Artykuł

„Tutaj przychodzi się, by żyć”, czyli hospicjum z bliska

Hospicjum kojarzymy głównie z żonkilami, akcjami charytatywnymi i śmiercią. A w tym miejscu przede wszystkim tętni życiem. I czuć unoszący się od progu zapach domowego obiadu.

Na Podkarpaciu ośrodków zapewniających opiekę hospicyjną jest zaledwie kilka. A osób wymagających stałej pieczy – o wiele więcej. W Centrum Medyczno-Charytatywnym Caritas w Krośnie na ogół przebywa 48 pacjentów, bo tyle wynosi maksymalna liczba przyjęć. Prawie tyle samo chorych oczekuje na miejsce w hospicjum stacjonarnym lub zakładzie opiekuńczo-leczniczym, czyli placówce, do której trafiają pacjenci po zakończonym leczeniu, którym stan zdrowia nie pozwala na samodzielne funkcjonowanie.

Oprócz strefy opieki całodobowej w budynku Centrum mieszczą się również dział rehabilitacyjny, zaplecze gospodarcze i kaplica. Bo choć wiara absolutnie nie jest warunkiem przyjęcia do hospicjum, pracownicy ośrodka starają się dbać o zdrowie pacjenta w każdym aspekcie. – Zachowanie dobrego stanu psychicznego pomaga pacjentom szybciej wrócić do zdrowia. Często ułatwia również przyjąć cierpienie – twierdzi ks. Marek Zarzyczny, dyrektor krośnieńskiego hospicjum od początku istnienia tejże instytucji. Zdanie księdza potwierdzają także lekarze.

Dyrektor Centrum podkreśla, że ze względu na swoją specyfikę hospicjum nie jest łatwym miejscem pracy. Pielęgniarki, lekarze, rehabilitanci, siostry zakonne, wolontariusze, a nawet kucharki – wszyscy oni codziennie muszą pamiętać, że nie posługują osobom umierającym, lecz żyjącym.

Ludzie często myślą, że hospicjum to miejsce, do którego się trafia, aby umrzeć. A tutaj przychodzi się, by żyć. Choćby przez jeden dzień. My mamy zapewnić chorym godne życie do jego ostatniej godziny. Towarzyszyć im jako ludziom żyjącym – odpowiedni sposób obchodzenia się z pacjentami opisuje ks. Marek. To bowiem właściwe podejście sprawia, że krośnieńskie hospicjum nie tylko z nazwy staje się domem dla swoich pensjonariuszy.

Między pacjentami i personelem, a także pomiędzy samymi pacjentami zawiązują się ścisłe, niemal rodzinne relacje. Chorzy, którzy widują się codziennie, mają własny slogan, czasami niezrozumiały dla gości z zewnątrz. – Wiesz, że Bronek wczoraj wyjechał? – zadaje sąsiadowi pytanie pan Zbigniew, kiedy wchodzę do ich sali. – Jak to wyjechał? – Patrzy ze smutkiem jego rozmówca, który w ten sposób właśnie dowiedział się o śmierci dobrego kolegi.

Rozmowy o przemijaniu, choć często „zakamuflowane”, nie są rzadkością w Centrum Caritas. Jednak wielu pensjonariuszom nie brakuje też poczucia humoru i zwykłego uśmiechu na twarzy, który czasem zawstydza pracowników. – My jesteśmy zdrowi, a nie umiemy się tym cieszyć – stwierdza kapelan hospicjum. – Ci ludzie pokazują nam, że można się uśmiechać i modlić pomimo niezrozumiałego cierpienia. Że zawsze można znaleźć w sobie siłę, żeby się nie załamać.

Oczywiście nie wszyscy trafiający do hospicjum wierzą w sensowność swoich doświadczeń. Dlatego dla ks. Marka najcenniejsze są momenty, kiedy mieszkańcy domu hospicyjnego ten sens odnajdują. Kiedy zaczynają wierzyć, że jest Ktoś, kto czuwa nad ich życiem.

Dodaj komentarz