„Życzę każdemu, żeby przeżył taki moment w swoim życiu jak ja podczas pierwszej premiery”
Łukasz Róg jest niezależnym pasjonatem filmu oraz reżyserem – samoukiem z Rzeszowa. Od lat pasjonuje się tworzeniem teledysków i reklam. Współpracował m.in. z Red Bullem, Bring Me The Horizon i Monster Energy. W 2021 roku wyreżyserował swój pierwszy film fabularny No Stars Anymore, który został nagrodzony na 38 międzynarodowych festiwalach filmowych i zdobył 11 głównych nagród filmowych, w tym m.in. za najlepszy film roku i najlepszy debiut reżyserski. No Stars Anymore to film, który został w całości stworzony przez Łukasza. Po sukcesie filmu reżyser postanowił zrobić kolejny ważny krok w swojej karierze. Łącząc siły z podkarpackim biznesmenem Rafałem Kaliszem, tworzy nowe studio filmowe pod nazwą „LUKRA FILMS” na międzynarodową skalę. Łukasz aktualnie pracuje nad trzema nowymi filmami, które chce wyreżyserować i wyprodukować.
Na samym początku chcę się Ciebie zapytać, czy jesteś dumny ze swojego filmu No Star Anymore?
Trudno mi powiedzieć, na pewno trochę jestem. Dziś widzę dużo rzeczy, które bym zmienił. Każdy twórca sztuki, filmu czy muzyki po jakimś czasie myśli o swoim dziele, że mógł je zrobić dużo lepiej. Jak przypomnę sobie o całej pracy nad No Stars Anymore i o tym wszystkim, co zrobiliśmy ze znajomymi, wydaje mi się to dziś trochę karkołomnym zadaniem. Nawet do końca nie wiem, co mną wtedy motywowało, dlaczego tak bardzo na to naciskałem i pchałem ten projekt do przodu.
Tworzenie takiego rodzaju kina w Polsce wydaje się być mało popularne. Skąd pomysł na to, żeby zrobić film właśnie w stylu amerykańskim?
Były dwa główne powody. Pierwszy z nich to taki, że jestem strasznie zakochany w amerykańskich filmach. Od kiedy pamiętam, rodzice zawsze wołali mnie na tzw. poniedziałkowy „Megahit” na Polsacie, który oglądaliśmy razem. W Polsacie w latach ‘90 było tak, że prawie zawsze był tam puszczany Top Gun z 1986 roku. Chciałem wtedy być jak Maverick, którego grał Tom Cruise. Od tego filmu zaczęło się moje zamiłowanie do typowego amerykańskiego kina. Po prostu nic innego mi się nie podobało. Dlatego świat filmu, widzę przez pryzmat amerykańskiego kina lat ‘80 i ‘90.
Drugi powód jest taki, że nie lubię polskiego kina. Teraz trochę mi się to zmieniło, ponieważ mamy kilka bardzo dobrych produkcji. Maciej Kawulski zrobił świetną robotę, reżyserując film Jak zostałem gangsterem. To chyba najfajniejszy polski film, jaki ostatnio widziałem. Fantastyczną produkcją jest także Wielka woda. Polskie kino się teraz zmienia. Wcześniej wszystko było takie PRL-owskie, to mi się nie podobało. Uwielbiałem od zawsze Michaela Baya i takie filmy jak: Armagedon, Trasformers czy Helikopter w ogniu Ridleya Scotta. U nas niestety te helikoptery nigdy nie nadleciały.
Mówisz, że w Polsce nie ma takich filmów, które naprawdę robią duże wrażenie jak te amerykańskie. Czy czułeś, że zrobienie No Stars Anymore, jest szansą żeby się wybić, ponieważ nikt wcześniej takiego filmu nie zrobił?
