Opowiadanie

Do wesela się zagoi

Wiesz, że nie cierpię patrzeć, jak jesteś szczęśliwy. Wolałabym już cały rok nosić rajstopy pod spodniami, a dobrze wiesz, że tego nie znoszę! Albo znosić cotygodniowe pobieranie krwi. Dobrze wiesz, że ostatnio po nim zemdlałam i rozcięłam łuk brwiowy. Dobrze to wiesz, a i tak jesteś szczęśliwy! Jakbyś nie mógł, choć na chwilę. Na minutkę. Na sekundkę. Zapłakać. Albo nawet nie. Wystarczyłoby mi nawet smutne spojrzenie. Ale nie litość, na litość boską! Tylko smutek. Taki prawdziwy. Wewnętrzny. Nie dlatego, że znowu nie mogę uwolnić się od przeszłości i trzeba się nade mną łaskawie litować.

Każdy wie, że litość jest najgorsza. To tak jakby pocieszać umierającego, któremu krwawi całe ciało. „Nie martw się. Jutro wzejdzie słońce. Przecież wiesz, do wesela się zagoi”. Tak, dziękuję. Marzę o weselu. Najlepiej twoim. Rzucałabym ryżem. Mocno. Żeby przypadkiem nie brakło ci szczęścia na przyszłość. Bo wiesz. O wszystkim lepiej na zaś pomyśleć. Jak ty to zawsze myślałeś do przodu. Tak to sobie pięknie umyśliłeś. Na zaś. Bez nas. Beze mnie. Bo jakoś zostałam w tyle. Na trzecim planie obrazka. Moja rola, przepraszam, rólka! Stała się epizodyczna. A mrugnęłam tylko okiem. Tak! Tyle to trwało. Sekundkę. Sekundeczkę. I po ptakach. Odleciały. Koniec lata. Zima.

Zima długa i ponura. A u ciebie słonecznie widzę! Słonecznie i radośnie. O, jak się cieszę! No po prostu nie mogę wytrzymać z tej radości. Aż mi łezki lecą takie. Wesołe? Nie, oj nie. Te to tylko witam, gdy mi się przypomni jakie głupoty wygadywałeś tej swojej epizodycznej aktoreczce z podrzędnego teatru. Jak ją malowałeś karykaturalnie na tym trzecim planie starymi farbkami. Wtedy się cieszyłam nawet z tego! A jak. No bo kto by się nie cieszył z chwili ciepła. Bo u ciebie zawsze ciepło. Bo to inny wszechświat, inna orbita czy co. Krążyłam tak i się ogrzewałam. Pech chciał, że wypadłam z obiegu. I co? I zostało mi się złościć. A złość piękności szkodzi. Pewnie to wiesz i specjalnie to robisz, żebym się wściekała i brzydła! Bo piękna to nie mogłeś odmówić mi nigdy. Skąd wiem? Lubiłeś na mnie patrzeć. Długo i często. Zauważyłam! Ale tak nadwyrężać wzrok dla trzeciego planu to rozumiem, że nie miałeś za wiele siły. Pewnie, oszczędzaj suche oczy. Suche, bo nieskalane łzami. Dałeś mi wszystkie na odchodnym.

I płaczę teraz. Ryczę. Już nie w poduszkę, bo to źle robi na cerę. Zresztą niewiele tych łez zostało. Kilka w chusteczkę, reszta w rękaw i po problemie. Zresztą od tych łez to wolę grymas. Podobno dodaje mi lat. I dobrze. To mi, chociaż na plus wyjdzie, że sprzedadzą alkohol bez dowodu. Bez dowodu. Bo dowodu właśnie mi brakuje. Na to, co się właściwie stało na tym pierwszym planie, jak ja tam na tym ostatnim byłam zajęta czekaniem. Ale tego chyba nigdy się nie dowiem. No cóż. To już nieważne. Najważniejsze, że jesteś szczęśliwy. Przecież DO WESELA SIĘ ZAGOI.

Studentka Uniwersytetu Rzeszowskiego na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Uwielbiam kwiaty, dobrą muzykę, koty i domowe wypieki. Piszę, by dzielić się moim światem i wrażliwością.