Wywiad

Na sygnale

Dzień Ratownictwa Medycznego obchodzimy 13 października. Choć do tej daty jeszcze bardzo daleko, uznałam, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby już teraz porozmawiać z jednym z tych ludzi, którzy, często narażając samych siebie, ratują życie innym. O nietypowych wezwaniach i równie nietypowych sposobach  na stres związany z pracą opowiedział mi Bartosz, ratownik medyczny Państwowego Ratownictwa Medycznego w Przemyślu. 

Marzena Piejko: Co takiego jest w pracy ratownika medycznego, że podjąłeś się tego zawodu?

Bartosz: Chęć pomocy ludziom. Wszystkim. Niezależnie od wieku czy koloru skóry. Po prostu.

M.P.: Ratownictwo medyczne to dla Ciebie praca czy powołanie?

B.: Powiem szczerze, że z biegiem czasu, wraz z kolejnymi przepracowanymi latami dochodzę do wniosku, że przestaję traktować swój zawód jako pracę, a zaczynam pojmować właśnie jako powołanie. To także mój sposób na życie. Lubię to.

M.P.: Jakie emocje towarzyszą Ci podczas akcji? Co wtedy przeżywasz?

B.: Każdy wyjazd jest inny – czy to do zachorowania, czy do zdarzenia. I każdemu z nich towarzyszą inne emocje. Za każdym razem jednak czuję mobilizację do podjęcia akcji ratowniczej. Przed przybyciem na miejsce układam w głowie taktykę działania, choć nie zawsze oczywiście da się przewidzieć, co dokładnie zastanie się po przyjeździe. Czuję podniesiony poziom adrenaliny w organizmie.

M.P.: Jak wiadomo, w takim zawodzie często ma się do czynienia ze śmiercią, z nieudanymi akcjami. Jak sobie z tym radzisz?

B.: Ktoś kiedyś powiedział, że są narodziny i jest śmierć. Stanowi ona nieodzowny element naszego życia i w ratownictwie trzeba się tego trzymać. Nie mogę jednak powiedzieć o przyzwyczajeniu się do niej, bo w moim przypadku nie wchodzi to w grę.

M.P.: Często można spotkać się z dość brutalnym stwierdzeniem, że ratownik przeżywa jedynie pierwszą śmierć pacjenta, a reszta to już tylko statystyki. Jak jest naprawdę?

B.: Każda śmierć przeżywana jest jednakowo, tak samo jak każdy wyjazd. Fakt, długo miałem przed oczami tę pierwszą, lecz z biegiem czasu nauczyłem się z tym żyć i w pewnym sensie podchodzić do tego naturalnie.

M.P.: Pamiętasz swój pierwszy wyjazd do pacjenta?

B.: Bardzo dobrze.

M.P.: Bo?

B.: Bo to był wyjazd do człowieka, który się powiesił.

M.P.: Pierwszy raz i od razu zostałeś rzucony na głęboką wodę. Nieczęsto chyba zdarzają się takie wezwania? Do jakich przypadków jeździcie najczęściej?

B.: Większość wyjazdów jest do zachorowań z powodu stresu, nadciśnienia czy cukrzycy. Najczęściej u osób starszych.

M.P.: Podzielisz się jakąś najzabawniejszą akcją?

B.: Dostaliśmy zgłoszenie. Uraz głowy. Mężczyzna pod wpływem alkoholu. Gdy dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy poszkodowanego zapakowanego do wózka na zakupy z Biedronki 😉

M.P.: A najbardziej nietypowy przypadek?

B.: Dostaliśmy wezwanie za miasto. Okazało się, że poszkodowana osoba znajduje się w starej studni na wodę, na głębokości ok. 5 m. Z racji dużej odległości od miasta nie było czasu na wzywanie Straży Pożarnej. Zdecydowałem więc, że wyciągniemy mężczyznę sami. I zrobiliśmy to! To dzięki temu, że na podstacji mam swój sprzęt do wspinaczki i często zabieram go ze sobą. Przydaje się!

M.P.: A jak to jest ze studentami? Często macie wezwania na przykład na imprezy studenckie?

B.: Jeśli chodzi o studentów, to zdarza się, że zabezpieczamy juwenalia czy inne imprezy okolicznościowe, np. studniówki. Przy tego typu wezwaniach najczęściej mamy do czynienia z urazami głowy spowodowanymi pobiciami lub zesłabnięciami pod wpływem alkoholu czy środków odurzających.

M.P.: A zdarzają Ci się fałszywe wezwania? Jak na takie reagujecie?

B.: Zdarzają się. To zwykły brak odpowiedzialności. Tracimy cenny czas na dojazd. Często jedziemy na sygnale, z dużą prędkością, narażając przecież i własne życie. To bardzo przykre.

M.P.: Często można też usłyszeć, że karetka to darmowa taksówka…

B.: Nasze społeczeństwo nie odróżnia Pogotowia Ratunkowego, które zajmowało się wypisywaniem recept oraz przewozem pacjenta do szpitala, od obecnie działającego PRM, czyli Państwowego Ratownictwa Medycznego, które w myśl ustawy wyjeżdża w celu bezpośredniego ratowania zdrowia i życia ludzkiego.

M.P.: Społeczeństwo często też nie zdaje sobie sprawy, jak ważne jest tworzenie korytarza życia…

B.: To prawda. A to bardzo ważne, aby szybko i sprawnie dojechać do poszkodowanego.

M.P.: Zabierasz swoją pracę do domu?

B.: Był taki okres, że faktycznie zabierałem pracę do domu. Ale już od dziewięciu lat zostawiam ją przed drzwiami. Bo mój dom jest moją twierdzą. Tam toczy się tylko życie prywatne.

M.P.: Czym się więc interesujesz w życiu prywatnym?

B.: Łowię ryby, jeżdżę z rodziną na wycieczki rowerowe, uprawiam sporty walki…

M.P.: Jakie?

B.: Kyokushin, krav magę, Jeet Kune Do.

M.P.: Dość nietypowe! I jednocześnie bardzo ciekawe! Rozumiem, że to też odskocznia od pracy?

B.: Jak najbardziej!

M.P.: Dziękuję w takim razie, że zgodziłeś się odpowiedzieć na kilka moich pytań. I życzę samych szczęśliwych wyjazdów!

B.: Również bardzo dziękuję i pozdrawiam wszystkich Czytelników „Nowego Akapitu”.

Studentka I roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Redaktorka w Feniks.fm. Kocha życie i czerpie z niego pełnymi garściami. Czyta wszystko, co wpadnie jej w ręce - od Stephena Kinga począwszy, poprzez Ryszarda Kapuścińskiego, a na etykietach produktów żywnościowych skończywszy :) Muzyka to coś, bez czego nie wyobraża sobie relaksu w zaciszu swojego pokoju albo na spacerach. Lubi potańczyć przed lustrem i dobrze zjeść :)

Dodaj komentarz