Social media, czyli sposób na „fajność”
Kiedyś pokaźna kolekcja kapsli lub pocztówek. Dziś? Prawo bytu ma tylko okazały zbiór serduszek na Instagramie, dzięki którym ich posiadacz cieszy się ogromnym szacunkiem i poważaniem.
Zamiłowanie do muzyki na tyle silne, że motywuje do gry (nie brzdękania – gry!) na gitarze? Okej, ale nie obędzie się bez specjalnego kanału na YouTubie: No co, mam tworzyć dla samego siebie? Lepiej zbierać subskrypcje i komentarze. Może podróże? Te „najfajniejsze” kończą się najczęściej podziwianiem widoków wyłącznie poprzez obiektyw lustrzanki. Po wizualnej uczcie przychodzi pora na selekcjonowanie zdjęć najbardziej nadających się do publikacji na Facebooku: Znajomi muszą przecież widzieć, jak wspaniale się bawiłam, prawda? Przygarnięcie psiaka, który wydaje się być bezpański i zaniedbany? Naturalnie! Najpierw trzeba go nakarmić i wykąpać. Później zabrać do weterynarza, a gdy wrócimy do domu – oswoić… oczywiście z aparatem: Zdjęcie z hasztagiem #adoptdontshop na pewno spodoba się moim followersom.
Życie na pokaz. Przywdziewanie wiecznie uśmiechniętej, młodej, niezmęczonej maski. Wszechobecne polubienia i „zaserduszkowania” – tylko dla tych, którzy się spodobają. Reszta, mniej zorientowana w technicznych nowinkach, nieco cichsza i introwertyczna (czyli nudziarze i sztywniacy), odpływa z falą hejtu. Odpływa daleko od cotygodniowego „shoppingu”, dyskotek, libacji, a co najgorsze… od lusterka w klubowej toalecie (sacrum każdej przebojowej niewiasty), gdzie odbywa się rytualne generowanie zdjęć typu „selfie” (de facto najintensywniej lajkowanych).
Wiele osób chce wiedzieć, co zrobić, by figurować na liście ludzkich bestsellerów. Wydaje mi się jednak, że lepiej być mniej „poczytnym” klasykiem dla wyrafinowanego odbiorcy niż rarytasem dla wszystkich. Dlatego zalecam (mimo iż nie jestem reklamowym lekarzem, który może szybko wypisać receptę) zachować zimną krew, jeśli Twoje konto na Instagramie nie jest śledzone przez pół miliona osób, a zdjęcie profilowe nie ma co najmniej dwustu polubień. Każdy bowiem wie, że social media niewłaściwie stosowane (a zwłaszcza przedawkowane!) zagrażają życiu i zdrowiu 🙂