Artykuł

Motyl na betonie, czyli parę zdań o bezdomności

Bezdomność to jeden z tych tematów, które budzą wiele kontrowersji. Poruszenie ich w towarzystwie skutkuje pojawieniem się barykady i dwóch opozycyjnych grup osób. Nastroje i emocje są skrajne. Patrząc na ostatnie wydarzenia w kraju, można jednak utwierdzić się w przekonaniu, że obecność osób bezdomnych jest niezmienną częścią naszego porządku polityczno-społecznego. Weźmy na tapet choćby głośną w ostatnich tygodniach sprawę dotyczącą bytności bezdomnych w centrum Krakowa. Radny Łukasz Wantuch wyraził swoją irytację, mającą źródło w „użalaniu się” nad osobami, które nie pasują do pięknego otoczenia Krakowa. Jego zdaniem konieczne jest „bardzo skuteczne usunięcie tego problemu”. Dosadniej? Trzeba bezdomnych wyrzucić.

Tytułem wstępu

Publikacja słów radnego uruchomiła lawinę, i to nie tylko medialną. Mnie osobiście poruszyła reakcja społeczeństwa, tym bardziej że już wtedy zbierałam materiał do niniejszego artykułu. Bardzo adekwatne wydaje mi się więc oświadczenie „Zupy na Plantach”, instytucji, która zapewnia ciepły posiłek osobom bezdomnym (link do tegoż oświadczenia można znaleźć pod tekstem).

Badając temat, postanowiłam nie zatrzymywać się jedynie na stronie naukowej. Forma wywiadu również nie wydawała mi się wyczerpującą opcją. Przed przeprowadzeniem rozmowy w Caritasie i Towarzystwie św. Brata Alberta w Rzeszowie zapoznałam się z podstawowymi definicjami ściśle powiązanymi z tematyką bezdomności w Polsce i statystykami. Zajmują się tym zagadnieniem takie dziedziny nauki, jak socjologia czy resocjalizacja społeczna, jednak tak naprawdę problem dotyczy każdej ze sfer naukowych. Medycyny – ze względu na leczenie, pobyty w szpitalach i specjalistycznych placówkach. Prawa – z uwagi na regulacje prawne z zakresu pomocy i określania statusu osoby bezdomnej (tutaj odsyłam do ustawy o pomocy społecznej z 2004 r. oraz definicji osoby bezdomnej i samotnej znajdujących się w tym akcie).

Bezdomni to najczęściej osoby w wieku 50+, chcące po prostu doczekać wieku emerytalnego. Większość z nich emeryturę dostanie, to nie tak, że nigdy nie pracowały, nie próbowały inaczej zorganizować swojego życia. Jakaś sytuacja losowa albo kompilacja takich sytuacji sprawiły, że są w tym miejscu, w którym są – na ulicy. Część z nich miała kiedyś normalne życie. Niektórzy „stoczyli się” w wyniku własnej nieporadności lub nałogu i nie chcą lub nie potrafią się z tego dołka wydostać. Ciężko im pomóc – bezdomność to nie nawyk, raczej styl życia. W nim wszystko ma już swój porządek. Świat wypełniony biedą, ludzkimi spojrzeniami i komentarzami. Litością, niechęcią, reakcjami z ich perspektywy trudnymi do przewidzenia. To życie, które jest spacerem od ławki do ławki. Ciągłe poszukiwanie – dobra w ludziach i siły w sobie. Choćby po to, aby przebiedować kolejny dzień.

Wejście w interakcję z człowiekiem, który nie ma gdzie wracać i utracił życiowe aspiracje nie należy do prostych. Czujemy się niepewnie, my mamy gdzie mieszkać i do kogo zadzwonić. Jesteśmy też świadomi, że każdy z nich (bezdomnych) ma swoją historię i talenty, które porzucił. Potwierdza to wypowiedź, którą przytoczę: Wiesz… Z rzeczy zaskakujących – jest w Krakowie taki pan, nie jestem pewna czy bezdomny, raczej tak. Wieczór, klub karaoke, on, niepozorny, ale z mikrofonem w ręku…  No cóż – dostał owacje na stojąco. Talent też czasem zakłada postać bezdomności…

