Felieton

Komu to potrzebne?!

Nie tak dawno okołopiłkarski światek w Polsce żył nie tylko wyczekiwanym powrotem Ekstraklasy, ale i „aferą” związaną z reprezentantami drużyny narodowej. Sprawcą zamieszania byli dziennikarze z radia internetowego weszło.fm, którzy postanowili pobawić się w nocny telefon do jednego z kadrowiczów. Padło na znanego z rozrywkowego podejścia do życia Sławomira Peszkę. Jednak żarty tak bardzo im się spodobały, że postanowili wmieszać w nie m.in. Kamila Glika, jego żonę i Łukasza Wiśniowskiego.

Początkiem lutego w sieci wystartowało nowe radio sportowe. Założone przez Krzysztofa Stanowskiego weszło.fm, miało być czymś nowym, świeżym. W projekt zaangażowano znane w dziennikarstwie sportowym nazwiska, a fachu od nich mieli uczyć się młodzi, początkujący dziennikarze. Jednym z nich jest Samuel Szczygielski, który jest współodpowiedzialnym za zamieszanie. Prowadzący nocną audycję w weszło.fm postanowili zadzwonić o godzinie… 1:30 do Peszki. Piłkarz odebrał telefon, był jednak w trakcie imprezy. Pijany pomocnik pomylił się także w kwestii rozmówcy, myśląc, że jest nim Łukasz Wiśniowski z portalu „Łączy nas piłka”. Nie został wyprowadzony z błędu – przeciwnie, Szczygielski nakręcił karuzelę kłamstw, mówiąc: „I do Glika dzwoniliśmy to on też siedzi wiesz pijany k***wa z żoną”.

Wielka szkoda, że o tak ciekawym projekcie szybko się zrobiło głośno w negatywnym kontekście. Przykre jest też to, że młodzi dziennikarze, dostający niewątpliwie ogromną szansę na wypracowanie sobie nazwiska i pozycji, wykręcają takie numery. Jaki jest cel dzwonienia do zawodników o tej godzinie? Czym można o takiej porze „zasłynąć”? Jak wielu słuchaczy mogłoby posłuchać opinii?

Wybór pory i piłkarza wydaje się mocno tendencyjny. Sławomir Peszko nie raz miał problemy z powodu swojego podejścia do życia i wpływu na jego opinię jako sportowca. Co prowadzący chcieli osiągnąć nocnym telefonem właśnie do niego? Dlaczego nie wybrali Roberta Lewandowskiego? Dlaczego nie zadzwonili do wspominanego Kamila Glika? Budowanie swojego dziennikarskiego wizerunku poprzez sztuczne szukanie skandali jest bardzo słabym pomysłem. W ten sposób żaden sportowiec, działacz, trener czy nawet inny dziennikarz nie będzie chciał współpracować z kimś takim.

Bezmyślne zachowanie Samuela Szczygielskiego i spółki nie wyjdzie na dobre ani Peszce, ani młodym dziennikarzom. Bo z reprezentanta Polski nadal będą robić imprezowicza, alkoholika itp., a adepci dziennikarstwa (szczególnie sportowego) nie będą mieć łatwo w kontaktach z zawodnikami. Który sportowiec będzie chciał wziąć udział, nawet w „kontrolowanym”, prześmiewczym formacie, gdy nie będzie mógł zaufać redaktorowi? Czy naprawdę tego potrzeba w polskim dziennikarstwie? I czy do tego ono właśnie dąży?! Co jeżeli tak ma ono wyglądać? Byle jakie treści, sztuczny szum i „pompowanie fejmu” na  nocnych telefonach… Naprawdę tego oczekują odbiorcy?

Studentka dziennikarstwa zakochana w twórczości Quentina Tarantino. Uwielbiam kino i popkulturę. Interesuje mnie sport - nie tylko pod względem rozrywkowym, ale i dziennikarskim.

Dodaj komentarz