Recenzja

Jeden lekarz przypada na 400 pacjentów

Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy to reportaż Pawła Reszki, opowiadający o podejściu lekarzy do pacjentów, pieniędzy, współpracowników i samych siebie. Stanowi on pewnego rodzaju spowiedź ludzi, którzy odpowiadają za nasze życie.

Autor przedstawia punkt widzenia studentów medycyny, rezydentów oraz specjalistów na temat polskiej służby zdrowia. Obnażają oni niewydolny system, zmuszający ich do pracy ponad siły, zakładania działalności gospodarczych zamiast pracy „na etacie” oraz patrzenia na pacjenta nie jak na człowieka, lecz jak na „kolejny numerek do odhaczenia”. Reszka opisuje, jak rezydent zarabiający najniższą krajową bierze trzeci dyżur z rzędu lub zatrudnia się w innej branży poniżej swoich kwalifikacji, aby tylko przeżyć do następnego miesiąca. Autor pokazuje sytuację, w której absolwent medycyny pracuje czwarty rok jako wolontariusz, by wreszcie doczekać się miejsca na wymarzonej specjalizacji. Kiedy w końcu się ono dla niego znajduje, dowiaduje się, że jego nauka ogranicza się do wypełniania dokumentów medycznych, ewentualnie przypatrywania się pracy starszych kolegów. Potem puszczony na „głęboką wodę” nie potrafi odpowiednio leczyć ludzi, co często skutkuje błędem lekarskim.

Młodzi lekarze po odrobionym stażu bardzo często muszą sami szukać sobie zatrudnienia. Zwykle idą zarejestrować się do Urzędu Pracy, aby po miesiącu się wyrejestrować. Tylko w ten sposób dostaną zasiłek aktywizacyjny wynoszący 1100 zł. Dla doświadczonego lekarza to grosze. Dla nich – spory zastrzyk gotówki. Często, pracując już w szpitalach, muszą z własnej kieszeni pokrywać koszty dodatkowych szkoleń i brać urlop, ponieważ przełożony w obawie o swoje stanowisko nie zezwala na wyjazd. Zazwyczaj nikt nie chce pełnić nocnych czy świątecznych dyżurów. Zmusza się do tego młodych. W okrojonym składzie podczas dyżuru na 800 pacjentów przypada dwóch lekarzy.

Wykwalifikowany specjalista ma już wyrobione nazwisko. Jest znany, szanowany i dobrze opłacany, a przez to bardzo pewny siebie. Nie narazi swojej kariery, by pomóc młodym. Nie narazi swoich pieniędzy, by wyszkolić konkurencję. Zwykle każdy lekarz ze specjalizacją ma swój prywatny gabinet. Nie zaryzykuje oskarżenia o łapówkarstwo w zamian za wolne łóżko w szpitalu. Natomiast bardzo chętnie zleci pacjentowi kilka niepotrzebnych, drogich wizyt w swoim gabinecie.

Pośród tego wszystkiego my – pacjenci pragnący otrzymać rzetelną usługę lekarską. Z jednej strony nam się należy, w końcu opłacamy składki. Z drugiej strony jednak, kiedy trafiamy do szpitala czy przychodni, okazuje się, że nie należy nam się nic. Na każdą wizytę albo operację trzeba czekać od kilku miesięcy do nawet kilku lat. Gdy już uda nam się dostać do danego lekarza, doczekać upragnionej wizyty, jesteśmy traktowani przedmiotowo, jak pionki w niezrozumiałej dla nas grze, jak marionetki w napędzanej wbrew naszej woli machinie.

Omawiana książka podzielona została na 8 rozdziałów, a każdy z nich rozpoczyna się szokującą wypowiedzią jednego z lekarzy. Aby jeszcze lepiej poznać i ukazać świat polskiej medycyny, dziennikarz zatrudnia się jako sanitariusz w jednym ze szpitali. Przeżycia jego i jego współpracowników są opisane wspólnie. Tę książkę powinien przeczytać każdy. Wszyscy bowiem kiedyś trafiliśmy albo trafimy „w ręce” lekarzy. Warto zaznajomić się z tą publikacją, byśmy byli świadomi tego, co nas spotkało lub spotka w przyszłości, byśmy mogli zrozumieć środowisko, z którym kiedyś się zderzyliśmy bądź zderzymy. Kiedy dowiemy się, jak wyglądają realia polskiej medycyny, będziemy mieć większe szanse w walce. W walce o zdrowie i godność.

Studentka IV roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Interesuje się dziennikarstwem śledczym oraz public relations. Lubi czytać książki, zwłaszcza reportaże medyczne i oglądać filmy. W przyszłości chciałaby zostać specjalistą ds. public relations, dziennikarzem prasowym lub recenzentem.

Dodaj komentarz