Nie do końca. Bardziej sam przed sobą chciałem udowodnić, że jestem w stanie zrobić taki film. Tylko z drugiej strony nigdy nie myślałem, że to wyjdzie poza małe studio czy pokoik, w którym oglądałbym to ze znajomymi. Stwierdziłem że jest w tym potencjał dopiero, gdy zacząłem montować te wszystkie klipy i fragmenty filmu przed premierą. Na początku miałem zrobić z tego „short” na 5-10 minut. Chciałem go wysłać na jakiś festiwal filmowy. Jak już zacząłem to wszystko montować, nagle okazało się, że wyszła mi prawie godzina materiału. Okazało się, że 40 minut to deadline krótkometrażowych filmów. No Stars Anymore był za krótki, żeby mógł być sklasyfikowany jako długi metraż, więc skróciłem go maksymalnie jak się dało. To, że z tego się zrobiła historia i finalnie nie najgorzej to wyszło, to było dla mnie największe zaskoczenie. Napisałem już kilka historii, ale one dopiero raczkowały i nie wiedziałem, co z tego będzie. Trzy scenariusze mam prawie gotowe. Czwarty film zacząłem niedawno już układać.
Miał to być film schowany do szuflady dla ciebie oraz twoich znajomych. Ja sam chciałem się na ten film wybrać do kina Helios, ale nie było biletów. Na salę, w której była premiera twojego filmu wchodziło około 500 osób. Byłeś zaskoczony takim obrotem spraw?
Rzeczywiście tak było. Lokalnie mój film odbił się dość szerokim echem, czego się nie spodziewałem. Pojawiło się właśnie kino Helios i wtedy wszystko nabrało dynamicznego tempa. Jak już się okazało, że Helios podpisał z nami współpracę, to czułem się wspaniale. Tylko, że pamiętam, jak sobie wtedy pomyślałem „kurczę, a co będzie, jak przyjdzie tylko 30 osób na premierę”. Otworzyliśmy sprzedaż na dwa tygodnie przed premierą. W dwa dni nie było już biletów. Chciałem kupić bilet na ostatni niedzielny seans jako pamiątkę. Przy kasie okazało się, że nie ma dostępnych biletów. To było niesamowite.
To tylko pokazuje, jak bardzo ludzie czekali na taki film. Czujesz teraz dług wdzięczności wobec rzeszowian, że skoro im się tak bardzo spodobało, to teraz oczekują więcej twoich filmów?
Oczywiście, że tak. To było miłe jak ludzie zareagowali. Nie miałem pojęcia jak ludzie przyjmą No Stars Anymore i to jeszcze w środku pandemii. Wtedy kina były pozamykane, przez co ludzie przestali do nich chodzić. Mimo wszystko, to było kino science – fiction. Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj ludzie nie oglądają takich filmów jak kiedyś. Mimo to nie jestem nastawiony na komercję, nie sprzedaję tego w formie pod social media. Z moimi filmami tak nie będzie. U mnie niestety jest trudna rozmowa na temat filmów, ponieważ jeżeli chodzi o współpracę, to muszę mieć po swojemu albo nie robię wcale.
Jak obejrzałem No Stars Anymore w Internecie, to byłem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ nie widziałem takiego obrazu Rzeszowa wcześniej. Prawie wszystko było nagrywane nocą. Te ujęcia z drona z lotu ptaka – one robią ogromne wrażenie. Widzimy coś z innej perspektywy i to jest duży plus takiego filmu. Uważam, że w filmie obraz jest dopełnieniem muzyki, a nie muzyka obrazu. Co ty o tym myślisz?
Mam dokładnie takie samo zdanie. Ten obraz Rzeszowa trochę wyszedł przez przypadek. Chciałem zrobić Rzeszów w stylu amerykańskim. Kupiłem drona i kamerę. Nauczyłem się wszystkiego z tutoriali na YouTube. Jak zakładam słuchawki i słucham swojej muzyki, to mam w głowie obraz, który jest uzupełnieniem tej muzyki. Właśnie w taki sposób filmuję. Bardzo lubię długie ujęcia, uwielbiam optykę, którą pokazuje Nicolas Winding Refn. Jego ujęcia czasem nie mają końca, jeśli połączysz to z muzyką i umiejętnościami aktora to masz gotowy film.
