Parę słów o stereotypach, czyli jak nas widzą, tak nas widzą
Stereotypy zawsze były czymś, co emocjonowało ludzi, wszak to na ich podstawie tworzymy obraz świata, oceniamy innych. Co więc myślą o nas nasi południowi sąsiedzi?
Kwestia czeskich i słowackich stereotypów jest w Polsce o tyle ciekawa, o ile nieznana. Kiedyś już wspominałem, że mało nas interesują „Pepiki” i nie poświęcamy im szczególnie wiele czasu. Gdyby zadać Polakowi na ulicy pytanie, co wie o Czechach, może by coś tam po pewnym czasie wyjąkał: że Praga ładna, że w ’68 wjechaliśmy do nich czołgami, że lubią piwo. Młodsi skojarzyliby może bardzo popularny czeski rockowy zespół Kabát. I to by było na tyle. Skoro więc o Czechach wiemy tyle, co nic, to co dopiero o Słowacji?
Ale jakoś trzeba o niej mówić. Więc poszliśmy po linii najmniejszego oporu i zrobiliśmy ze Słowaków „Pepików mniejszych”. I uznaliśmy, że to po prostu mniejsze i biedniejsze Czechy, że język niemal ten sam, że też lubią grać w hokeja i robią niezłe piwo. Mieszkańcy Podkarpacia czy Małopolski, którzy mają za granicę rzut beretem, dodaliby jeszcze, że popularny jest tam smażony ser z frytkami i Kofola, którą zwozi się do kraju całymi zgrzewkami.
Mam dość duży dystans do swojego wykształcenia i spraw tego typu, dlatego nie będę teraz tego prostował. Nie będę się rozwodził nad tym, jak bardzo się mylimy, spłaszczając Czechy i Słowację, i jak wygląda rzeczywistość. To temat rozległy i warty osobnej notki. A jak widzą nas Słowacy?
Pierwszy, główny, tytułowy stereotyp Polaka na Słowacji to Polak-sprzedawca. Nie, nie taki w garniturze, z komputerem pod pachą, oferujący produkty najnowszej generacji czy drogie samochody. Otóż według Słowaków typowy Polak spędza połowę życia na obskurnym bazarze, handlując tandetnymi urządzeniami i podrabianymi ciuchami i szukając wszędzie sposobu na zarobek i oszukanie klienta. To zabawne, że Polacy tak właśnie widzą ludność cygańską, której śladowe ilości można tu i ówdzie spotkać. Nie jest to stereotyp ani miły, ani przyjemy. Za to jest bardzo żywy i z grubsza ok. 40% Słowaków święcie wierzy w to, że Polska to jeden wielki Stadion Dziesięciolecia.
Nie wierzycie? Kilka lat temu czeski oddział T-Mobile zrobił reklamę, w której posłużył się tym właśnie stereotypem. Polak wciska Czechowi „supertelefon”, który niszczy się po paru sekundach, po czym sam znika niezauważony. Spotkało się to z dużym rozgłosem, protestem ambasady i późniejszymi przeprosinami. Ale niesmak w ustach pozostał. Zresztą, zobaczcie sami: LINK
Kolejny stereotyp dotyczy może nie samych Polaków, ale Polski. A dokładniej jakości naszej żywności.
Jakoś tak się złożyło ostatnimi czasy, że w Czechach i na Słowacji wybuchło parę afer związanych z polskim mięsem i polskimi produktami. Nie chodzi tylko o sławną aferę z solą drogową sprzedawaną jako sól spożywcza. Co rusz napływają komunikaty, że a to zarażone mięso z Polski, a to zepsute owoce czy warzywa. Nazbierało się tego tyle, że od paru lat każdy Słowak święcie wierzy w fakt, iż polskie jedzenie jest najgorsze na świecie a kto kocha życie, powinien się od niego trzymać z daleka. Doszło do tego, że polskie sklepy przy granicy ze Słowacją upadły.
Jakiś czas temu wracałem do Polski BlaBlaCarem ze Słowakiem, który mieszka od kilku lat w naszym kraju. Opowiedział mi historię, jak to kiedyś wiózł do Polski jedną słowacką studentkę, która wybierała się do nas na Erasmusa. Ogólne wrażenia i nastawienie miała pozytywne, bardzo się jednak bała… naszego jedzenia. Pytała, gdzie on kupuje, jak żyje bez mięsa (Słowacy są przekonani, że 100% polskiego mięsa to coś niejadalnego i tylko my jesteśmy w stanie je spożywać) i generalnie poprosiła go o survivalowe rady typu „jak przeżyć pół roku bez jedzenia”. Powiem szczerze, że o ile stereotyp polskiego sprzedawcy-tandeciarza bardziej mnie bawi niż smuci, to ten stereotyp zwyczajnie mnie wkurza. Zwłaszcza że wiele polskich produktów nie ma sobie równych na świecie.
Ale żeby nie było, że jest tylko źle i smutno – Słowacy (Czesi zresztą też) zawsze uważali nas za wielki kraj. Może z trochę przerośniętym ego i zbyt wielką skłonnością do mitomanii, ale jednak coś w Europie znaczący. Faktycznie, przy 5,5-milionowej Słowacji jesteśmy gigantem. Nasi południowi sąsiedzi Polaków uważają za naród „do zadań specjalnych”. Mawia się tu czasem, że jak czegoś nie da się zrobić, to należy dać to Polakowi – on zrobi. Starsze pokolenia, które odwiedzały kiedyś Polskę, często wspominają o tym, jak szybko i pięknie zdołaliśmy odbudować swój kraj po wojnie. Wielu twierdzi, że jesteśmy jedynym narodem na świecie, który jest w stanie, po tak burzliwych minionych wiekach, jeszcze istnieć w tym samym miejscu. A to już bardzo wielkie słowa i zawsze robi mi się cieplej na sercu, kiedy je słyszę.
Gdybyście jednak pytali o Polskę przypadkowych przechodniów, najczęstszą odpowiedzią, jaką usłyszycie, będzie coś w rodzaju: To taki sam kraj, jak nasz, tylko większy. Większe miasta, więcej ludzi, ale w gruncie rzeczy nie różnimy się tak bardzo. I tym pojednawczym akcentem stawiam kropkę.