Poruszyła mnie też w ostatnim czasie historia zasłyszana pod jednym z polskich akademików. Koleżanka wynajmująca tam pokój opowiadała, że w śmietniku zadomowiła się grupka osób bezdomnych. Widać było, że to pijaczkowie. Z racji tego, iż niektórzy mieszkańcy ich dokarmiali, dając jakieś drobne, panowie niechętnie myśleli o wyprowadzce. To byli tacy nieszkodliwi żule, całkiem sympatyczni w swojej życiowej nieporadności. A administracja akademika napisała kartkę o tym, że zadomowił się u nich „margines społeczny”, zdemontowała ławki, kazała nie dawać tym osobom jedzenia ani pieniędzy. To, że próbowali się ich pozbyć nie dziwiło, w sumie było nawet całkiem zrozumiałe.

Po przemyśleniu całej sytuacji pojawia się jednak pytanie, czy ludzi można określać hasłami „nie dokarmiać” i „margines społeczny”? To nie musiało zostać napisane wprost, studenci to inteligentna grupa osób. Niby tylko kartka papieru, kilka wydrukowanych liter, nic nadzwyczajnego. Jednak… Czy można używać takich słów? Czy o to chodzi w kulturze wysokiej, aby spoglądać z wysoka? Podzielić społeczeństwo na ludzi i margines, dla którego niespecjalnie jest miejsce?  Z. wypowiada się krótko: Jakiś szacunek należy się każdemu. To przecież ludzie, każdy z nich miał swoją drogę do tej ławki; może wydeptanie całej ścieżki nie było jego wyborem?

Z ulicy

Ktoś śpiący na reklamówce na ławce, trzymający ją tak kurczowo, jakby była najcenniejszą rzeczą, jaką posiada, bo… tak jest.

Trzech meneli na ogrzewanym przystanku, z którego wyszli wszyscy czekający na autobus.

Pan z włosami zgarniętymi w kucyk podchodzi do mnie i mówi wprost, że nie będzie ściemniał, że potrzebuje na chleb. Z rozbrajającą szczerością stwierdza, że to już ten czas w ciągu dnia – trzeba się napić. Właściwie potrzebuje tylko złotówki, moneta za monetą – jeśli mu nie pomogę, to spoko. Doceniam szczerość.

Mężczyzna nieoczekiwanie podchodzący w parku, kiedy rozmawiam z kolegą. Uśmiecha się i pyta, co dziś u nas słychać. Nie chce pieniędzy, interesuje go jedynie chwila rozmowy.

Historia mojej koleżanki, która opowiadała o porzuconym na przystanku bochenku chleba, jakby „czekającym” na kogoś, kto zabierze go do domu. Sytuacja, kiedy parę miesięcy później, czekając na autobus, widzę pszennego precla leżącego w śmietniku…

Starsze małżeństwo spotkane pod Lidlem, mówiące z zawstydzeniem, że nie ma pieniędzy i prosi tylko o chleb i golonkę. Druzgocące, ale widać, że są z tym razem.

Czy życie w ich otoczeniu jest łatwe? Postawa Łukasza Wantucha pokazała, że bezdomność realnie przeszkadza. Ale co konkretnie? Na pewno zapach, bardziej naturalistycznie – smród. Nie tylko fizyczny, chodzi też o zapaszek bezradności, który z sobą noszą. Dosłownie i w przenośni. Przeszkadza też, że sikają w MPKu, zwłaszcza jak usiądzie się na takim miejscu, nie wiedząc, że już zostało zaznaczone. Zaczepiają, będąc pod wpływem alkoholu, bywają przy tym nachalni. To nieprzyjemne.

Jednak mi najbardziej przeszkadza, że w 90% przypadków raczej nie można im pomóc, bo oni tego nie chcą. Kupienie bułki za 40 groszy w Biedronce to gest, ale pomaga tylko przebiedować dzień. Wiem – wybrali. W pewnym momencie zdecydowali się na wegetację i tak trwają, jakby bez nadziei na przyszłość.

I., która opowiedziała mi o ostatniej z wymienionych sytuacji, po tym jak pomogła, miała potrzebę serca zapewnić tych ludzi, że Bóg ich bardzo kocha. Czuła, że nie ma sytuacji bez wyjścia, jednak odejście w swoją stronę było dla niej ciężkie. Po ludzku ten incydent i bieżąca pomoc nie zapewniły żadnego długotrwałego efektu. To chyba najtrudniejsze w doraźnej pomocy osobom bezdomnym.