W twoim filmie to zagrało idealnie. Muzyka, którą wybrałeś, zrobiła taki amerykański klimat. Muzyka w 80% wpływa na to, jaki będzie odbiór filmu przez widza. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
Dokładnie tak! Dla mnie podstawą do rozpoczęcia pracy nad filmem jest muzyka. Zdaję sobie sprawę, że jak nie ma historii i scenariusza, to film się nie uda. Film bez niej traci całą magię. Nie da się obejrzeć żadnego filmu Christophera Nolana bez ścieżki dźwiękowej. W polskich filmach tego brakuje. Nie wiem, z czego to wynika. Z drugiej strony są reżyserzy, którzy celowo unikają muzyki, mimo że ja tego nie rozumiem. Jan Komasa robi świetne filmy, ale uważam, że ma w nich za mało podkładu muzycznego. Gdyby w jego filmach było go więcej, to on by robił jedne z lepszych filmów w Europie.
Jeśli chcesz, żeby efekty specjalne i kadry zrobiły ogromne wrażenie na widzach w sali kinowej, to musisz je oprawić świetną muzyką. Skąd czerpiesz inspiracje muzyczne do swoich filmów?
Z muzyką bywa u mnie bardzo różnie. Ona wyznacza w moim życiu wszystko, nieustannie jej słucham. Muzyka w każdym z nas ewoluowała. U mnie zaczęło się od Backstreet Boys i Britney Spears poprzez Metallicę. Teraz słucham dużo muzyki progresywnej, dlatego zastosowałem w swoich filmach ciemniejsze, mroczniejsze, depresyjne klimaty. To wszystko z czasem zaczęło się idealnie wkomponowywać w moje filmy i obrazy, które mam w głowie.
Czy sukces twojego pierwszego filmu zmotywował Cię co dalszego działania?
Sukces No Stars Anymore nie był bardzo wielki. Podczas tych premier, wymyśliłem sobie, jak chcę robić filmy. Adrenalina, która mi wtedy towarzyszyła, była ogromna. Życzę każdemu, żeby przeżył taki moment w swoim życiu, jak ja podczas pierwszej premiery. Wtedy apetyt na kolejne sukcesy szalenie wzrasta. Jeśli chcesz swoim widzom przekazać, co siedzi w twojej głowie, to musisz mieć swój styl. Ta historia o chłopaku, który wszystko robił sam, już nie przejdzie.
Czy z tego powodu postanowiłeś otworzyć studio filmowe „LUKRA FILMS”?
Mój pomysł był taki, że kupiłem trochę sprzętu, kilku ludzi się zgłosiło i chciałem zacząć działać. Najpierw ten projekt nazywał się „Zero Budget Movies”, czyli wszystko miało być bez budżetu. Stworzyliśmy taki dziesięcioosobowy team i chcieliśmy zrobić coś bardziej profesjonalnego. Na wakacjach w 2022 roku, tydzień przed startem zdjęć, zrobiłem spotkanie całej ekipy. Dosłownie dwa czy trzy dni wcześniej poznałem Rafała Kalisza, czyli właściciela potężnego FIBRAINU i teraz Stali Rzeszów. Od słowa do słowa zapytał mnie, co siedzi w mojej głowie. Pokazałem mu kilka rzeczy i on powiedział, że chciałby, żebyśmy razem nakręcili te filmy. Umówiłem się z nim po dżentelmeńsku, że jak robimy ten film, to robimy wszystkie razem. Zgodziłem się na taką współpracę, ponieważ wszystko brzmiało konkretnie z jego strony. Z serwisami streamingowymi nie potrafiłem się dogadać. Narzucali mi ich wersję, a ja tak nie chciałem. Dlatego musiałem założyć swoje własne studio filmowe.
Jaki był pierwszy krok waszej współpracy?
Jak już się poznaliśmy z Rafałem, ogłosiliśmy casting na aktorów i ludzi do teamu. To przeszło wszelkie moje najśmielsze oczekiwania. Nabór trwa niecały miesiąc, a już zgłosiło się ponad 1000 aktorów. Ludzie pisali z całej Polski i też zza granicy. Wśród nich było dużo Polaków, którzy grają w Nowym Jorku, w Londynie czy w Kalifornii w teatrze lub w serialach. Sprawdziłem każdego aktora, nie ważne czy jest znany czy nieznany, wszyscy mogli się zgłosić.
