rząd dusz” dotyka każdego człowieka. Co za tym idzie, social media stały się miejscem najostrzejszych działań ukierunkowanych na propagandę. Nie jesteśmy w stanie nadążyć i zapoznawać się ze wszystkimi perspektywami, rzeczywistość niejako „zmusza nas”, byśmy zajęli konkretne stanowisko. Podobnie do pracy influencerów, celem jest zdobycie zwolenników. Stąd duża ilość profili, bądź portali, szerzących fake newsy oraz internetowe farmy trolli.

Przechodzimy, na sam koniec, do zagrożenia znacznie poważniejszego – możliwości indoktrynacji i propagandy z użyciem social mediów, groźniejszej tym bardziej z racji trwającej agresji Rosji na Ukrainę. Wydawać się może, że nawet właściciele portali społecznościowych zdają sobie sprawę z tego problemu, stąd profile otwarcie szerzące dezinformację lub mowę nienawiści na ich łamach są usuwane. Jednakże miejsce jednej patologii zajmuje druga – całkowita monopolizacja przedsiębiorstw, związana z coraz bardziej powszechnym wprowadzaniem selekcji publikowanych treści. Praktyka ta wzbudza ogromne kontrowersje, budząc skojarzenia z mechanizmami typowymi dla cenzury prewencyjnej. Problem nie jest jednak tak oczywisty, gdyż kontrola treści publikowanych na łamach serwisów społecznościowych jest jak najbardziej zgodna z punktem widzenia prywatnych przedsiębiorstw. Korporacje stają więc przed wyborem mniejszego zła i niezależnie od ich decyzji, my, jako użytkownicy i odbiorcy ich usług, możemy je oceniać jedynie przez pryzmat osobistego systemu wartości.

Dochodząc do konkluzji – media społecznościowe oraz ich użytkownicy kreują rzeczywistość, w której żyjemy, nie ulega to najmniejszej wątpliwości. I niezależnie od jednostkowych sympatii lub antypatii, nic w tej materii nie ulegnie zmianie. Choć nie są one narzędziami idealnymi, umiejętne i rozsądne korzystanie z nich, przynosi nam naprawdę wartościowe usługi. Najważniejsze pozostaje kierowanie się zdrowym rozsądkiem w użytkowaniu oraz świadomość zalet i wad, które mogą się z nim wiązać.