Realna pomoc

W czerwcu było mi dane odwiedzić Schronisko św. Brata Alberta w Rzeszowie. Można tu znaleźć pomocną dłoń, a nawet kilka par. Jak czułam się, wchodząc na teren placówki? Na pewno trochę niepewnie, czułam się taka… wystrojona. Mimo że ubrałam się raczej normalnie. Jedynym intrygującym elementem mógł być trzymany w ręce notes i długopis. Jak było? Wartościowo, bez wątpienia. Doświadczyłam serdeczności i otwartości, łatwości w mówieniu o tym, co trudne. W przeprowadzonych rozmowach nie było miejsca na tabu. Szczególnie spodobało mi się to, że każdy, kto przekracza próg Schroniska, jest Panem i Panią, bez względu na to, czy przyniósł z sobą wszy. Nie ma też znaczenia, od jakiego czasu nie brał kąpieli. To po prostu dom.

Witam się z ks. Piotrem Potyrałą, dostaję filiżankę kawy, rozmawiamy. Na wstępie pytam, czy jeśli dorzucam 2 złote do kubeczka, to pomagam. Może odznaczam się w tym dużą naiwnością. Odpowiedź jest mocna, to cytat, którym kieruje się w życiu mój rozmówca: Jeśli nigdy nie dałeś się naciągnąć, to może nigdy nikomu nie pomogłeś. W milczeniu patrzę na kolejne z pytań… Zagaduję wreszcie o „klucz” do stworzenia relacji z osobą bezdomną. Ks. Piotr kładzie szczególny nacisk na to, że każdy bezdomny to Osoba. Co za tym idzie – należy zachować ich godność. Trzeba ją uszanować, to fundament. Jednak czasem trzeba też „huknąć”, być ostrym w wyrażaniu prawdy i nie bać się racjonalnie rzucić nią w oczy. To konieczne ze względu na to, że osoby bezdomne często wypierają zewnętrzny, obiektywny ogląd swojej sytuacji.

Rozmawiamy też o tym, że patrząc z naukowej strony, czasem na siłę tworzona jest tzw. narzucanka poprawności, która stwarza pewną sztuczność. W podręcznikach i na konferencjach naukowych nie mówi się o tym, że część z tych ludzi ma lewe ręce do roboty. Nie wypada też na głos powiedzieć, że wśród bezdomnych znajdują się osoby, którym często nie chce się nic. Przebywanie i praca z nimi jest trochę jak wychowanie – dając zbyt dużą swobodę i zapewniając akceptację zamiast uczyć i pomagać, niczego nie zmieniamy w ich podejściu do świata.

Pracownik socjalny, kierujący osobę potrzebującą na Jana Styki 21, ma swoją siedzibę na Kochanowskiego. To miejsce znajdujące się taktycznie tuż obok izby wytrzeźwień. Z osobą bezdomną spisuje się kontrakt, stanowiący coś w stylu umowy. Co zawiera w sobie kontrakt socjalny? W skrócie: „brak bierności”. Długotrwała bierność może skutkować wyrzuceniem, przynajmniej taką stawia się alternatywę. Prawda jest taka, że tych osób nikt nie wyrzuci, jeśli tylko pozostaną trzeźwe. Kontrakt zobowiązuje do podjęcia terapii, jeśli mamy do czynienia z osobą uzależnioną. W innych przypadkach jest to zobowiązanie do odbycia kursu, stażu; chodzi o aktywizację, pokazanie możliwości jakiegokolwiek rozwoju. Często trzeba o takich ludzi zawalczyć, bo sami nie mają takich aspiracji. Następnie kieruje się je do Schroniska. Skutkuje to wypłacaniem w miesięcznych ratach pieniędzy na utrzymanie w placówce. Mieszkanie, jedzenie, to wszystko kosztuje…  Za pobyt osób bezdomnych w Schronisku płaci Gmina Miasto Rzeszów.