Bardziej zależało Ci na znalezieniu polskich czy zagranicznych aktorów? Pytam dlatego, że podkreślasz, że twoje filmy mają być anglojęzyczne.
Tak, nie interesuje mnie tylko polski rynek kina. Oczywiście, bardzo bym chciał, żeby tutaj dobrze się przyjmowały. Jednak nie wiemy, gdzie te filmy będą miały swoje premiery. Dzisiaj jest tyle serwisów streamingowych na całym świecie, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. To nie są te, z których my korzystamy. Dzisiaj dystrybucja filmu bardzo się zmienia. Są specjalne serwisy, gdzie wrzucasz swój film i możesz negocjować różne stawki. Potem można to oglądać na całym świecie. Jedyne czego wymagam od aktorów to perfekcyjnej znajomości języka angielskiego. To jest podstawa i to nie może być tak zwany „polski angielski”. Są niektórzy aktorzy czy ludzie, którzy dzięki grze aktorskiej albo mieszkaniu za granicą przesiąkli już tym amerykańskim akcentem. Joanna Krupa jest przykładem takiej osoby. Ona po prostu mówi po amerykańsku i kogoś z właśnie takim akcentem szukałem.
Kolejnym elementem w twojej układance są aktorzy. W pierwszym filmie główną rolę zagrała Magdalena Kozikowska-Pieńko. Jesteś zadowolony z jej występu w No Stars Anymore?
Jestem bardzo zadowolony z jej roli. Podjęła ogromne ryzyko, ponieważ nikt jeszcze nie słyszał o moich filmach. Magda okazała się absolutnym fenomenem. Jakby aktor położył mój film, to by nie było takiego rozgłosu. Dlatego wkład Magdy jest dla mnie bezcenny, zrobiła klimat tego filmu. Rozmawialiśmy już dużo odnośnie następnych filmów. Nie znam się na doborze aktorów, dlatego chciałbym ją po swojej prawej stronie jako eksperta w tych sprawach. Nie wiem, czy ich gra aktorska na castingu jest dobra czy nie, mogę czegoś nie wyłapać. Dlatego chciałbym ją w takiej roli w swoim studiu, wydaje mi się, że bardzo dużo wniesie jej doświadczenie do całego filmu.
W takim razie czego oczekujesz od aktorów, którzy się zgłosili? Co muszą mieć w sobie, żeby dostali u Ciebie angaż oraz żeby twój film odniósł dzięki ich grze duży sukces?
Z Magdą Kozikowską-Pieńko było tak, że ja jej za bardzo nie mówiłem, jak ma grać. Miała być sobą, dlatego to się udało. Od przyszłych aktorów w moich filmach oczekuję dokładnie tego samego. Muszą być w miarę naturalni, oczywiście aktor zawsze jest aktorem. Tylko to nie może być takie granie wyuczone, bardzo sztuczne, ponieważ to się źle ogląda i to nie działa w kinie. W taki sposób będziemy selekcjonowali kandydatów. Ci, którzy zostaną zaproszeni już na finalny casting, dostaną kostiumy i spróbujemy z nimi odegrać pewne sceny. Kamera musi złapać tę osobę i ten mój kadr, który mam w głowie, musi idealnie z nią współgrać.
Jest bardzo dużo przykładów, gdzie możemy powiedzieć, ze aktor został stworzony do danej roli. Czy sądzisz, że jeśli aktor ma to „coś” to wiesz, że to będzie on?
Tak, musi mieć to „coś”. Dokładnie tak było, gdy do pierwszego mojego filmu wybieraliśmy dziewczynkę do końcowej sceny. Podczas castingu widziałem od razu, że to będzie ona. To się po prostu widzi albo nie. Wiedziałem, że ona mi do tej sceny będzie pasować idealnie i rzeczywiście tak było, dlatego teraz też będę się opierał na intuicji.
