Recenzja

(Nie)żywa legenda

Noc. Opuszczony park. Ona i on – para nastolatków. W tle słychać żaby i cykady. Chłopak wyznaje dziewczynie miłość. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zepsuć im tej pięknej chwili. Jednak za moment wydarzy się coś niespodziewanego. Bez obaw, to tylko film. A może nie?

„Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć” – słowa mistrza dreszczowców, Alfreda Hitchcocka, znajdują idealnie odzwierciedlenie w teledysku do wielkiego przeboju Michaela Jacksona. „Thriller” to 14-minutowy film, a zarazem wideoklip do piosenki o tym samym tytule. W jego realizacji „Króla Popu” wspomógł John Landis, który odpowiadał za reżyserię. Scenariusz to wspólne dzieło Landisa i Jacksona. W rolach głównych wystąpili Michael Jackson i Ola Ray. Narratorowi głosu użyczył, znany głównie z kina grozy, Vincent Price. Muzykę skomponowali Elmer Bernstein oraz Rod Temperton.

Już sam tytuł utworu wskazuje, że nie może to być romantyczna ballada, jaką zapowiada początek teledysku. „Thriller” rozpoczyna na pozór nastrojowa scena, która, jak się okazuje, stanowi jedynie fragment filmu, oglądanego przez Jacksona i Ray. Przestraszona dziewczyna opuszcza kino, za nią podąża Michael. Wtedy widzimy, na jaką produkcję się wybrali – jest to… „Thriller”, a zagrał w nim nie kto inny, jak Vincent Price. Podczas tej sceny pierwszy raz pojawia się muzyka. Po krótkiej rozmowie pary następuje przejście do „właściwej” części piosenki. Jackson zaczyna śpiewać i prezentuje próbkę swoich niebanalnych umiejętności tanecznych. Jednak spacer pary i popisy piosenkarza przerywają niespodziewani goście…

Mroczny klimat teledysku staje się wręcz namacalny. Cała masa zombie przytłacza i powoduje, że widz nie czuje się komfortowo. To uczucie wzmacnia kamera prowadzona wokół głównych bohaterów. Napięcie i dramaturgię ujęcia potęguje zastosowanie tzw. efektu Vertigo. Dodatkowo kadr z perspektywy dziewczyny, spoglądającej na Jacksona „od dołu”, dodaje całej sytuacji dreszczu emocji. Stopniowy „odjazd” kamery i pojawiające się kolejne tańczące postacie dopełniają uczucia strachu i uwięzienia. Wtedy też widzimy już w całości choreograficzną maestrię wideoklipu. Tańczący na pierwszym planie Michael Jackson „prowadzi” hordy żywych trupów w rytm muzyki. Właśnie ta sekwencja taneczna stała się – jak pisze Adrian Szczypiński, autor recenzji „Thrillera” na portalu Film.org.pl – prekursorem świadomego kreowania formy teledysku.

Niewątpliwą zaletą klipu jest jego spójność fabularna. Widać, że pomysł na tę historię dokładnie przemyślano i dopracowano go w najdrobniejszych szczegółach. Odbiorca nie ma wrażenia, że coś zostało tam włożone „na siłę”. Dzięki temu powstał charakterystyczny obraz twórczości Michaela Jacksona. A składa się na niego nie tylko dbałość o detale, ale i efektowna, robiąca piorunujące wrażenie choreografia oraz wyróżniający się kostium głównego bohatera. Pomimo upływu ponad 30 lat stroje Jacksona z „Thrillera” nadal wzbudzają ogromne emocje i są chętnie wykorzystywane. To tylko potwierdza, jak bardzo przełomowym twórcą był Michael Jackson.

Na pochwałę zasługuje doskonały montaż, charakteryzujący się precyzyjnością i subtelnością. Świetnie oddaje momenty dramatyczne, buduje odpowiednie napięcie, a co najważniejsze: fenomenalnie eksponuje układy taneczne. Za zmontowanie tego ponadczasowego dzieła odpowiadają George Folsey Jr. oraz Malcolm Campbell. Klimatyczne kadry zaś to zasługa Roberta Payntera. Właściwe oświetlenie cmentarnych uliczek dodaje dreszczyku emocji.

Mimo że „Thriller” jest rozbudowanym teledyskiem, wyróżnić trzeba także dobrą grę aktorską. Ola Ray jako przerażona dziewczyna Michaela przekonuje. Sam Michael Jackson oczywiście „kradnie” całe show: sprawdza się i w roli zakochanego nastolatka, i strasznego umarlaka. W trakcie zaledwie 14 minut filmu budzi grozę, rozczula, zachwyca, powoduje uśmiech na twarzy. Drugi plan jednak nadal pozostaje wyrazisty i pierwszorzędnie uzupełnia popisy Jacksona.

„Thriller” był dziełem wykraczającym poza ramy ówczesnego wideoklipu. Gdy we wczesnych latach 80. teledyski traktowano jako „niewiele warte telewizyjne ilustracje radiowych przebojów[1]”, Jackson zaproponował coś zupełnie innego, innowacyjnego. Niezbędna okazała się długa, żmudna praca nad choreografią, bowiem twórca musiał „upewnić się, że tańczący zombie będą wyglądać cool i strasznie, a nie komicznie[2]”. Zamierzony cel został w stu procentach osiągnięty i tańczący z umarłymi piosenkarz nawet po trzech dekadach prezentuje się świetnie. Nie można tego natomiast powiedzieć o efektach specjalnych, które na przestrzeni lat straciły na atrakcyjności i widowiskowości. Dziś powodują raczej uśmiech, ale ten bardziej ironiczny, bo przypominają kicz i tandetę rodem z kina lat 80. XX wieku.

Pomimo jednak „problematycznych” efektów specjalnych „Thriller” nadal pozostaje niedoścignionym wzorem dla twórców. Nie tylko pod względem realizacyjnym – krążek, z którego ten utwór pochodzi, cały czas nosi miano najlepiej sprzedającej się płyty na świecie. Co ciekawe, w 2006 roku „Thriller” został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa. Przyznano mu tytuł „teledysku, który odniósł największy sukces” – sprzedał się bowiem w nakładzie przeszło 9 milionów egzemplarzy! Lata mijają, „Król Popu” nie żyje, lecz legenda jego wielkiego dzieła chyba już nigdy nie przeminie.

 

[1] https://www.film.org.pl/prace/thriller.html, [dostęp: 12.01.2019].

[2] https://www.catawiki.pl/stories/4313-jak-teledysk-thriller-michaela-jacksona-zmienil-przemysl-muzyczny, [dostęp: 12.01.2019].

Studentka dziennikarstwa zakochana w twórczości Quentina Tarantino. Uwielbiam kino i popkulturę. Interesuje mnie sport - nie tylko pod względem rozrywkowym, ale i dziennikarskim.

Dodaj komentarz