Schronisko od noclegowni różni się tym, że zapewnia miejsce na dłużej niż jedną noc. Można tam zostawić rzeczy osobiste, dostać własną szafę i łóżko. Chociaż, szczerze mówiąc, rzadko praktykuje się pozostawienie swoich ubrań. Przeciwdziałając wszawicy, zabieramy im to, w czym do nas przychodzą, dostają komplet ubrań  z magazynu. Mamy dla nich rzeczy nowe, używane. Na wstępie skrapiamy ich też płynem na wszy, strzyżemy – relacjonuje Pani Renata. Jeśli można mówić o motywacji wśród osób bezdomnych, to na pewno część z nich docenia pieniądze, wiążące się ze świadczeniem socjalnym. Pierwszy miesiąc to 380 złotych do ręki, następnie świadczenie zwiększa się do kwoty 760 złotych. Najistotniejsze dla osób bezdomnych jest to, że świadczenie jest wolne od obciążeń komorniczych, nie można „zabrać im tych pieniędzy”. To jedno z niewielu takich świadczeń.

Bezdomni nie są oddzielną klasą. Szkoda, że czasem o tym zapominamy. Wrzucamy wszystkich do „jednego worka”. Nie zastanawiamy się nad tym, że bezdomny i żul to nie zawsze to samo. Patrząc z bliska, widać, że wśród nich mamy cały przekrój społeczeństwa. To zagubione jednostki, nie gorsza klasa. Wśród nich są artyści, ludzie z wyższym wykształceniem. Są też osoby uzależnione, roszczeniowe, zgorzkniałe, niepełnosprawne – jednak na tyle „lekko”, że DPS nie ma dla nich miejsca.

Niepełnosprawni raczej nie sięgają po %%, po prostu są niezaradni życiowo. Trzeba iść z nimi do urzędu, lekarza, realnie zapewnić opiekę; sami się o siebie nie zatroszczą. Funkcjonują jak dzieci. Pytam, czy niepełnosprawność w przypadku osób, które nie łapią się na DPS, jest wrodzona. Dowiaduję się, że niekoniecznie. Może być skutkiem wcześniejszego uzależnienia, które zostawia swój ślad, zwłaszcza jeśli mieszało się alkohol z lekami. Po co? Podobno to „zwiększa doznania”.

Statystyka uzależnień wśród mężczyzn, którymi zajmuje się Schronisko w Rzeszowie, pokazuje, że około 80% z nich jest uzależniona od alkoholu. Czy to żule? Zdarza się, ale aby zatrzymać się w Schronisku, muszą być trzeźwi – jeśli istnieje choćby podejrzenie bycia pod wpływem, po przebadaniu alkomatem muszą opuścić placówkę. Taka jest zasada.

To ludzie obciążeni, nie tylko psychicznie. Mają na sobie łachmany, a prawnie i finansowo – ciągną się za nimi długi. Swoją sytuację komentują słowami: co ja będę pracował, przecież zabiorą mi na alimenty. Tutaj mają miejsce do spania, jedzenie, nawet rozrywkę albo jej namiastkę. To im wystarczy. Coś motywuje? Może czasem nowy rozdział, ale bądźmy realistami – częściej świadczenie socjalne. Kiedy pytam o wyjście ze Schroniska, takie realne, ale też trochę metaforyczne, niekoniecznie przez drzwi, słyszę westchnięcie. Rozumiem, że to wiąże się z dłuższym pobytem, zmianą myślenia, trzeba naprawdę tego chcieć. Bardzo rzadko boli ich problem alkoholowy, zaprzeczają jego istnieniu, podczas gdy my widzimy to naprawdę wyraźnie. Po ludzku rani ich odrzucenie przez rodzinę, czują się skrzywdzeni, ale problemem jest to, że lubią obwiniać – innych, rzadko siebie. Nie widzą ciągu przyczynowo-skutkowego.

Psycholog, terapia, opieka duchowa – wiara,  to trudne. Tym bardziej w takim miejscu. Jednak okazuje się, że istnieje niewielka, ale stała w składzie grupa. Faceci w słusznym wieku, śpiewający, czytający teksty z Pisma Świętego. To… ujmuje, kiedy widzi się tę systematyczność. Chociaż żaden z nich nie jest kryształowy. Może… daje im to siłę, może uspokaja – to jak z wiarą zwykłych ludzi, dla każdego jest tematem bardzo osobistym. W powietrzu unosi się charakterystyczny „zapaszek”, ale oni są tam z potrzeby serca, to, że nie pachną kwiatami, nie ma znaczenia.