Wspomniałeś wcześniej, że prowadzisz drugi nabór do ekipy filmowej. Kogo dokładnie szukasz i kto się może zgłosić do tego castingu?
Tak, prowadzimy również drugi nabór do tzw. teamu filmowego. Potrzebujemy ludzi od dźwięku, kamery itd. Wszystkich, którzy pracują na takim prawdziwym planie filmowym. Po nowym roku przeprowadziłem selekcję i wybrałem najlepszych ludzi już na stałe do współpracy z moim studiem.
Wytłumaczyłeś, jak będzie wyglądało studio filmowe „LUKRA FILMS” oraz jakie filmy chcesz tworzyć. Twoim pierwszym projektem w ramach studia będzie film Rage Of Stars czyli kontynuacja No Stars Anymore. To już będzie film pełnometrażowy?
Tak, chociaż to nie będzie kontynuacja, tylko forma, w której pierwotnie miał się ukazać ten pierwszy film od samego początku. Rage of Stars to stworzona, rozbudowana i dopracowana dwugodzinna pełnometrażowa historia. Tym filmem wystartujemy, chcę żeby świat go dobrze przyjął. Jednym z moich projektów jest też horror POV pod tytułem Deadsomnia. Horrory, gdzie złoczyńca goni ofiarę z tasakiem, a bohater przed nim ucieka, nie są wcale straszne dla mnie. To są tzw. „slashery”, a ja bym chciał zrobić coś, co mnie by tak naprawdę przeraziło.
Czy planujesz jeszcze inne projekty filmowe?
Mam w planach jeszcze jeden film Last Day of the Sun, do którego mam już napisaną historię. Po Rage of Stars chciałbym zacząć nad nim pracować. To są właśnie napady na banki i kradzieże samochodów tak, jak w prawdziwym amerykańskim filmie. Wiem, że to by się teraz dużo lepiej sprzedało niż ten, nad którym teraz pracuję. Przy Rage of Stars jest jednak ten plus, że doskonale wiem, jak chcę pokazać widzom ten film. Wiem, co zrobiłem źle w No Stars Anymore, co muszę zmienić i czego mi zabrakło. Jak nauczymy się wszyscy razem współpracować podczas obecnej produkcji, to całe doświadczenie będziemy mogli przenieść na kolejny film czyli Last Day of Sun, wtedy wyjdzie profesjonalnie. Będziemy musieli zamykać ulice, żeby ścigać się samochodami, helikoptery muszą latać nad Rzeszowem, będą porozbijane fury, tylko nie w formie nowych Szybkich i wściekłych. Te trzy projekty mamy nawet krótko opisane na stronie lukrafilms.com, można o nich przeczytać. Będziemy robili wszystko, żeby udało się je zrealizować w najefektowniejszym stylu.
Powiedziałeś sporo o tym, że chcesz żeby były napady na banki i pościgi samochodowe na tle strzelaniny. Jakie trzy rzeczy przychodzą Ci do głowy, kiedy myślisz o filmie w stylu amerykańskim? Co taki film musi zawierać w sobie, żeby spełnił normę gatunkową?
To jest bardzo trudne pytanie. Jakiś czas temu poznałem bardzo fajnego człowieka, który mocno siedzi w branży filmowej, zarówno w Polsce, jak i w Ameryce. Łatwo jest sobie zwizualizować kino amerykańskie, ale trudno je zdefiniować. Dzisiaj kojarzy nam się ono z takimi filmami jak: Transformers, Bad Boys czy filmami Marvela. Będę chciał robić dobre kino. Trochę takie rozrywkowe, ale niebanalne. Przede wszystkim chcę, żeby potęga obrazu była od razu widoczna. Ogromne kadry, które będą wywoływały wrażenie u widza, żeby myśleli, że na taki film zostało wydane np. dwieście milionów (uśmiech).
Czy możesz powiedzieć, że na ten moment masz wszystkie narzędzia do stworzenia twojego filmu marzeń?
