Lekcja sztuki: Tamara Łempicka – celebrytka, mąż don vivant Tadek i zielone Bugatti
Czyli o tym, jak sławna była w XX-wiecznych mediach, co właściwie łączyło ją z mężem i co z tym wszystkim ma wspólnego zielone Bugatti.
Lata 20. XX wieku to nie tylko przewrót majowy, reforma pieniężna w Polsce lub – bardziej światowo – śmierć Lenina. To także rozkwit artystycznych ekspresji, mających swój upust po trudnych zmaganiach w wojennej rzeczywistości. Właśnie w tym okresie narodził się nowy styl obfitujący w barwną geometryzację kształtów – art deco. Założeniem przedstawicieli tego nurtu było przede wszystkim uchwycenie przedmiotów użytkowych jako pięknej formy wyrazu, a także przedstawienie ludzkich sylwetek w charakterystyczny „plastikowy” sposób, upraszczając i modelując twarze. Był to też styl, który pozwolił polskim artystom wynieść ojczyznę ponownie na artystyczne wyżyny.
Tamara Łempicka nie zawsze była mu wierna. U schyłku życia ugięła się pod wpływem silnej fali zainteresowania abstrakcją, implementując kubistyczne założenia, niestety bez uznania wśród krytyków i odbiorców. Najważniejsze jej dzieła zachowane są właśnie w stylistyce art deco. Zielone Bugatti pojawia się tutaj nie bez przyczyny – wszak przed II wojną światową, gdy w artystycznym półświatku królowało art deco, na torach wyścigowych przodowało Bugatti. Jak na czołową przedstawicielkę tego stylu przystało, Łempicka obrała ów motyw za temat jednego ze swych dzieł, notabene uznawanego za klasyczny przejaw tego stylu. Tak oto powstał Autoportret w zielonym Bugatti, z którego spogląda na nas kokieteryjnym wzrokiem Tamara odziana w srebrny strój, łagodzący koral jej ust.
Łempicka z całą pewnością do łagodnych kobiet nie należała. Jej porywczość, ekstrawagancja i hedonizm wzbudziły zainteresowanie ówczesnych mediów. Tamara de Łempicka, córka warszawskiej burżuazji, podobnie jak jej mąż, którego poznała na jednym z balów, nie stroniła od rozrywki i alkoholu. Nie odmawiała sobie także uciech cielesnych, oddając się często w wir romansów i biseksualnych uniesień. Gdy Łempicki został ujęty i wtrącony do więzienia z powodu rzekomego spiskowania, odważna i wielce kochająca żona ruszyła, by ratować go z opresji. Oswobodziła męża przespawszy się ze szwedzkim konsulem o dużych wpływach. Następnie z jego pomocą uciekła z Rosji, której nienawidziła równie mocno co komunizmu i feminizmu – jak na ówczesną burżuazję przystało.
Ostatecznie miłosne uniesienia ze strony Tamary pchnęły Tadeusza do powzięcia decyzji o rozstaniu. Załamana Łempicka, nomen omen wciąż gustująca w alkoholowych trunkach i cielesnej uciesze, wyszła po czasie za mąż po raz drugi. Wybrankiem okazał się dziedzic imperium i to nie byle jakiego, bo browarniczego! Para emigrowała do USA, gdzie Tamara zyskała miano skandalistki portretującej hollywoodzką elitę. To nie medialne donosy o zamiłowaniu do alkoholu, narkotyków i rozwiązłego życia strąciły Łempicką z piedestału. Malarskie tendencje podążające w kierunku abstrakcji, które tak pragnęła uchwycić w swoich pracach, sprawiły, że z dnia na dzień traciła swą pozycję i sławę. Nie straciła jednak pieniędzy. W Ameryce zyskała miano „baronowej z pędzlem”, lecz nie o środki finansowe jej chodziło. Wszystko sprowadzało się do sztuki.
Tamara Łempicka to niewątpliwie intrygująca osobowość, tworząca za życia wokół siebie żywą legendę. Zapomniana przez kilkadziesiąt lat, oscylująca między uznaniem a potępieniem, zapisała się w historii sztuki jako jedna z najwybitniejszych polskich malarek. Wiodła życie twórcze i w opinii wielu wszeteczne, buńczuczne. Ale jak sama uważała, czyż artyście nie wolno więcej?