Skarbem osoby bezdomnej jest ubranie i to, co nosi przy sobie. Jednak ważniejszą wartość stanowi dla nich stworzenie relacji, świadomość, że ktoś popatrzy na nich po ludzku, jak na Osobę, nie tylko jak na margines. Pani Renata zwraca uwagę na to, że w społeczeństwie ludzie też mają etapy „tułaczki”. Przecież każdy z nas ma w życiu zakręt. Jeśli człowiek nie będzie pracował, robił czegoś każdego dnia, zaczyna mocno w siebie wątpić. Kolejny etap to trauma, w pewnym momencie traci się wolę walki, to ludzkie. Posiadając wsparcie, łatwiej pokonać ten trudny odcinek. Ktoś w nas wierzy, jest. Bezdomni tworzą swoje hierarchie w miejscach pobytu. Zakładają grupki, wchodzą w relacje; to takie społeczne, normalne, a jednak mnie zaskoczyło. Ktoś się „trzyma”, więc awansuje z mniej licznego pokoju do bardziej kameralnych warunków. Innym razem wypadasz. Znowu zaczynasz więc od noclegowni, nie możesz zostawić swoich rzeczy. Zresztą – kiedy „idziesz w długą”, to średnio potrzebne jest posiadanie czegoś, co ci ciąży. Nie przywiązują się do rzeczy materialnych, to nie ich styl życia. Każda rzecz, do której masz sentyment, w pewnym momencie staje się balastem. Przecież musisz ciągle o tym pamiętać, to uciążliwe. Ujmuje w nich brak tematów tabu. To jednostki, które sięgnęły swojego dna – jeśli chodzi o relacje, uzależnienie, osobiście… Od każdego z nich zależy tylko, kiedy otworzą się ze swoją historią na świat. To ludzie świadomi swojej słabości. Cenią, kiedy ktoś ich zauważy i doceni. Ogólnie bywa, że zamienione dwa zdania potrafią zdziałać więcej niż trzy godziny terapii.

Zwalczanie bezdomności? No cóż, nie czarujmy się. To taka walka z wiatrakami… Zaczyna się od wizyty na Kochanowskiego, następny punkt to noclegownia, gdzie wiedzą, że noc mają zabezpieczoną, a dzień nie należy do nich. Kiedy dostają miejsce w Schronisku, jest ok, chwilę się starają. Później łapią cug, lecą w miasto i… cała procedura zaczyna się od nowa.

Schemat powrotu ze Schroniska na ulicę zależy w dużej mierze od pogody. Jeśli warunki są sprzyjające, można zanocować „pod chmurką”, bezdomni chętnie wybierają tę opcje. Długość „wychodnego” zależy też od tego, ile każdy z nich ma siły. Wracają trochę jak syn marnotrawny, czując, że Schronisko to ich quasi-dom. Dobre miejsce, z którym w pewien sposób się utożsamiają. Przyznają, że pierwszy raz tutaj, pierwsza procedura jest trudna. Nazwa bardzo razi, warunki średnio pasują, jednak to dobre wyjście, jeśli nie chce się spać na ławce.

Zastanawiało mnie jeszcze, czy bywa tak, że ktoś młody trafia na ulicę i na niej tkwi. Okazuje się, że nie. Zazwyczaj to etap, istnieją trzy drogi. Znajduje się quasi-miłość – kąt i schronienie. Opcja druga to wyjście na ulicę, aby żebrać. Jednak dla młodych to „obciach”. Trzecia alternatywa to owiany tajemnicą blok o nazwie „Sajgon”. Taka patologia z przytupem.

Pytam również, co z tymi „wzorowymi mieszkańcami” Schroniska. Przecież nie jest ono docelowym, dożywotnim miejscem pobytu. Wydaje mi się przykrym fakt, że ludzie, którzy już nie piją i są „czyści”, rzadko decydują się na powrót do rodziny. Wiedzą, że ona gdzieś tam jest, ale nie czują się już godni. Uchodzą za wzory w zaciszu ścian Schroniska, pozostając w świadomej izolacji nowego domu. Jednak nie każdy chce tu zostać. Bywają przypadki niosące nadzieję.