Mam taką nadzieję. Ja mam o tyle dobrą sytuację, że jak się dogadaliśmy z Rafałem Kaliszem odnośnie studia filmowego, to on wiedział, że ja się na tym najlepiej będę znał i dał mi wolną rękę. Powiedział mi, że mam to zrobić dokładnie tak, jak chcę. Jednak gdybym chciał mieć wszystkie narzędzia, jakich moja dusza pragnie, to kręciłbym taki film na pustyni w Nevadzie. Chciałbym mieć do dyspozycji kilkanaście helikopterów czy samolotów F-16 i F-35 i tego typu rzeczy. Jeżeli uda nam się zrobić to, co planujemy z Rafałem w kwestii ich finansowania i zapewnienia sobie tego komfortu pracy, to powinno się udać.
Uważasz, że to wszystko o czym rozmawiamy, to studio, te sukcesy, to efekt twojej ciężkiej pracy i chęci zrealizowania marzenia?
Wydaje mi się że tak. Gdyby No Stars Anymore był zły, to pewnie to wszystko by się nie wydarzyło. W głównej mierze to zasługa festiwali filmowych. Przykładowo, jeżeli zrobisz sobie w Łańcucie albo w Rzeszowie festiwal filmowy, to mogą się na niego zgłaszać wszyscy z całego świata. Mnie nie interesuje, czy ty jesteś krytykiem filmowym czy nie. Ważne, żebyś był pasjonatem kina. Zaprosisz sobie do jury 20 osób i będziecie oceniali tysiące filmów i rozdawali nagrody. Jeżeli nawet mała garstka ludzi stwierdzi, że ten film podoba im się najbardziej, to jest to dla mnie największe zwycięstwo.
Zapytam wprost: chcesz, żeby Rzeszów w Polsce stał się takim odpowiednikiem amerykańskiego Hollywood? W Polsce z tego, co nam wiadomo, nie powstają produkcje o takim charakterze.
Przez przypadek znowu się tak może stać. Ja nie mam też takiego założenia, że koniecznie muszę to robić w Rzeszowie, dlatego że jestem stąd. Głównie chodzi o budżet filmu. W Rzeszowie jest mi łatwiej, ponieważ znam dużo osób, które mi pomogą czy pozwolą na pewne rzeczy. Spotkaliśmy się kiedyś z panem prezydentem i panią wiceprezydent Rzeszowa, którzy dali mi pełne wsparcie. Powiedzieli, że jeśli chcemy, żeby helikopter wylądował na środku skrzyżowania, to wyląduje. Pomogą mi bezpłatnie, dlatego że jestem rzeszowianinem, i to jest dla mnie super. Gdybym to samo zrobił w Krakowie czy Warszawie, to już musiałbym za to dużo zapłacić. Rzeszów jest tak samo atrakcyjny jak inne miasta. Oczywiście, sytuacja by się zmieniła, gdybym mógł kręcić na Islandii albo w Nowym Jorku. Wiadomo, że wtedy mamy większe pole manewru. Natomiast, jeżeli mam to kręcić w Europie Wschodniej, to wolę to robić w Rzeszowie.
To jest też twój styl. Tak jak charakterystyczna muzyka czy długie ujęcia, tak i Rzeszów chyba stanie się twoją łatką?
Mam taką nadzieję. Te wspomniane przeze mnie trzy filmy są kręcone w Rzeszowie. Jak ten horror wyjdzie, to będziemy uciekać przed demonami koło Millenium Hall. Potem ludzie się będą bali wychodzić z bloków (uśmiech).
Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Życzę Ci samych sukcesów w tym co robisz, żeby te wszystkie filmy zrobiły ogromne wrażenie na widzach z całego świata.
Super, ja również sobie tego życzę. Dzięki serdeczne!
Rozmawiał: Dawid Micał
Dawid Micał
Redaktor naczelny portalu Nowy Akapit. Maniak filmowy i pasjonat prawie każdej dziedziny sportu. Redaktor portalu Kącik Popkultury oraz współprowadzący podcast na Spotify "Rozmowy Na Pół Gwizdka".