Historia, którą przytoczę, udowadnia, że warto wierzyć i kurczowo trzymać się obranego celu. Przejdźmy do konkretów. Kochająca się rodzina, która uczciwą pracą zarabia na godny byt, traci stabilizację finansową. Piekarnia, którą prowadzili, upada, a oni toną w długach. Chleb to dla nich symbol, kiedyś definiujący codzienność i naturalny wybór każdego człowieka. Są zdezorientowani, to coś, na co zawsze był popyt. Branża piekarnicza okazała się jednak okrutna wraz z przyjściem mody na bycie fit. Zmieniło się myślenie społeczeństwa i zapotrzebowanie na pieczywo spadło. Podkreślam, że to była naprawdę dobrze prosperująca piekarnia. Rodzina liczyła cztery osoby, standardowo – mąż, żona i  dwójka dzieci. Z zadbanego domu wszyscy  trafiają na ulicę. Dzieci pozbawione są dobrego startu, ciężka sytuacja, szczególnie psychicznie. Zamiast się tułać, przyszli do Towarzystwa św. Brata Alberta. Tu jednak musieli zostać rozdzieleni. Tłumaczyłam wcześniej fakt, że kobiety i mężczyźni mają oddzielne siedziby, dla ich dobra. Postanowili przeczekać półtora roku w takich warunkach, jakie Schronisko mogło im zapewnić. Ich córka została umieszczona w internacie, ponieważ kończyła jeszcze szkołę. Kiedy zdała maturę, wszyscy wyjechali za granicę, aby zarobić na nowy dom. Pani Renata nie wie dokładnie, co dzieje się z nimi teraz, jedynie podejrzewa, że wszystko jest dobrze. Mówi, że byli to ludzie o głębokim przywiązaniu do rodziny i pracy. Dla nich cała sytuacja stanowiła chwilową przeciwność, trud, który należało poświęcić w imię lepszego jutra. Kryzys udowodnił im, że są bardzo silni, szczególnie w obliczu problemów.

Opisane przeze mnie sytuacje i ludzie to tylko wycinek historii, którymi chciałabym móc się podzielić. Po wizycie w Schronisku św. Brata Alberta i rozmowie z jego kadrą pomyślałam, że fajnie byłoby raz na jakiś czas zorganizować wyjścia na Jana Styki 21. Może znajdzie się kilka osób, które raz w miesiącu przyjdą, zaśpiewają, poczytają poezję, fragment książki, pokażą zdjęcia miejsc, które odwiedzili, opowiedzą o swoich pasjach? Tak po ludzku czymś się podzielą. Fajnie byłoby zrobić coś dobrego dla tych, którzy nie mają nic własnego. Dać realny przykład, że budujemy nasze jutro, zaczynając od dziś. Może… jutro jedna zajęta dotąd ławka stanie się pusta?

Całkowita likwidacja bezdomności nie jest możliwa. Pojawią się osoby takie jak pan Stefan, mówiące filozoficznie, że jemu na tej ławce jest dobrze i to jego wybór, nawet w zimie. Mają do tego prawo. Są też placówki i instytucje wspierające osoby, które dostrzegają swoją nieporadność życiową i chcą coś zmienić. Są ludzie starający się nakierować takie osoby na lepsze ścieżki i pokazać lepsze wybory. Natomiast my, jako ludzie młodzi, możemy zaangażować się w doraźną pomoc i wywołać choćby jeden uśmiech.

Aktywizacja

Dziękuję za okazane mi serce i czas ks. Piotrowi Potyrale i P. Renacie Dul. Dziękuję każdemu, kto podzielił się ze mną swoimi refleksjami i sytuacjami, w których brał udział, a także Osobom, które podesłały mi materiały naukowe mimo trwającej wówczas sesji egzaminacyjnej.

Ludzie chętni do współpracy ze Schroniskiem im. św. Brata Alberta mogą kontaktować się ze mną drogą mailową na adres amandamoskal98@gmail.com. Róbmy dobro!

 

 

 

Oświadczenie „Zupy na Plantach”: https://www.deon.pl/wiadomosci/polska/art,31141,zupa-na-plantach-nie-pozwolimy-usunac-bezdomnych-z-.html.

Link do strony rzeszowskiego schroniska dla bezdomnych:  https://www.bratalbert.rzeszow.pl/schronisko-dla-bezdomnych-mezczyzn-w-rzeszowie/.

 

 

absolwentka PWTW w Warszawie studentka IV roku prawa UR reporterka StudentURa.tv

Dodaj komentarz